Kategoria: Związki

Rozwiodłam się. Żałuję

KATARZYNA MIZERA

I żyli długo i szczęśliwie… po rozwodzie – tak mogłyby kończyć się bajki w obecnej postromantycznej rzeczywistości. Jeśli się nie dogadujemy, a uczucie wyparowało, po co marnować czas na coś, co nie spełnia naszych oczekiwań. Co, jeśli jednak po latach uznamy, że związek wymagał fundamentalnej naprawy, ale nie trzeba było się rozstawać? Konfrontujemy prawdziwe historie z terapeutką. 

Mam tylko jedną znajomą, która wychodząc za mąż, pół żartem pół serio mówiła, że może to nie jedyna biała suknia, którą w życiu założy. Niemal wszystkie, jak jeden, nomen omen, mąż, były przekonane, że na ślubnym kobiercu stają pierwszy i ostatni raz.

A przecież statystyki są bezwzględne. Według danych GUS w 2021 roku rozpadło się 360,5 na 1000 małżeństw. Dla porównania – w 2000 roku rozwodziło się 200,2 na 1000 par. Ten wskaźnik rośnie z roku na rok, biorąc pod uwagę dekady – gwałtownie. A to oznacza, że zmienia się definicja happy endu. W postromantycznej rzeczywistości może on oznaczać zarówno wspólne życie, jak i rozstanie. Nie trzeba przywiązywać się do myśli o jednym związku na całe życie. 

W jednym z wywiadów modelka Emily Ratajkowski powiedziała, że nie uważa rozwodu za smutną rzecz. – Za każdym razem, gdy słyszę o czyimś rozwodzie lub gdy widzę wiadomość o kolejnym rozstaniu, muszę sobie przypominać, że powinnam przyjąć postawę „Och, to smutne”. Dosłownie mówię ludziom: „Gratuluję” – opowiadała w podcaście Ratajkowski, która rozwód ma już za sobą. 

A jednak jestem ostrożna z trywializowaniem doświadczenia rozwodu, bo nic nie jest oczywiste. Czy raz nadszarpnięte zaufanie albo zawiedzione oczekiwania powinny być sygnałem, że to definitywny koniec? Gdzie leży granica między poszukiwaniem własnego szczęścia w świecie wielokrotnego wyboru a jednorazowością relacji? I, wreszcie, czy mamy prawo żałować rozwodu, którego chcieliśmy? 

Marta: Wstydzę się, że żałuję rozwodu

– Pamiętam wymowne zdjęcie wniebowziętej Nicole Kidman tuż po wyjściu z rozprawy rozwodowej z Tomem Cruisem. To byłam ja. Z papierami rozwodowymi w ręku czułam się królową życia – Marta myślała, że ich uczucie po prostu się wypaliło i już nic już z tego związku nie wyciśnie. – Denerwował mnie każdy jego gest, każde słowo, nawet to, w jaki sposób je. Był powolny, naiwny, mało ambitny. Tkwił w tej samej słabo płatnej pracy od lat, nie dążył do żadnych zmian, nie szukał nowych bodźców, a byłam już w zupełnie innym miejscu. Potrzebowałam czegoś innego.

Rozwód przebiegł pokojowo. Nadal widywali się, mogła liczyć na jego pomoc, gdy zachorował jej ojciec. Po jakimś zaczęła randkować. – Początkowa ekscytacja szybko zamieniła się we frustrację. Na swojej drodze spotykałam zakochanych w sobie narcyzów, karierowiczów i pozorantów. Bywało, że znikali bez słowa, po kilku – jak sądziłam – fajnych spotkaniach – opowiada Marta. – Moja przyjaciółka zwróciła mi wtedy uwagę, że coraz częściej porównuję ich do byłego męża. Jego wady – delikatność, dziecięca naiwność, to, że nigdy nie liczyły się dla niego pieniądze – z czasem zaczęły wydawać się zaletami. 

Dla niego rozstanie było jak kubeł zimnej wody. Zmienił pracę, zaczął podróżować. Gdy wrzucał więcej zdjęć na Instagram, sądziła, że chce jej zaimponować. – Powód jednak, cytując klasyka, „miał imię”. Zanim zrozumiałam, że za nim tęsknię, już z kimś się spotykał. 

Marta przyznaje, że dziś postąpiłaby inaczej. Spróbowałaby terapii dla par, postawiłaby ultimatum, wywołała trzęsienie ziemi. – Gdy moje koleżanki mówią, że cieszą się z rozwodu, ja wstydzę się przyznać, że żałuję tej decyzji. 

Terapeutka: To naturalne, że rozwodowi towarzyszy żałoba

Pytam terapeutkę, Karolinę Leę Jarmołowicz z Ośrodka Centrum, co zrobić z poczuciem żalu i wątpliwościami po rozwodzie.

Wiele osób zgłasza się w czasie rozwodu na terapię, by lepiej poradzić sobie z jego przebiegiem. Czasem dlatego, że nadal kochają partnera, często po prostu nie wiedzą, jak ma wyglądać ich życie po rozstaniu. Czują pustkę i pomimo że nie byli szczęśliwi w małżeństwie, to nie potrafią sobie z tą pustką poradzić. To naturalne, że takiej zmianie towarzyszy żałoba. Żegnamy to, co było (niezależnie czy dobre, czy złe), doświadczamy złości, potem smutku, ale też targujemy się ze sobą albo z partnerem, żeby może coś jednak wziąć z tego, co było. 

W procesie żałoby partnerzy czasem wracają do siebie i próbują odbudować straconą bliskość. Nie jest to łatwe i rzadko się udaje, bo zazwyczaj po wielu latach walki przynajmniej jedna ze stron czuje ulgę, że to koniec. Jeśli tęsknią za sobą obie strony i łączy je wiele dobrych wspomnień oraz są dla siebie życzliwe, to szansa jest, ale tylko do momentu, kiedy nie zbudują zupełnie oddzielnego życia. Wtedy zwykle jest już za późno. 

Praca nad stratą z osobą, która jeszcze chce, pomimo że druga już nie, to jak towarzyszenie w żałobie. To praca nad tym, żeby – niezależnie od tego, co minęło – mogła zbudować satysfakcjonujące życie, przepracować indywidualne trudności, które przyczyniły się do rozpadu małżeństwa. Jeśli to zrobi, wzrośnie szansa na stworzenie w przyszłości nowej relacji. Pewnie dlatego statystycznie kolejne małżeństwa są bardziej udane niż pierwsze, bo ludzie już wiedzą, co robili nie tak, i od początku pracują, by nie powtarzać błędów. 

Ewa: Druga szansa

Ewa odkryła, że jej mąż ma romans. To był dla niej ogromny cios, bo uchodzili za idealną parę, byli nierozłączni. Klisza – on dużo chorował, miesiące spędzał w szpitalu na dializach, zauroczyła go pielęgniarka. Ewa przegapiła moment, kiedy mąż stał się dla niej tylko pacjentem. Miała na głowie wspólną firmę, rodzinę. Gdy dowiedziała się o romansie, górę wzięły emocje. Zabrała dzieci i wyprowadziła się. On długo błagał o wybaczenie. Ona pomimo tego, co przeszła, nie przestała go kochać i nadal za nim tęskniła. Potrzebowała czasu, by wszystko przemyśleć. Wrócili do siebie, ale na nowych warunkach. 

Jej mąż zmarł. Ewa przyznaje, że nie żałuje, że nie złożyła pozwu rozwodowego, chociaż intensywnie o tym myślała. – Cieszę się, że mogliśmy razem spędzić ostatnie lata jego życia. To był naprawdę dobry czas. 

Terapeutka: O dobry związek trzeba dbać każdego dnia

Pytam terapeutkę, Karolinę Leę Jarmołowicz z Ośrodka Centrum, czy każdy związek zasługuje na drugą szansę.

Błędem jest myślenie, że szczęśliwy związek jest dany na zawsze. O dobry związek trzeba dbać każdego dnia i jest to ciężka praca. Potrzebne są wzajemna życzliwość i chęć do otwartej rozmowy. 

Testem dla związku jest to, jak rozwiązujemy problemy. Kluczowe nie jest to, w jaki sposób się kłócimy, ale to, jak rozmawiamy o ważnych sprawach. Jeżeli para lub jedna z osób w związku nie chce mierzyć się z problemami, to właściwie nie ma szans na udaną relację. Warto naprawiać auto, kiedy zaczyna się psuć, ale kiedy wszystko jest w nim zepsute, nadaje się tylko na złom. Podobnie jest z małżeństwem. 

Dlatego należy dbać o nie od początku. Wtedy, nawet gdy zdarzy się jakiś wypadek, łatwiej będzie naprawić. Relację przez lata zaniedbywaną trudno poskładać. 

Wierzę, że dopóki w związku nie ma pogardy i przemocy, a są życzliwość i miłość, to jest szansa na ratunek. A czy się uda? Odpowiem jak każdy psychoterapeuta: to zależy.

https://www.vogue.pl/a/historie-kobiet-ktore-zaluja-rozwodu

„Kobiety szukają mężczyzn, których jeszcze nie ma, a mężczyźni kobiet, których już nie ma. Między Polkami a Polakami jest przepaść”, mówi socjolożka Karolina L. Jarmołowicz

Opublikowano: 18.01.2023

– Ludzie myślą, że kompromis jest wtedy, kiedy każda strona zatrzyma coś swojego i razem coś z tego uplotą. Nie. Kompromis oznacza, że porzucamy swoje i wspólnie budujemy coś nowego. I tu dochodzimy do bardzo ważnej kwestii z perspektywy kobiet: to, czego chcemy dziś od mężczyzn, nie jest możliwe. Facet to nie jest choinka! Kobieta też nie. Obie strony muszą zejść na ziemię, pożegnać przynajmniej część pragnień i znaleźć balans – mówi Karolina Lea Jarmołowicz, psycholożka, socjolożka.

Marta Szarejko: 52 proc. kobiet do 35. roku życia ma wyższe wykształcenie i tylko 32 proc. mężczyzn.

Karolina Lea Jarmołowicz: Dzieli nas 20 punktów procentowych – przepaść. Polki są świetnie wykształcone, wielozadaniowe, ambitne. Jesteśmy jednymi z najbardziej pracowitych kobiet w Europie. Odważniej opuszczamy małe miejscowości i wyjeżdżamy do dużych miast. Mężczyźni robią to jednak rzadziej: świetnie pokazuje to pewien telewizyjny program.

Rolnik szuka żony.

Tak! Oglądając go, widzimy trudności psychologiczne i społeczne w nawiązywaniu relacji. Mamy wielkomiejskie singielki z aspiracjami, które się liberalizują i pogubionych mężczyzn, którzy zostają w tyle w każdym aspekcie: nie tylko wykształcenia, ale też siły życiowej, napędu do działania. Jak na dłoni widać kryzys męskości.

Kobiety są teraz na miejscu mężczyzn: kształcą się, pracują, zarabiają, a jednocześnie rodzą dzieci i wychowują je.

Role się odwróciły, bo dziś jedna zarabiająca na dom osoba raczej nie wystarczy. Pamiętamy wzór tradycyjnej rodziny, obciążającej zarówno kobiety, jak i mężczyzn. Te pierwsze miały na barkach dom, wychowanie dzieci, a ci drudzy odpowiedzialność finansową. Dziś kobiety chcą więcej: równouprawnienie dało im napęd, chcą studiować, pracować i mieć rodzinę. Pieniądze są dla nich ważne, ale nie najważniejsze.

Pewna terapeutka opowiadała mi, że jej klientki jadąc na randki, zostawiają samochód kilka ulic dalej – żeby nie peszyć mężczyzny, z którym się spotkają.

Boją się, że go spłoszą: nie tylko są lepiej wykształcone, ale też często bardziej zamożne. Tymczasem co by zrobił mężczyzna? Wyeksponował samochód! Mężczyźni stawiają na finanse, dla nich wysoki status społeczny to konkretne pieniądze, a nie sześć fakultetów na różnych uczelniach.

Z badań wynika, że studia są dla kobiet wystarczającym powodem, żeby wyjechać do dużego miasta. Mężczyzna musi mieć pewność, że po tych studiach będzie dobrze zarabiał.

Znacznie więcej mężczyzn decyduje się na podjęcie pracy po ukończeniu szkoły średniej, kobiety na tym nie poprzestają, uznają, że do prestiżowej pracy trzeba się przygotować, rozwinąć. Poza tym w pamięci ciągle mają to, że ich matki musiały wybierać: kariera albo dom.

One nie muszą, chcą mieć wszystko. Tymczasem wydaje się, że mężczyźni nie są do tego przygotowani. Na poziomie deklaracji stawiają na partnerskie relacje, ale w praktyce nie są na nie gotowi, boją się ich.

Obie strony są na przegranej pozycji.

Kobiety szukają mężczyzn, których jeszcze nie ma, a mężczyźni kobiet, których już nie ma. Myślę, że to niezwykle ważne: zobaczyć, że jesteśmy w okresie przejściowym, czasie transformacji stereotypowego myślenia i tworzenia nowych ról społecznych. A każda zmiana niesie lęk. Statystyki na temat wykształcenia faktycznie budzą trwogę, ale wzięłabym głębszy oddech i podeszła do tego, jak do naturalnego procesu zmian społecznych, kształtowania się nowej formuły relacji.

Brzmi to trochę jak proces żałoby.

Zgodnie z teorią etapów żałoby, kiedy coś umiera, wypieramy ten fakt. Mamy etap zaprzeczenia, w którym jest dużo lęku i wycofania – w tym momencie jest wielu mężczyzn, którzy nie chcą przyjąć do wiadomości rodzącego się, nowego porządku. Potem jest złość – przeżywają ją zarówno mężczyźni, jak i kobiety — która może dawać siłę potrzebną do działania. Następnie wchodzimy w smutek i łzy, żegnanie się z tym, co stare i nieużyteczne w nowej rzeczywistości. Stawiamy sobie pytanie: co teraz?

No właśnie: co?

Myślę, że w pewnym sensie mężczyźni są na etapie depresji, powoli dochodząc do momentu targowania się, zastanawiania – co mogę zatrzymać ze starego świata, a co zbudować nowego? Co warto utrzymać, a co przeformułować? Kolejną fazą, jeśli się nie zatrzymamy, a wszystko wskazuje na to, że odwrotu już nie ma, będzie kształtowanie się tego, co nowe.

Czy dziewczyny trzydzieści, czterdzieści plus tego dożyją?

Nie wiem. A jeśli tak, to nie wiem, czy będą wtedy w związkach. Dziś ze statystyk wiemy, że 70-80 proc. pacjentów gabinetów psychoterapii to jednak kobiety, które zgłaszają się ze stanami lękowo-depresyjnymi. Z jednej strony chcą pozamykać sprawy z dzieciństwa, przyjrzeć się destrukcyjnym wzorcom zachowań, a z drugiej nie wiedzą, jak stworzyć dojrzałą, stabilną relację. A właściwie z kim ją tworzyć. Jeden, drugi, trzeci związek im nie wyszedł, zastanawiają się, co jest nie tak.

Bycie w parze wciąż jest synonimem ułożenia sobie życia.

Stereotypowe myślenie o związku wciąż jest takie: relacja jest tożsama ze szczęściem, a jej kiepskie strony widzimy często dopiero po rozstaniu. I w sumie nic dziwnego: chłopcy socjalizowani są do autonomii, dziewczynki do przywiązania. Społeczeństwo powoli się zmienia, ale kobiety wciąż bardziej niż mężczyźni określają siebie przez stałe relacje. Wciąż myślimy, że lepiej być w jakiejkolwiek relacji niż samej, bo dzięki temu społeczeństwo nas bardziej akceptuje.

Jednocześnie więcej kobiet w Polsce składa pozew o rozwód.

Bo rozwód od dawna już nie jest tabu. Dostęp do opieki psychologicznej jest większy, świadomość też, a poza tym kobiety są samodzielne finansowo, mogą sobie pozwolić zarówno na poniesienie kosztów rozwodu, jak i na życie bez partnera. Więc myślę, że na poziomie rozumu pozwalamy sobie na bycie singielką albo rozwódką, ale na poziomie emocji wciąż mamy zakodowane, że w parze jest łatwiej.

Czy mężczyzna, który jest gorzej wykształcony, może mi dać poczucie bezpieczeństwa, troskę, szacunek? Jeśli ma pozytywne wzorce, nauczył się tego w domu, wie, że związek powinien opierać się na zaufaniu i życzliwości, to tak. Dyplom do tego nie jest potrzebny

Zależy w jakiej parze.

No właśnie. Z badań wynika, że kobiety po studiach wolą pozostać samotne niż wiązać się z mężczyzną ze słabszym wykształceniem. Przy czym wykształcenie to nie tylko papier, który zresztą dziś łatwo można zdobyć, ale przede wszystkim cały zestaw zachowań, aspiracji, cech klasowych, sposobów spędzania wolnego czasu – w tym kontekście podobieństwo może okazać się niezwykle ważne.

Wyobraźmy sobie taką parę: ona znaczniej lepiej wykształcona niż on, przychodzą do pani gabinetu…

Nie muszę sobie tego wyobrażać, 80 proc. to takie pary! Widać to już podczas pierwszych spotkań: inicjatorkami terapii zwykle są kobiety, to one wiedzą, jak ważne są kompetencje relacyjne. Bo jest też druga strona medalu: w procesie edukacji nie tylko zdobywamy wiedzę o świecie, ale uczymy się funkcjonowania społecznego, komunikacji w relacji. Osoby o podobnym wykształceniu mają podobne horyzonty myślowe, ale też kompetencje społeczne, krótko mówiąc: łatwiej im się porozumieć zarówno w kluczowych, jak i codziennych sprawach.
Funkcjonują na podobnym poziomie, tak się przecież dobieramy – na zasadzie podobieństw.

Na jakość życia w relacji wpływa mnóstwo czynników, wykształcenie jest ważne, ale nie musi być decydujące. Polecam zrobić takie ćwiczenie: napisać na kartce wszystkie swoje potrzeby, a potem pragnienia – warto je rozdzielić, mieć jasność, co jest czym. Bo bez zaspokojenia potrzeb trudno żyć, bez spełnienia pragnień łatwiej.

Czyli jeśli chcę rozmawiać z moim partnerem o książkach, a on nie bardzo jest tym zainteresowany…

To może pani bez tego żyć, ponieważ to nie jest potrzeba, tylko pragnienie. Jak wszystkie aspekty związane z wykształceniem. Tu zaczyna się targowanie, o którym mówiłam, dojście do momentu, w którym widzimy prosty fakt: coś za coś. Czy mężczyzna, który jest gorzej wykształcony, może mi dać poczucie bezpieczeństwa, troskę, szacunek? Jeśli ma pozytywne wzorce, nauczył się tego w domu, wie, że związek powinien opierać się na zaufaniu i życzliwości, to tak. Dyplom do tego nie jest potrzebny.

Ale jeśli kobieta zna pięć języków, a jej partner nie zna żadnego? Widzę dwie opcje: po kilku latach ona zaczyna krytykować jego ignorancję, wbijać mu szpile, szydzić z niego…

Pogarda to ślady naszej przeszłości, relacji z rodzicami, zaburzonych więzi między nami a nimi. Echa tego, co warto pożegnać, bo tylko własne poczucie bezpieczeństwa i życzliwość dla drugiej osoby spowodują, że będziemy w stanie stworzyć dobry związek.

A druga: będzie próbowała wciągnąć partnera w swój świat. Czy on tego chce, czy nie.

I to jest pomysł nowoczesnej kobiety, która marzy o mężczyźnie, którego jeszcze nie ma! „Wciągnę go w swój świat, ale z czułością, a on zacznie się rozwijać, tak, jak ja”. Nie każdy mężczyzna chce się rozwijać, niektórzy myślą, że są w porządku tacy, jacy są. I mają do tego prawo – jeśli ktoś nie chce, nie musi się rozwijać. Pytanie tylko, czy mu z tym dobrze.

Co powinna zrobić taka kobieta?

Dobrze, żeby zastanowiła się, co jest ważniejsze: to, iloma językami mówi jej partner, czy to, że ją słyszy i wspiera emocjonalnie, troszczy o nią. Warto konkretnie nazwać to, co dla nas najważniejsze.

Zauważyłam, że kobiety, które czują ten przejściowy etap, wybierają często dużo młodszych mężczyzn, godząc się na to, że to one będą ciągnęły wszystko – dom, finanse, dzieci i karierę, ale on przynajmniej nie będzie im przeszkadzał. Nie będzie władczy, agresywny, ograniczający, tylko wejdzie w ten świat, który one narysowały i wpasuje się w niego

Jakie problemy najczęściej mają takie pary?

Poczucie niezrozumienia w relacji, zderzenia dwóch perspektyw. Ona chce studiować zaocznie, co dwa tygodnie ma zjazdy, a on chce budować dom i zakładać rodzinę. Ona mu oświadcza, że jednak zacznie te studia, a on na to: „Zaraz, zaraz, liczy się kasa! Poza tym ja chcę mieć rodzinę, dom, a tym mnie stopujesz”. Obie strony czują się blokowane – on w zakładaniu rodziny, ona w rozwoju.

Błędne koło.

Zauważyłam, że kobiety, które czują ten przejściowy etap, wybierają często dużo młodszych mężczyzn, godząc się na to, że to one będą ciągnęły wszystko – dom, finanse, dzieci i karierę, ale on przynajmniej nie będzie im przeszkadzał. Nie będzie władczy, agresywny, ograniczający, tylko wejdzie w ten świat, który one narysowały i wpasuje się w niego.

A mężczyźni?

Tkwią w impasie, tęsknią za kobietami takimi jak kiedyś: uległymi, przy których mogli się czuć męscy. Nie musieli z nimi walczyć, walczyli między sobą – ten świat był dosyć prosto zbudowany. Ale nie ma już powrotu do starego porządku. Co oczywiście nie znaczy, że będzie gorzej. Będzie inaczej.

Jak znaleźć złoty środek?

Ludzie myślą, że kompromis jest wtedy, kiedy każda strona zatrzyma coś swojego i razem coś z tego uplotą. Nie. Kompromis oznacza, że porzucamy swoje i wspólnie budujemy coś nowego. I tu dochodzimy do bardzo ważnej kwestii z perspektywy kobiet: to, czego chcemy dziś od mężczyzn, nie jest możliwe. Facet to nie jest choinka! Kobieta też nie. Obie strony muszą zejść na ziemię, pożegnać przynajmniej część pragnień i znaleźć balans.

Zasada realności zamiast zasady przyjemności. Zrobienie listy potrzeb i rozważenie, które są możliwe do spełnienia, brzmi jak przyspieszony kurs dojrzewania.

Dokładnie tak, i ja do niego zapraszam. Bo dojrzewanie to żegnanie nierealnych oczekiwań. Warto wyjść z dziecięcego pokoju i otworzyć się na to, jakimi jesteśmy – wykształconymi, czy nie. I zobaczyć, co w relacji pomimo różnic jest dobre i możliwe. Teoretycznie, jeśli mamy stabilne poczucie własnej wartości, możemy stworzyć udany związek właściwie z każdym.

To z kolei widać w programach, które mają kojarzyć pary, na przykład w „Ślubie od pierwszego wejrzenia”: na poziomie deklaracji ludzie twierdzą, że bardzo pragną relacji, a potem okazuje się, że przeszkadza im jedna, mała rzecz – kolor włosów albo zbyt głośny śmiech potencjalnego partnera, i odchodzą.

Warto zadać sobie pytanie: stawiam w życiu na relację, czy na jakość? Mam wrażenie, że domeną naszych czasów jest stawianie tylko na jakość, a nie na relację. Słabiej wykształcony partner naprawdę może do naszego świata wnieść dużo pozytywnych aspektów. A jeśli trochę spuścimy z tonu, i pomyślimy o relacji, a nie odhaczaniu kolejnych wad, czy zalet potencjalnego partnera, to może się nagle okazać, że nie tylko nie jesteśmy same, ale nie mamy już stanów depresyjno-lękowych.

Karolina Lea Jarmołowicz: psycholożka, psychoterapeutka, socjolożka. Założycielka i szefowa Ośrodka Centrum. Pracuje w podejściu integracyjnym https://zycie.hellozdrowie.pl/miedzy-polkami-a-polakami-jest-przepasc-mowi-socjolozka-karolina-l-jarmolowicz/?fbclid=IwAR0aV7VNvwcVvOHZ8UYb-XuMP5_oDxFsF-wyqyA5XhG_jHGWYZmdVIdP_uA

“Związek z dużo młodszą osobą może być początkowo fascynujący, ale bywa, że z czasem staje się destrukcyjny” [OKIEM EKSPERTA]

02.07.2022

K. LEA JARMOŁOWICZ, PSYCHOLOG, PSYCHOTERAPEUTA, SOCJOLOG, SZEFOWA OŚRODKA CENTRUM

“Każdy związek i relacja ma szansę na powodzenie. Również taki, gdzie partnerów dzieli duża różnica wieku” – mówi nasza ekspertka K. Lea Jarmołowicz z Ośrodka CENTRUM.

Powszechne kiedyś stereotypowe myślenie, że starszy facet z młodą kobietą to bardziej naturalne niż w drugą stronę, przechodzi powoli do lamus. W wielu kulturach prawo starszych mężczyzn do sięgania po młodsze kobiety, a czasem nawet dzieci jest tworem patriarchalnego systemu. Jednak nadal większość związków to wciąż pary rówieśnicze, ale duża różnica wieku staje się – niezależnie od płci, coraz bardziej powszechna. I takie związki z różnicą wieku potrafią być na korzyść każdej z płci. Coraz więcej kobiet jest niezależna i mniej podlega stereotypom, mniej także przejmuje się oczekiwaniami, że w ogóle musi wyjść za mąż. Myślą o swoich potrzebach, a nie oczekiwaniach społecznych i nie poddają się stereotypom. Chociaż w związkach zawsze w jakimś stopniu szukamy ojców i matek, a nasze nie doopiekowane dzieci domagają się doopiekowania z zewnątrz, nie zawsze oznacza, że to źle. I oczywiście różnica wieku nie jest do tego konieczna, ale bardzo celnie pokazuje ten aspekt relacji.

Monika ma 26 lat i jest od dwóch lat jest w związku z 42-letnim Markiem. Poznali się w kawiarni przy kasie. On zawołał ją, gdy zapomniała reszty, a ona w podziękowaniu postawiła mu kawę. Ona – ambitna zdolna architekt rozwijająca aktualnie swoje biuro. On – dystrybutor produktów luksusowych na Europę. Aktualnie planują ślub, potem dziecko. Monika mówi, że dzięki Markowi uwierzyła w siebie, bo on w nią uwierzył. Pchał ją i motywował do końcowych egzaminów. Dzięki niemu nie zawracała sobie głowy pijackimi imprezami i nie rozpraszała się. Zamieszkała u niego i on ich utrzymywał, więc nie musiała pracować po szkole tylko poświęciła się nauce. Dodatkowe kursy także nie były problemem. “On zawsze jest za mną. Zawsze mnie wspiera, nawet jak popełniam błędy, to wyciąga rękę i pomaga. Nikt nie daje mi takiego poczucia bezpieczeństwa, a już na pewno ja nigdy takiego nie miałam. Mój ojciec nigdy nie miał dla mnie czasu i nie obchodziły go moje potrzeby. marek mnie kocha i rozumie i zawsze mogę na niego liczyć”.

Nierzadko wchodzimy w związki uczuciowe z nadzieją na wyleczenie krzywd, zaspokojenie potrzeb takich jak miłości, uznania czy uwagi. A właśnie duża różnica wieku w spotkanym partnerze może te ślady pobudzać. Nie ma nic złego w tym, że partner może “dolewać do niedolanego garnuszka” miłości i wybieranie mężczyzny zgoła innego od ojca, by rana z pierwotnej relacji się zabliźniła. Ale… jest pewne zagrożenie. Młoda, głodna bezpieczeństwa i czasem zagubiona kobieta obdarza takiego starszego faceta podziwem i zachwytem. Widząc w nim opiekuna, który będzie zawsze przy niej i prowadził ją za rękę, będzie spełniał jej wszystkie potrzeby i pragnienia, może się oszukiwać, że tak już będzie zawsze. A to nierealne… W którymś momencie, kiedy ona dojrzewa, staje się coraz bardziej niezależna, to coraz mnie potrzebuje jego opieki i wsparcia. A on nierzadko przywykł do tego, że ma przy boku zachwyconą nim kobietę, która się słucha i przyjmuje jego uwagi i rady. Nierzadko wtedy związek ich staje się burzliwy i bolesny dla obu stron. Bo jej zapełnione braki z dzieciństwa pozwoliły dorosnąć emocjonalnie i już niekoniecznie ma ochotę na bycie z “tatusiem”.


Marcin ma 55 lat i dużą stabilizację finansową. Odniósł duży sukces i po 30 latach może wreszcie zacząć żyć, a nie tylko pracować. Jego małżeństwo z koleżanką ze studiów, po 15 latach się rozpadło. Dwójka dzieci już dziś dorosłych wyprawiona w świat, a on po 4 latach po rozwodzie związał się z Kasią. Ona ma 28 lat i jest malarką. Dużo podróżują, w Polsce rocznie może są przez 3 miesiące. On pomógł jej promocyjnie dzięki znajomym w Nowym Jorku. Dzięki jego kontaktom, ona sprzedaje dziś kilka obrazów w roku i rozwija swoją karierę. “Jestem szczęśliwy przy niej jak nigdy wcześniej. Kasia nie ma ciśnienia – wstaje rano z uśmiechem na twarzy, pełna energii do życia i zadowolona. Bez ciśnienia. Uśmiecha się do mnie, daje mi radość każdego dnia. Wszystko jej się chce – tańczy w domu i śpiewa pod prysznicem. Dzięki niej czuję, że jeszcze wiele mogę w życiu osiągnąć, a nie jestem samotnym staruchem, który już może kłaść się i umierać. Ona jest moją baterią do życia i zrobiłbym dla niej wszystko. Wcześniej spotykałem się z 30-latką, ale wciąż była zazdrosna i zaborcza, nie dawałem rady. Stale zarzucała mi zdrady, a ja Bogu ducha byłem winny. Każde nieodebranie telefonu to była awantura. Nawet nie mogłem z kolegami na golfa pójść. Wspominam to jak koszmar. Nie po to całe życie pracowałem po nocach, żeby na starość słuchać ciągłych pretensji”.


Związek z dużo młodszą osobą może być początkowo fascynujący, ale bywa, że z czasem staje się destrukcyjny. Może być tak, że kobieta opuszczona przez ojca w dzieciństwie, niesie w sobie ślady ogromnej złości. I spotykając starszego partnera, te ślady się mocno uruchamiają. Wybuchy złości, agresji i płaczu, będące odreagowaniem dawnych śladów, a nie tego co dzieje się w aktualnej sytuacji. Niestety nierzadko bez podjęcia psychoterapii, próby ukojenia jej bólu działają na chwilę, a związek skazany jest na niepowodzenie. Młoda dziewczyna ze starszym mężczyzną może liczyć na większą wyrozumiałość, cierpliwość i swoistą opiekę. Jego dojrzałość w sprawach seksualnych także może być dla niej wartością, bo starsi partnerzy są bardziej czuli i zaangażowani w zaspokojenie potrzeb młodszej partnerki. Bywa również, że kobieta potrzebuje tego w sferze emocjonalnej, a seks jest raczej kontynuacją bliskości i wyrazem czułości i wdzięczności. Starszy mężczyzna natomiast nie będąc już tak zadowolony ze swojej sprawności seksualnej jest bardziej nastawiony na sprawienie kobiecie przyjemności, przez co realizuje swoją przyjemności rozkosz.


Karolina ma 39 lat i od ponad dziesięciu pozostaje w związku z dziesięć lat młodszym od siebie Kubą. Poznała go na imprezie na plaży w czasie wakacji. To miała być tylko wakacyjna przygoda, która miała ją odmłodzić, dopieścić, ale… dziś mieszkają razem w domu obok jego rodziców, a ona jest w ciąży. Zaczęło się wszystko od jednej nocy, potem były spotkania raz na jakiś czas. Potem coraz częściej. On wpadał do niej, a tak żyli w oddzielnych światach. Ona zapracowana, on wolny jak ptak – pływał na desce i był instruktorem. Z czasem bez siebie nie potrafili żyć. Ona przy nim tylko potrafiła odpoczywać, on dzięki niej nie imprezował tyle z kolegami i układał swój biznes. Szalone noce razem przedłużały się w długie śniadania, a z czasem – wspólne wyjścia do swoich światów. Mijały lata aż nagle doszli do wniosku, że nie są w stanie bez siebie na co dzień żyć. On przekonał ją, że zajmie się dzieckiem, kiedy ona będzie w pracy. Że ona nadal będzie mogła poświęcać się karierze, a on ma dużo czasu i luz, więc mała/mały będzie zaopiekowany najlepiej. Do tego jego rodzice będą zachwyceni móc mieć wnuka przy sobie. “Kuba jest najpozytywniejszym i wyluzowanym człowiekiem na świecie. Wyszalał się już za wszystkie czasy a do tego kocha dzieci. Ma dużo cierpliwości, czego o mnie nie można powiedzieć. Ja mam dużo stresu w pracy, więc jak wracam, potrzebuję oddechu a on mi go zawsze daje. A seks z nim… to jest namiętność, która uwalnia wszystkie troski”.


Czasem wiążąc się z młodszą partnerką, próbujemy oszukać biologię, oddalić grozę śmierci, ale jednak tym samym przyspieszamy konfrontację. Zwykle na początku jest tylko przygoda, chcemy się dzięki niej jakoś odświeżyć, odmłodzić, dopieścić. Jednak z czasem uzależniamy się od tego. Kiedy ona ma 40 lat, a on 30, to życie seksualne mogą mieć cudowne. On jest dużo atrakcyjniejszy fizycznie do rówieśników. Bardziej zadbany, wysportowany, nie ma trudności z potencją, a wręcz jest w kwiecie swoich możliwości. Zawsze chce, pożąda i może. Młodszy facet ma wiele zalet: można z nimi miło spędzać czas, porozmawiać, wyjść na spacer, obejrzeć film, pożartować i zwyczajnie się przytulić. Jest pełen energii, pasji i emocji. Chce imponować starszej kobiecie swoim hobby, troszczy się o nią bardziej, ma siłę robić niespodzianki. Życie nie jest nudne, bo ma witalność i siłę. Bo nawet gdy jest zmęczony po pracy, ma często w sobie dość sił, by porozmawiać i się przytulić. Rozjazd może zacząć się kiedy ona będzie miała 50 lat i dużo mniej siły, fizycznie – co by nie robiła to nie będzie w stanie czuć się atrakcyjniej fizycznie przy dużo młodszym partnerze. Natura w tej kwestii nie jest zbytnio wyrozumiała i kobiety fizycznie starzeją się wizualnie dużo szybciej. Czas przekwitania także nie należy do najmilszych. Wtedy mogą się ich drogi rozjechać, tym bardziej gdy partner będzie przechodził kryzys swojego wieku średniego. Ale to oczywiście nie musi dotyczyć wszystkich.


To, czy relacja ma szansę powodzenia, zależy od wielu czynników – konkretnej sytuacji, podejścia do różnic, które w naturalny sposób się pojawią. Często to nie wiek jest trudnością, a odmienne temperamenty, poglądy, wartości czy zdobyte doświadczenie. Związek z dużą różnicą wieku może być niezwykle udaną relacją lub chybionym wyborem. Należy podkreślić, że nie ma tutaj jednej reguły, tak jak nie ma złotej recepty na udany związek. Każdy związek i relacja ma szansę na powodzenie. Również taki, gdzie partnerów dzieli duża różnica wieku. Jednak istotą jest, aby konfrontować się ze swoimi rzeczywistymi potrzebami: czego potrzebuje, a czego pragnę, na co się zgadzam, a co wykluczam i nie działam wbrew sobie, jak wygląda rzeczywistość, a nie buduję bajki. Ważne, żebyśmy oswoili się z myślą, że związek jest czymś, co podlega nieustannym zmianom. I to w każdym obszarze – fizycznym, uczuciowym, seksualnym, finansowym. A różnorodność przyjmowanych postaw i ról w różnych sytuacjach i kontekstach zapewnić nam może wartość i satysfakcję dla obu stron.https://zdrowie.kobieta.pl/artykul/duza-roznica-wieku-w-zwiazku-czy-zwiazek-ma-szanse-przetrwac-psychoterapeutka-opowiada

“Po chwilach wielkich uniesień, czas magii skończył się jak romantyczny film na literach końcowych” – Psychoterapeutka wyjaśnia, co nas gubi w związkach

03.06.2022

K. LEA JARMOŁOWICZ, PSYCHOLOG, PSYCHOTERAPEUTA, SOCJOLOG, SZEFOWA OŚRODKA CENTRUM

UDOSTĘPNIJ:    

Wiosna nazywaną jest porą miłosną. Prawie każdy marzy o wielkiej miłości, czyli szczęśliwym długim związku, ale czy tak wielu z nas jak o nim marzy to potrafi go stworzyć?

Nasza kultura podsuwa nam niestety wzorzec relacji, który jest bardzo daleki od tego jak to powinno zdrowo wyglądać. A co gorsze, to scenariusze znalezienia prawdziwej miłości jakie oglądamy np. w filmach romantycznych czy czytamy w kolorowych magazynach, prowadzą do ogromnej desperacji i uzależnienia od drugiej osoby. Bowiem romantyczne filmy oparte są zazwyczaj na tym okresie pierwszym – czasie zauroczenia, bujania w obłokach, magii pełnej uniesień. A w prawdziwym życiu niewiele jest magii …

Agnieszka ma 33 lata. Ma za sobą kilka nieudanych relacji. Mówi o nich, że to było toksyczne. Na początku wszystko wyglądało super. Marcina poznała na imprezie. Czarował ją cały wieczór, stawiał drinki. Szalenie przystojny a wybrał właśnie ją. Odprowadził do taksówki i poprosił o numer. Następnego dnia poszli na kolacje. Rozmawiali całą noc. Był czarujący i zainteresowany jej życiem. Szczegółowo wypytywał o wszystko. Miała wrażenie, że pierwszy raz ktoś ją tak doskonale rozumie. Odprowadził ją do domu i pocałował namiętnie na dobranoc. Pisali potem smsy przez pół nocy. Przez kolejne tygodnie wszystko było jak z bajki. Zaprosił ją do siebie na kolację, którą sam przygotował. Potem był u niej kilka razy, ale nie zostawał na noc, bo musiał rano być w biurze. Chodzili czasem do kina i na spacery. Rozmawiali o tym jak wspaniale byłoby razem wyjechać na wakacje. Ona w głowie budowała już wspólną przyszłość. W sumie nawet pytała go o to czy on chce mieć dzieci i czy myśli poważnie o ślubie. Finalnie wyjechali razem na weekend i nagle coś się stało. Nie wie co, ale on coraz mniej miał dla niej czasu. Rzadziej pisał. Dwa weekendy z rzędu miał „ważne sprawy” i nie spotkali się. Kiedy postanowiła to z nim wyjaśnić i wręcz przymusiła do spotkania, powiedział, że dla niego to za szybko, że jednak nie jest gotowy na związek i zniknął. Nie rozumiała co się stało, bo przecież tak do siebie idealnie pasowali…

I tak po chwilach wielkich uniesień, czas magii skończył się jak romantyczny film na literach końcowych … W żadnym filmie romantycznym nie ma rozwinięcia poza nadzieją na „żyli długo i szczęśliwie”. A rzeczywistość jest taka, że wtedy właśnie zaczęło się prawdziwe życie, a tego już w filmach się nie pokazuje. Przewrotnie – to jak to się zaczyna właśnie i później toczy relacja jest fundamentem udanego związku. Ten czas właśnie determinuje to, czy potem będzie szczęśliwie. Bo zupełnie co innego jest ważne na początku relacji, a co innego później. Co innego jest pisać po nocach do nowo poznanej dziewczyny, a co innego kończyć rozmowy wcześnie by położyć się na czas i wyspać do pracy. Co innego zapraszać na kolację, a co innego gotować ją wspólnie.

Ania ma 36 lat i randkuje na tinderze od kilku miesięcy. Dużo pracuje, więc tylko wieczorami przed snem może trochę poklikać. Już kilka razy miała tak, że spotykała faceta z bajki, a on po kilku spotkaniach okazywał się beznadziejny. Albo znikał z dnia na dzień, albo przestawał odpisywać. A przecież tak do siebie idealnie pasowali! Co więc się stało? Co robi źle, że oni znikają?

Jak powinien wyglądać początek relacji, by odnieść sukces i żyć z kimś długo i szczęśliwie?

Przede wszystkim – nie należy robić tego jak w filmach! Bardzo często na początkowych spotkaniach nie słuchamy drugiej osoby tylko koncentrujemy się na tym, żeby się pokazać idealnymi. Zrobić wrażenie a nie naprawdę opowiedzieć o sobie. Wszystko by ta osoba nas „kupiła”. Często także nie słuchamy kogoś dokładnie, a wyłapujemy tylko to co nam w jakiejś osobie podpasuje. Pasuje do tego idealnego wyobrażenia o relacji jakiej my pragniemy i nie zważamy na rzeczywistość. I przez to, jak przychodzi moment, że spędzamy ze sobą więcej czasu, to okazuje się, że ani my nie jesteśmy w stanie doskoczyć do ideału jaki komuś sprzedaliśmy, ani ta osoba nie jest taka jaką sobie wymyśliliśmy. Naturalnie więc, że przychodzi rozczarowanie. Bo bajek nie ma. Jest zwykły prawdziwy człowiek. Są jego potrzeby i nasze potrzeby. Jego zalety i wady, silne strony i słabości. Każdy je ma. I najgorzej, że często oczekujemy, że ktoś wyczuje nasze potrzeby i marzenia. Jeśli tak, to uważamy, że do nas pasuje. NIC BARDZIEJ MYLNEGO… Związek nie ma nic wspólnego z bajką. Jest ciężką pracą dwojga ludzi, którym może na początku towarzyszy trochę chemii, ale to niewielka iskierka, która mija, jeżeli nie będziemy osadzeni w realnym świecie.

Ewelina ma 37 lat i dwa nieudane związki na koncie. Zrobiła sobie nawet listę tego czego nie chce w partnerze, a co jest obowiązkowe. Umawia się często na randki, ale prawie za każdym razem od wejścia już wie, że „to nie to”. A to niski, a to za wysoki, a to za chudy albo za flegmatyczny. Założyła, że nie chce marnować więcej czasu, więc dokonuje szybkiej selekcji. Doszła do wniosku po 20 randkach, że nie ma faceta dla niej i że nic już ją ciekawego nie spotka, bo żaden z nich nie zaparł jej tchu w piersiach, jak tamci, z którymi była w związkach. Ogląda filmy na Netflixie i marzy wieczorami o przypadkowym spotkaniu „tego jedynego”. I po każdej kolejnym dniu czy spotkaniu, czy rozmowie jest jeszcze bardziej rozczarowana.

Niestety często nie bierzemy pod uwagę, że byli faceci może robili na nas piorunujące wrażenie na początku, ale jednak te związki się nie udały, a często nie rozumiemy dlaczego. Albo też zapominamy o tym, chcąc w kolejnym partnerze znaleźć to, co było dobre w tamtej relacji plus nie będzie niczego złego co tam było złe. A to tak nie działa…

Wchodząc w relację powinniśmy zdecydowanie dużo mówić, pytać, opowiadać i zamiast planować od razu przyszłe życie i odhaczać checklist, to poznawać osobę jaka ona jest tu i teraz. Zobaczyć czy ona nam odpowiada i czy do nas pasuje.

Pamiętajmy też o tym, że bardziej lubimy to, z czym mamy częściej do czynienia. Tak jak z piosenką, która może nam się na początku nie podoba, ale kiedy usłyszymy ją kilkukrotnie, po paru dniach znajduje się na naszej liście ulubionych utworów. Przenosząc to na relacje, im częściej się z kimś spotykamy, im lepiej go poznajemy, może bez omdlenia na początku, ale za to świadomie i faktycznie słuchając kogoś i rozmawiając z tą osobą, tym bardziej go mamy szansę polubić.

PARA to system, który nieustannie się zmienia, a partnerzy wpływają na siebie. Dajmy sobie czas i uważnie się słuchajmy. W terapii par psychoterapeuta najpierw koncentruje się na zidentyfikowaniu różnych mechanizmów w parze, które wpływają dobrze, a które źle. Bo zwykle każda z osób widzi tylko swoją część i nie rozumie, że to co robi wywołuje określone konsekwencje także też w drugiej osobie. Często więc zmiana postepowania jednak automatycznie wpływa na zmianę także całej relacji i zachowań drugiej strony.

Kiedy strony zobaczą jak ten system działa, to mają szansę zmniejszyć wpływ niefunkcjonalnych zachowań i postaw. Co szybko prowadzi do poprawy funkcjonowania związku. W tym także postaw indywidualnych każdej z osób i jej schematów destrukcyjnych. W pierwszych fazach relacji naturalne jest wzajemne poznawanie się, budowanie bliskiej relacji opartej na zaufaniu, przyjaźni i miłości erotycznej, odseparowywanie się̨ od swoich rodzin i pochodzenia, poznawanie swoich rodzin oraz przekazów rodzinnych, by lepiej siebie rozumieć. Poznając kogoś także sobie odpowiadamy na wiele pytań i weryfikujemy swoje wyobrażenia, pragnienia i potrzeby. I na to potrzebny jest czas i wysiłek. Nie ma tu więc żadnej magii tylko rzeczywistość. I to jest możliwe na płaszczyznach: komunikacji (żeby się usłyszeć), intelektu (aby zobaczyli style przywiązania jakie tworzymy i jakie więzi), emocji (samoregulacji emocjonalnej w sytuacjach niezgody czy kłótni).

Pamiętajmy, że bardziej lubimy to, z czym mamy częściej do czynienia. Zjawisko to wyjaśnia przykład, dlaczego raz słysząc jakąś piosenkę możemy powiedzieć, że kompletnie nam się nie podoba, a kiedy usłyszymy ją kilkukrotnie w radiu, po paru dniach znajduje się na naszej liście ulubionych utworów. Przenosząc to na relacje, im częściej się z kimś spotykamy i „nucimy” z nim, tym bardziej możemy go polubić. Także za różnice. Bo różnice też się bardzo liczą. To, że one się pojawiają jest kwestią oczywistą i nie bójmy się ich, a nie traktujmy jako coś równie wartościowego jak podobieństwa. Odmienne poglądy, różnice w oczekiwaniach oraz postępowaniu to okazja do pasjonujących rozmów, do rozwoju osobistego, a także do weryfikacji własnego zdania, które nie zawsze musi być najwłaściwsze i dopiero dyskusja z kimś i poznanie jego wizji daje szansę na sprawdzenie tego. Bardzo szkodliwe jest przekonanie, że będziemy zgadzać się z partnerem w każdej sprawie, bo powoduje to znowu nierealne oczekiwania, które negatywnie wpływają na relacje. Silny fundament związku buduje nauka pracowania nad kompromisem oraz konstruktywnego komunikowania swoich oczekiwań, myśli, wyobrażeń. Warto wypracowywać to w drobnych kwestiach by np. w sytuacji, gdy pojawią się dzieci, rodzice mogli być jednomyślni, co jest już niezbędne do zdrowego funkcjonowania dzieci.

Należy spędzać ze sobą dużo czasu, dzielić się szczerze myślami i wątpliwościami, nie odkładać niezadowolenia na później. Nie wymyślać co ktoś miał na myśli, tylko zapytać o to, bez atakowania kogoś, po to by dobrze druga osobę zrozumieć. Ukryte niedomówienia i nierozwiązane konflikty nie znikną, a wrócą ze wzmożona siłą.

Pielęgnowanie odrębności partnerów jest natomiast równie ważne jak budowanie bliskości razem. Należy dać partnerowi czas na samotność, na swoje hobby, na przyjaźnie. Oczywiście mając na względzie określone zasady jakie para powinna ustalić. Wymaga to zaufania danego drugiej osobie, którego nie powinna się oczywiście nadużywać.

https://zdrowie.kobieta.pl/artykul/jak-zbudowac-trwaly-i-szczesliwy-zwiazek-psychoterapeutka-wyjasnia-co-nas-gubi-i-czego-absolutnie-nie-robic?fbclid=IwAR0oReNDKR21H9Jl4VaxeSNBoK-yjpdDIJhVW1LrGj3kI_7q0iwRC4FLMIY

Psychoterapeuta: Relacja terapeutyczna jest jak związek – nie od razu trafimy na dopasowaną do nas osobę

Coraz większą wagę przykładamy do swojego zdrowia psychicznego, ale i coraz częściej mamy problemy, które wymagają fachowej pomocy. Jak wygląda pierwsza wizyta u terapeuty? Jak się do niej przygotować i jak znaleźć naprawdę dobrego fachowca?

Kiedy warto pomyśleć o wizycie u specjalisty?

Karolina Lea Jarmołowicz, psychoterapeuta: Przede wszystkim wtedy, kiedy podejmowane przez nas działania w istotnych sprawach nie przynoszą takich efektów, jakie byśmy chcieli. Kiedy ciągle, np. psujemy relacje, powielamy te same błędy i nie wiemy, jak wyjść z tego schematu.

Ale nie tylko. Spotkanie z psychoterapeutą warto rozważyć także wtedy, gdy stres i napięcie uniemożliwiają nam funkcjonowanie – czy to w domu w relacji z bliską osobą, czy w pracy. Dobrze jest się zastanowić, co to napięcie w nas zmienia. Jeśli zdarza nam się wybuchać złością, warto się zatrzymać się i zastanowić, co jest “zapalnikiem” do takiego zachowania. Niektóre osoby, takie problemy próbują rozwiązać, rozmawiając z przyjacielem lub z kimś bliskim, i faktycznie czasem to pomaga. Jeśli jednak takie rozmowy nie przynoszą rezultatu i dalej tkwimy w bezradności i niszczymy np. siebie i bliskie relacje – warto rozważyć spotkanie z psychoterapeutą.

Kogo szukać?

Psycholog to osoba, która skończyła pięcioletnie studia magisterski i zrobiła specjalizację, np. kliniczną. Z takim wykształceniem można udzielać podstawowej pomocy psychologicznej, przeprowadzać testy czy prowadzić badania lub zostać orzecznikiem. Psycholog jest takim “lekarzem pierwszego kontaktu”, jeśli mamy problem natury psychicznej. Jego zadaniem jest wstępna oceny stanu “zdrowia” pacjenta i skierowanie go do psychiatry, psychoterapeuty lub udzielenie pomocy psychologicznej.

Lekarz psychiatra zajmuje się leczeniem, ale nie prowadzi psychoterapii. Jego zadaniem jest wysłuchanie pacjenta celem diagnozy lekarskiej i albo skierowanie na psychoterapię, albo przepisanie leków i skierowanie na psychoterapię. Zajmuje się przede wszystkim leczeniem chorób i zaburzeń psychicznych, jeśli u danej osoby ich nie rozpoznaje to powinien skierować pacjenta do psychoterapeuty lub seksuologa czy neurologa, adekwatnie do sytuacji.

Psychoterapeuta to ktoś, kto zajmuje się rehabilitacją zdrowia psychicznego. Używa metod i technik, aby “przepracować” z pacjentem, jakiś określony problem natury psychologicznej, w którym pacjent zmieniając swoje destrukcyjne schematy, zmienia problem jaki występuje w jego życiu. Aby prowadzić psychoterapię trzeba ukończyć (lub być w trakcie) min. 4 letniej szkoły psychoterapii, dla osób, które są już magistrami po kierunkach humanistyczno-społecznych tj. psychologia, pedagogika, socjologia.

Jak wygląda pierwsze spotkanie z psychoterapeutą?

Pierwsze spotkanie w naszym Ośrodku to bezpłatna konsultacja, która trwa od 20 minut. Każdy pacjent jest inny i z każdym rozmawia się inaczej. W mojej ocenie kilkanaście minut, które poświęcam osobie, która przychodzi do nas do Ośrodka wystarczają, aby rozpoznać, czy w ogóle i co jest problemem do pracy terapeutycznej oraz jakie są podstawowe schematy i tendencje tej konkretnej osoby, a także czasem jakiego rodzaju doświadczenia życiowe wpłynęły na ich ukształtowanie. To pozwala to dobrać odpowiedniego specjalistę – zarówno pod względem sposobu pracy, ale także nurtu w jakim dana osoba pracuje oraz jej osobowości. Jesteśmy małym Ośrodkiem i bardzo dużą uwagę przywiązujemy do jakości pracy, dlatego bardzo dokładnie sprawdzamy każdego specjalistę i sposób jego pracy oraz osobowość.

Naprawdę?

Tak. Bardzo dużo można wyczytać nie tylko z tego, co mówi, ale jak się człowiek zachowuje, porusza – mowa ciała mówi czasem więcej niż słowa. Bardzo uważna obserwacja i koncentracja w połączeniu z doświadczeniem i wiedzą, pozwalają odkryć, dlaczego dana osoba zgłasza się na psychoterapię.

Co dzieje się potem?

Kiedy już wiem “z czym”, pacjent przyszedł oraz jakie ma trudności i destrukcyjne schematy, to dopasowuje odpowiednią osobę z zespołu. Terapia będzie skuteczna tylko wtedy, gdy pacjent będzie się czuł bezpiecznie przy swoim terapeucie. Zazwyczaj w psychoterapii wystarczą 1-3 spotkania, aby terapeuta rozpoznał problem na tyle dobrze, aby określić strategię pracy i umówić się konkretnie z pacjentem na realny problem do zmiany. Po tych kilku spotkaniach sam pacjent już wie, czy faktycznie czuje się gotowy na psychoterapię i czy terapeuta mu odpowiada. Jeśli nie – ma prawo poszukać innego. Do terapii i terapeuty trzeba podejść jak do związku, czyli na początku mamy takie “randki”. Jeśli po trzech spotkaniach czujemy, że nie ma chemii i nie czujemy się bezpiecznie i rozumiani – trzeba odpuścić i szukać dalej.

Jak się przygotować do takiego pierwszego spotkania?

Przede wszystkim trzeba chcieć zmiany. Bez tego nic się nie uda. Namawianie kogoś do psychoterapii nic nie zdziała. Jedyne, co możemy zrobić, to szczerze powiedzieć osobie, która naszym zdaniem ma z czymś problem, że nie podoba nam jej się zachowanie, że nas rani i że nie chcemy się z nią spotykać, dopóki nie zacznie nad sobą pracować. Jeśli ktoś na serio myśli o terapii powinien spróbować odpowiedzieć sobie na trzy pytania: jak ja sam myślę o swoim problemie, czy mam pomysł, dlaczego tak robię i jak się do tego przyczyniam. Nie musi jednak znać odpowiedzi na wszystkie te pytania – w ich szukaniu pomoże doświadczony terapeuta. Najważniejsze to uświadomić sobie problem i chcieć się z nim zmierzyć.

Ile powinna trwać terapia?

Wszystko zależny od doświadczeń pacjenta, ilości problemów oraz jego gotowości – świadomej i nieświadomej do zmiany. Czasem wystarczy kilka miesięcy, zwykle rok-półtora, do dwóch lat, ale jeżeli problemy są bardzo duże i występują zaburzenia osobowości, to niestety dłużej. Szczególnie jeżeli pacjent mierzyć się będzie z pracą nad ogromnymi traumami z dzieciństwa, które uniemożliwiają mu funkcjonowanie. Czasem się zdarza, że wychodzą nowe rzeczy i ten czas się wydłuża. Jednak pacjent już po trzech miesiącach terapii powinien zaobserwować zmiany w kwestii, z którą terapeuta pomaga mu się uporać (temat terapii ustala się na samym początku). Jeśli nic nie zmieniamy i nie nadal nie rozumiemy, co robimy i dlaczego – to warto porozmawiać o tym ze specjalistą. Być może problem jest osadzony właśnie w relacji z terapeutą i taka rozmowa może wnieść bardzo dużo.

Trzeba sobie zdawać sprawę, że terapia to najczęściej długi proces, wymaga czasu i zaangażowania. Najlepsze – trwałe efekty – pojawiają się tak naprawdę od pół roku do roku po terapii. To trochę, jak w wejściu w dorosłość – to jak nas rodzice wychowali i skutecznie pomagali, to widzimy dopiero wtedy, gdy wyprowadzimy się z domu i zaczniemy żyć samodzielnie. Tak i jest w terapii – najwięcej zmian w całej jakości życia widać po jakimś czasie.

Czy wiek, w którym rozpoczynamy terapię ma znaczenie?

Wszystko zależy od tego, jaki mamy bagaż doświadczeń i z czym przychodzimy do terapeuty. Teoretycznie młodym osobom łatwiej jest coś zmienić, inaczej na siebie spojrzeć, nie znaczy to jednak, że osoba dorosła z założenia znajduje się na gorszej pozycji i ma mniejsze szanse na uporanie się ze swoimi traumami. To nieprawda. Nigdy nie jest za późno na zmianę samego siebie, bo przecież mamy nad sobą władzę i sami o sobie decydujemy.

Których pacjentów jest więcej? Młodych czy tych starszych?

Zdecydowanie tych pierwszych. Ogromna grupa młodych ludzi nie radzi sobie z dorosłością, nie potrafi się w niej odnaleźć.

Dlaczego? Przecież mają praktycznie wszystko

Myślę, że to specyfika naszych czasów. Chcemy wszystkiego, tu i teraz, natychmiast. Dzieci potrzebują rodziców, którzy z nimi rozmawiają, słuchają, pozwalają popełniać błędy i wyciągać z nich wnioski. Dawanie dziecku gotowych rozwiązań nie uczy dorosłości i nie jest receptą na szczęśliwe życie. A intensywność przemian i poziom rozwoju w ostatnich 20 latach był olbrzymi. Wielu rodziców postawiło na robienie kariery, kosztem relacji z dzieckiem. Te braki bardzo mocno odbijają się na psychice młodych osób. Dzięki terapii zyskują to, czego zabrakło im w domu. Zdobywają konkretne narzędzia, a także nabywają umiejętności psychologicznych (kształtują się mechanizmy dotąd nieukształtowane), które pozwolą im wejść w dorosłość.

Czy po pandemii bardziej będziemy potrzebować pomocy terapeutów?

Tak, myślę, że ten czas zawieszania sprawi, że część osób spojrzy na siebie z innej perspektywy. I o ile teraz mierzymy się przede wszystkim z lękiem i bezradnością lub złością, o tyle wkrótce pewnie pojawią się większe refleksje. Oby! Niektórzy zaczną widzieć, co wcześniej nieuświadomione i będą chcieli przewartościowywać swoje dotychczasowe życie. Wyobrażam sobie, że niektórzy będą potrzebowali w tym pewnie wsparcia.

Jak wybrać dobrego psychoterapeutę?

Aby mieć pewność, że trafiliśmy na prawdziwego fachowca trzeba sprawdzić, czy dana osoba skończyła lub jest w trakcie min. 4 letniego szkolenia z psychoterapii. Ja osobiście cenię przede wszystkim szkoły akredytowane przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne oraz Polskiego Towarzystwo Psychiatryczne. Pacjent ma nie tylko prawo, ale wręcz powinien sprawdzić, czy taka osoba ma odpowiednie wykształcenie psychoterapeutyczne. Jeśli nie wiemy od czego i jak zacząć warto popytać znajomych, być może ktoś będzie mógł nam też kogoś polecić. Warto też czytać opinię o psychoterapeucie. O wyborze terapeuty powinno zdecydować jednak ostatecznie to, jak czujemy się w jego towarzystwie. Jeśli podczas spotkań czujemy się bezpiecznie i rozumiani i jest ta “chemia” to ufajmy sobie.

LINK: https://zdrowie.tvn.pl/a/psychoterapeuta-relacja-terapeutyczna-jest-jak-zwiazek-nie-od-razu-trafimy-na-dopasowana-do-nas-osobe?fbclid=IwAR1DEiNvkPSjZcX_a489RvAN9MQlf9eJSjs83evcOESEaCz7Fmq-9UDpBQE

Czasy kiedy odczuwałyśmy presję na ślub by nie zostać starą panną, dawno już minęły. A jednak wciąż u niektórych kobiet jest ona bardzo silna” [OKIEM EKSPERTA]

Powody dla których wychodzimy za mąż są różne. Czasy gdzie presja wynikała z walki by nie zostać starą panną i zapewnić sobie status społeczny i gwarancję utrzymania, dawno już minęły. A jednak często presja by wziąć ślub u kobiet jest bardzo silna. Z czego to wynika?
Zmasowane poszukiwania na portalach randkowych, częste spotkania, angażowanie przyjaciółek lub rodziny w organizowanie spotkań z wolnymi facetami. Misja założenia rodziny wzmacniana “tykaniem biologicznego zegara”, przykłada się często do wywierania ogromnej presji, aby znaleźć partnera. Ślub wydaje się być jedynym gwarantem realizacji tych marzeń. I wszystko byłoby w porządku, jeśli także mężczyzna, którego spotykamy lub z którym jesteśmy, także tego pragnie. Niestety już na pierwszych spotkaniach presja ta negatywnie wpływa na relację. Zanim kogoś dobrze poznamy, zaczynamy oczekiwać deklaracji, że już “ciach prach” ma ktoś się nam oświadczyć, bo czasu mało. Małżeństwo to jest jakaś forma umowy, ale w ramach jej nie ma tylko listy praw i obowiązków, a towarzyszyć tej wspólnocie ma przede wszystkim chęć wspólnego spędzenia razem życia.
Lubimy myśleć, że bierzemy ślub z miłości, ale jeśli przez wiele tygodni czy miesięcy towarzyszy nam dużo presji, to znaczy że jest jakiś przymus w nas. A jak jest przymus – to znaczy, że więcej w tym jest lęku, a może wstydu niż miłości. W którymś momencie relacji w sposób naturalny dochodzimy do momentu, że związek partnerski przestaje nam wystarczać. I w porządku. Pragniemy ślubu, jako deklaracji formalnej bezpieczeństwa, że druga osoba tu i teraz obiecuje, że od dziś już razem, póki śmierć nas nie rozłączy. I to prawda, że małżeństwo jest takim świadectwem miłości. Bowiem związek małżeński to już nie tylko słowna obietnica. To przyrzeczenie zaangażowania, odpowiedzialności i poczucia wyłączności dla siebie. To naturalne, że po jakimś czasie poznawania siebie i upewniania się, że lubimy i kochamy drugiego człowieka, to taka deklaracja wspólnych celów życiowych jest naturalną koleją rzeczy. Ale jeżeli wizja ślubnego kobierca jest pogonią i przysłania szacunek i zrozumienie dla drugiej osoby, czego taka presja może być wyrazem – warto zatrzymać się i zastanowić, o co mi tak naprawdę chodzi.
Spróbujmy nazwać to co się z nami dzieje: czy to lęk przed samotnością, przed odrzuceniem ze strony partnera, którego wcale nie jesteśmy pewni, a może strach przed odrzuceniem ze strony rodziny, bo oni tego oczekują? Albo przed skandalem z powodu zajścia w ciążę? Nie powinniśmy decydować się na ślub ani posiadanie dzieci z partnerem, jeżeli mu nie ufamy, a na przykład staramy się go idealizować, bo już długo mieszkamy razem i robimy to za namową bliskich albo żeby dobrze wyglądało to przed koleżankami mężatkami. Sami powinniśmy dojść do przekonania, jak chcemy żyć.

O tym, jak żyjemy do 18. roku życia decydują rodzice, ale potem przecież my sami. Korzystajmy więc z dorosłości. Najpierw ja sama/sam decyduję, jak chcę żyć, a potem sprawdzam czy nasz partner/partnerka chce podobnie. I to niech będzie wstęp do decyzji o spędzeniu życia razem.
Brak deklaracji ze strony partnera nie musi wcale oznaczać, że on nie traktuje związku z nami poważnie. Możliwe, że to jedynie kwestia niezgrania czasowego albo braku komunikacji. Możliwe, że kiedy my myślimy o przyszłości, to nasz partner cieszy się tym, co ma w danej chwili. I to nie znaczy, że nie myśli o wspólnej przyszłości, ale np. jeszcze nie jest gotowy na dzieci. Ta presja może wywołać zupełnie inny skutek.
Mężczyźni często potrzebują więcej czasu na podjęcie takich dalekosiężnych decyzji. Dlatego istotna jest komunikacja. Bo w małżeństwie to NASZA WSPÓLNA WERSJA jest istotą satysfakcjonującej relacji. I to jak my chcemy, a nie nasi rodzice czy znajomi ma znaczenie. Bo to nie “społeczeństwo” będzie budziło się obok w łóżku, tylko właśnie ten fajny jeden wybrany człowiek. Poznajmy więc go najpierw, rozmawiajmy z nim, sprawdzajmy ile w nas jest pokrycia na to co on mówi, jak blisko nam w przekonaniach, a może to co powie uświadomi nam, że coś do czego dążymy także dla nas nie jest wcale najważniejsze? A bliskość i pewność jaką on nam daje, pozwala by się uwolnić z tych rodzinnych lub społecznych przekonań? Może właśnie wtedy ślub stanie się naturalnym krokiem, a pierścionek znajdzie się na naszym palcu szybciej niż myślimy. Zakochany mężczyzna doskonale wie, kiedy uklęknąć i poprosić nas o rękę. Dajmy mu szansę 🙂

LINK: https://www.kobieta.pl/artykul/skad-u-kobiet-presja-na-slub-ekspert-tlumaczy-to-zachowanie?fbclid=IwAR1mJKa8IYwaVZHk9sefHDE9qR5eLFAiwOLqP1UkyQNaZWPBdVeUAcF8oIw

Miłosny trójkąt: ona, on i smartfon. Jeden dzień z życia phubbera

– Ona położyła się spać, przescrollowałem szybko Facebooka i też zasnąłem. Tego wieczora jednak złapałem się na tym, że jedną ręką ją tulę, a drugą odpisuję – opowiada phubber.

Ta opowieść nie ma płci. Każde z nich może zamienić się rolami. Dwie postacie. Jeden dzień. Bezradny on – uzależniony od telefonu. Bezsilna ona – ma już dość życia w trójkącie. Są parą, a życie ze smartfonem jako tym trzecim, zabija ich związek. Pozornie spędzają czas razem, a w istocie jedno z nich wpatrzone jest w ekran urządzenia.

Termin “phubbing” jest połączeniem dwóch słów: “phone” (telefon) i “snubbing” (lekceważenie). Określa osoby, które lekceważą innych przy jednoczesnym skupianiu się na telefonie. Ona i on mają po 28 lat. Są razem od 4 lat, a mieszkają od 2. Na początku żyli jak przeciętna para, dopóki on nie stał się czynnym użytkownikiem Instagrama, Netflixa, Spotify i YouTuba. Pokochał memy oraz elektroniczne wydania gazet zarówno polskich, jak i zagranicznych.

to dzień z życia z phubberem.

Ona – jak żyć z osobą uzależnioną od telefonu?

Piątek. Godzina 6:45. “Dzień dobry, kochanie. Czas wstawać” – zwraca się do phubbera. – Odwracam się i widzę, że już nie śpi, za to scrolluje Facebooka – relacjonuje Ona.

Godzina 7:30. – Udaję się do kuchni, parzę kawę i szybko robię tosty, bo w ciągu tygodnia nie ma czasu na śniadaniowanie. On w tym czasie idzie do łazienki, oczywiście z telefonem – dodaje.

Godzina 8:30. – Wkładam buty, pytam na odchodne, czy zamówimy wieczorem pizzę i obejrzymy film. W odpowiedzi słyszę: “Dobry pomysł, kochanie. Miłego dnia w pracy i do zobaczenia wieczorem”. To było urocze. Uśmiechnął się do mnie i nasz wzrok się spotkał. Poczułam się tak, jak kiedyś – wyjaśnia.

Godzina 9:30–17:30. – Pracuję w dużym banku. Odpowiadam za kontakt z klientem. W ciągu dnia dostaję od niego w wiadomości 3-4 linki. Zazwyczaj podsyła artykuły. W przerwie na lunch prześledzę je wzrokiem, ale nie mam czasu w trakcie pracy zagłębiać się w treść. Czasami wysyła również memy. I tak wygląda nasz codzienny kontakt. On tłumaczy, że w ten sposób stara się mnie czymś zainteresować lub rozbawić. Nie sądzę, bo mógłby po prostu zapytać, co słychać – tłumaczy.

Godzina 18:00. – Wracając do domu, wysyłam mu wiadomość z zapytaniem, jakie wino kupić. Odpowiedź dostaję w ciągu 40 sekund, bo przecież telefon ma w ręku – zastanawia się ona.

Godzina 20:00. – Otwieramy wino. Zasiadamy na kanapie. Po ciężkim tygodniu wtulam się w jego ramiona. Jest bosko. Włączamy film na Netflixie, a w międzyczasie on zamawia pizzę za pomocą aplikacji. Robi zdjęcie i wrzuca na InstaStory z #friday i #love, oznaczając mnie przy tym. W mojej głowie pojawia się myśl, czy naprawdę cały świat musi wiedzieć, co robię w wolny wieczór. Przyjeżdża dostawca pizzy, spóźniony o 10 min. Stop film. On oznajmia, że koniecznie musi wystawić negatywną opinię na portalu. Na tym nie koniec. Pisze jeszcze na Facebooku, co sądzi na temat pizzerii. Faktycznie nie była najlepsza i do tego zimna, ale nie trzeba było robić z tego powodu awantury. Kończymy film. On przytula mnie jedną ręką, a w drugim trzyma telefon.

Godzina 23:00. – Po obejrzeniu, zaczęłam myć kieliszki po winie, a on wystawiać notę na Filmwebie. Byłam jednocześnie wściekła na jego zachowanie, jak i było mi smutno. Po raz kolejny przegrałam z telefonem. – Idziesz spać? – zapytałam. – Już, tylko odpiszę – odpowiedział, przesuwając kciukiem po ekranie.

On – jestem uzależniony od telefonu

Ten sam dzień. Godzina 6:00. – Ostatnio kiepsko śpię i wstaję przed budzikiem. Zaczynam od przejrzenia wiadomości. Następnie scrolluję Facebooka i Instagrama. Taka codzienna rutyna. Później łazienka i gra w Candy Crush. Każdy mój kumpel tak robi – śmieje się on.

Godzina 8:30. – Dziękuję jej za zrobienie śniadania, przytulam i staram się zagadać. Piję szybko kawę i doczytuję artykuł, który znalazłem rano, a w międzyczasie planujemy piątkowy wieczór. Ona wychodzi, przygotowuję się do pracy. Czytam maile i zaczynam odbierać telefony.

Godzina 10:00-18:00. – Zamawiam Ubera i jadę do biura. To czas, kiedy mogę obejrzeć jeden odcinek ulubionego programu na YouTubie. Pracuję w wypożyczalni samochodów, więc muszę być cały czas pod telefonem i w kontakcie z klientami. Kiedy na nich czekam, wchodzę na facebookową grupę, którą założyłem z kolegami. Wysyłamy tam sobie memy lub śmieszne filmiki. Przecież w tym nie ma nic złego. Czasami jednak łapię się na tym, że nie słyszę jak ktoś mnie woła.

Godzina 18:15 – Pobrałem nową aplikację na telefon, kiedy czekałem na klienta, więc od razu postanowiłem z niej skorzystać i wypożyczyłem elektryczną hulajnogę. Dojechałem i zamówiłem pizzę przez portal, aby ona była zadowolona.

Godzina 20:00. – Cieszyłem się, że w końcu spędzimy razem czas. Włączyłem film i przytuliłem ukochaną. Tylko telefon wciąż wibrował. Byłem ciekawy, kto do mnie pisze, więc zerknąłem. Później wkurzyłem się, bo dostawca przywiózł zimną i niedobrą pizzę. Od razu wystawiłem pizzerii negatywną opinię i ostrzegłem innych na Facebooku.

Godzina 23:00. – Widziałem, że ona się na mnie wścieka, ale nie wiedziałem do końca, o co jej chodzi. Przecież spędziliśmy razem ten wieczór. Oprócz pizzy było naprawdę miło. Ona położyła się spać, przescrollowałem szybko Facebooka i też zasnąłem. Tego wieczoru jednak złapałem się na tym, że jedną ręką ją tulę, a drugą odpisuję.

Phubbing – ignorowanie osób, z którymi przebywamy, poprzez korzystanie w ich obecności z telefonu

– Komórka to obecnie narzędzie właściwie niezbędne do życia, uświadamiamy to sobie w chwili, gdy korzystanie z niego staje się niemożliwe. Prawie 90 proc. Polaków posiada telefon komórkowy. Rozmawiamy coraz częściej nie tylko w celu przekazania informacji, ale dla przyjemności. Możemy wręcz powiedzieć, że nierzadko mamy swoistą więź z telefonem. Trochę przypomina to kształt relacji emocjonalnej jak z żywą osobą – tłumaczy Karolina Jarmołowicz, psychoterapeutka Ośrodka CENTRUM.

– O uzależnieniu decyduje aspekt ilościowy, czyli określający czas, jaki przeznacza się na korzystanie z niego. Aktualnie nie ma badań w Polsce, które pokazywałyby skalę tego zjawiska. Można się jednak domyślać, że jest ona ogromna. Szczególnie wśród młodych osób. Problem uzależnienia od telefonu komórkowego jest problemem rozwojowym, czyli takim, który będzie narastał – dodaje.

Zdaniem psycholożki objawami tego zjawiska są przede wszystkim odczuwanie nieodpartej potrzeby nieustannego otrzymywania i wysyłania wiadomości, sprawdzanie portali społecznościowych, dokumentowanie swojego życia poprzez nagrywanie filmów i publikowanie tego w sieci, a także oglądanie innych osób. Po prostu życie w aplikacjach i social mediach, zamiast prowadzenie życia towarzyskiego “w realu”.

– Podobnie jak w przypadku innych zaburzeń behawioralnych, psychoterapia opiera się na pogłębionej pracy nad problemami, które stanowią rzeczywistą przyczynę uzależnienia – kwituje.

LINK: https://kobieta.wp.pl/milosny-trojkat-ona-on-i-smartfon-jeden-dzien-z-zycia-phubbera-6437880021034625a?fbclid=IwAR2WjNJ-Emd4aKQi7dqVz2TgOit7rvNspA_aLy6tvadlrybr5DBNTI45tZI&src01=6a4c8&src02=isgf

“Czy narcyz to osoba toksyczna i energetyczny wampir od której trzeba uciekać?” – odpowiedź psychoterapeutki może Cię zaskoczyć

30.03.2021

K. LEA JARMOŁOWICZ-TURCZYNOWICZ, PSYCHOTERAPEUTA, SOCJOLOG, SZEFOWA OŚRODKA CENTRUM

Czy z narcyzem można stworzyć zdrową relacji? Czy to możliwe, żeby on się zmienił? Kim są narcyzi naprawdę i dlaczego relacje z nimi są tak trudne? Być czy uciekać? Odpowiedzi na te pytania daje nam K. Lea Jarmołowicz-Turczynowicz, psychoterapeutka i szefowa Ośrodka CENTRUM.

W tym artykule:

  1. KIM JEST NARCYZ?
  2. JAK ŻYĆ W ZWIĄZKU Z NARCYZEM?
  3. CZY ZWIĄZEK Z NARCYZEM JEST MOŻLIWY?

Prawdziwy Narcyz niewiele ma wspólnego z tym znanym z mitu o Narcyzie, który całe dnie patrzy w lusterko. Kim jest więc naprawdę? To osoba bardzo zamknięta w swoim świecie i splątana wewnętrznymi przekonaniami. Rozdarta wewnętrznie. Z jednej strony narcyz ma poczucie, że jest geniuszem, kimś wszechmocnym i wszechwielkim. I często na zewnątrz tak się prezentuje i nierzadko komunikuje. Zaś jednocześnie, ma wewnętrzne poczucie, że jest nieudacznikiem i zerem niewartym miłości. To miotanie się w skrajnych przekonaniach utrudnia mu kontaktowanie się z rzeczywistością, realnym światem i ludźmi. Wojciech Eichelberger podkreśla, że wszyscy jesteśmy trochę dotknięci narcyzmem. Pewnie tak, tylko po czym poznać, że to ktoś już nie jest “trochę” tylko “głównie” i jak wtedy sobie poradzić ?

Kim jest narcyz?

Z człowiekiem, który ma zaburzenia narcystyczne, w ogóle nie ma porozumienia. Ma problem w kontaktach z prawie każdą osobą ponieważ prawie każdy jest dla niego lustrem, w którym odbijając się widzi jakiegoś siebie. Tak konfrontując się za każdym razem, doświadcza ogromnej ilości napięcia: mógłby wyjść i się pokazać, ale niestety to wewnętrzne rozdarcie “od zera do bohatera” budzi w nim ogromny lęk przed odrzuceniem. Narcyz to jednak nie tylko odizolowany samotnik. Osoby narcystyczne potrafią prowadzić bardzo aktywne życie. Często są towarzyscy, ambitni i odnoszący duże sukcesy. Nie mają jednak realnego kontaktu z otoczeniem. Ludzie służą im wyłącznie do pozycjonowania siebie. Stanowią punkt odniesienia do jakiegoś myślenia na swój temat. Interesuje ich to, by być podziwianym, bo wtedy w lusterku widzą siebie jako wspaniałą osobę, co daje im chwilę wytchnienia w napięciu pełnym lęku przed odrzuceniem. Często traktują ludzi w sposób lekceważący i pogardliwy. Ale ta krytyka i agresja to jedynie sposób na ucieczkę od własnego wewnętrznego krytyka. Ta wewnętrzna walka dwóch skrajnych głosów o sobie, nie pozwala narcyzowi na realny odbiór także innych. To, że źle znosi on wszelkie słowa niezadowolenia czy porażki to wynik wewnętrznej niestabilności w widzeniu samego siebie. Zazdrość i pragnienie zemsty i chęć odwetu to wynik braku poczucia siebie samego. Brak zgody na ten środek w jakim funkcjonuje większość ludzi: dla niego bycie przeciętnym bowiem od razu spycha go w otchłań silnej krytyki, a więc upadku poniżej dna. Narcyz naprawdę pragnie odczuwać bliskość i miłość i radość, ale to napięcie przy drugim człowieku jest naprawdę trudne dla niego do zniesienia, więc rani innych traktując jak wrogów. A tak naprawdę to on sam to sobie wyłącznie robi. To utopijna dziecięca tęsknota, aby świat dał mu wszystko czego pragnie. Tak po prostu. Jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki. Niestety w życiu dorosłym na takie spełnienie nie ma możliwości. Mógłby dostać miłość i bliskość, ale musiałby odważyć się wyjść prawdziwy – ludzki, ze słabościami ludzkimi, nieidealny… a na to się mu ciężko odważyć. W praktyce więc ma niewielkie szanse na związek z nikim innym poza sobą samym. Chyba, że druga osoba będzie dawała mu wszystko czego chce, kiedy chce i jak chce. Sprawi, że dzięki niej będzie “najlepszą wersja siebie”: perfekcyjnym facetem, mężem, kochankiem, biznesmanem itd. Żeby przy niej stał się “jakiś”. Niestety bardzo szybko się on nasyca tym co dostaje i pędzi dalej, bo w jego wewnętrznym świecie ostatecznie niestety to nie ma znaczenia. Dlatego tak wiele kobiet żyjących przy narcyzach ma poczucie, że żyje z kimś nieobecnym.

Jak żyć w związku z narcyzem?

Przede wszystkim należy patrzeć realnie na to kim jest człowiek na którego patrzymy, aby nie wpadać w pułapkę jego bajek o sobie i próbach doskoczenia do jego wyobrażeń o nas. Należy pozbyć się iluzji i idealizacji ! Ten mężczyzna jest człowiekiem z krwi i kości, a nie księciem na białym koniu z bajek. Nawet jeżeli tak opowiada. Ma słabości, niedoskonałości i nigdy nie będzie idealnym mężem, partnerem, ojcem czy człowiekiem. Ale nie dlatego, że nie chce tylko dlatego, że ideały nie istnieją! Jeżeli nie będziemy traktowali go jak supermana, to mamy szansę pokochać prawdziwego nieidealnego faceta, a dzięki tej miłości może on się odważyć wyjść ze swojej skorupy ochronnej. Może – ale nie należy łudzić się, że tak się na pewno stanie. Dlatego trzeba powoli budować takie relacje – zbliżać się, pytać, słuchać co mówi i patrzeć czy to robi rzeczywiście. Jeżeli mówi: ja zawsze szanuję kobietę; to wtedy kiedy robi dantejską scenę zazdrości, nie łudzić się, że to objaw szacunku i miłości. Jeżeli jego słowa ranią – należy mówić mu wprost, aby nie zaśmiechiwać tego co przykre. Być adekwatnym do tego co czujemy i wyrażać to wprost, a nie kamuflować się i udawać też kogoś innego niż jesteśmy, aby nie utracić szansy bycia z księciem z bajki. Wystarczy, że on siebie oszukuje. My już nie musimy. Aby narcyz zbliżył się do kogoś nie używając go jak filiżanki na herbatę, którą się odstawia do zlewu po wypiciu; musi obniżyć swój poziom lęku przed odrzuceniem. A to się może stać jedynie wtedy, kiedy zobaczy Ciebie i siebie realnie i że to nadal możliwe kochać i być. Bo tylko, gdy widzi się prawdę to można o czymś decydować.

Jak żyć w związku z narcyzem?

Przede wszystkim należy patrzeć realnie na to kim jest człowiek na którego patrzymy, aby nie wpadać w pułapkę jego bajek o sobie i próbach doskoczenia do jego wyobrażeń o nas. Należy pozbyć się iluzji i idealizacji ! Ten mężczyzna jest człowiekiem z krwi i kości, a nie księciem na białym koniu z bajek. Nawet jeżeli tak opowiada. Ma słabości, niedoskonałości i nigdy nie będzie idealnym mężem, partnerem, ojcem czy człowiekiem. Ale nie dlatego, że nie chce tylko dlatego, że ideały nie istnieją! Jeżeli nie będziemy traktowali go jak supermana, to mamy szansę pokochać prawdziwego nieidealnego faceta, a dzięki tej miłości może on się odważyć wyjść ze swojej skorupy ochronnej. Może – ale nie należy łudzić się, że tak się na pewno stanie. Dlatego trzeba powoli budować takie relacje – zbliżać się, pytać, słuchać co mówi i patrzeć czy to robi rzeczywiście. Jeżeli mówi: ja zawsze szanuję kobietę; to wtedy kiedy robi dantejską scenę zazdrości, nie łudzić się, że to objaw szacunku i miłości. Jeżeli jego słowa ranią – należy mówić mu wprost, aby nie zaśmiechiwać tego co przykre. Być adekwatnym do tego co czujemy i wyrażać to wprost, a nie kamuflować się i udawać też kogoś innego niż jesteśmy, aby nie utracić szansy bycia z księciem z bajki. Wystarczy, że on siebie oszukuje. My już nie musimy. Aby narcyz zbliżył się do kogoś nie używając go jak filiżanki na herbatę, którą się odstawia do zlewu po wypiciu; musi obniżyć swój poziom lęku przed odrzuceniem. A to się może stać jedynie wtedy, kiedy zobaczy Ciebie i siebie realnie i że to nadal możliwe kochać i być. Bo tylko, gdy widzi się prawdę to można o czymś decydować.

Czy związek z narcyzem jest możliwy?

Oczywiście, że tak. Ale czy będzie satysfakcjonujący to zależy przede wszystkim od tego czy będzie oparty na zasadzie realności i świadomego wyboru. Widzę siebie jaka jestem i widzę jego jakim jest. I wtedy staramy się obydwoje dostroić, zmienić co do zmiany możliwe, a zaakceptować czego się zmienić nie da lub się rozstać. Realnie patrząc sobie szczerze w twarz. Nie obwiniaj siebie za to jaka jesteś. Masz prawo być taka, bo Ty ponosisz tego konsekwencje. Jest wiele ludzi na świecie do których możesz pasować bardziej. Bądź więc szczera ze sobą i druga osobą, a nie wpadniesz w pułapkę nierealnych wyobrażeń i czyiś narcystycznych wizji świata.

Oto kilka porad, które mogą być pomocne przy podejmowaniu decyzji o związku:

  • Przestań wciąż siebie tłumaczyć i usprawiedliwiać i przyjmować krytykę. Nikt nie ma prawa Cię wciąż krytykować. Ucinaj krótko takie rozmowy i przywołuj go do porządku. Niech mówi o sobie, a nie Tobie.
  • Nie izoluj się od ludzi. Masz prawo na swoje kontakty – z przyjaciółmi i bliskimi. Masz prawo do części tylko swojego życia poza życiem razem.
  • Nie staraj się go analizować i szukać logiki. Nie zadręczaj się rozpamiętywaniem, kto co powiedział i udowadnianiem mu czegokolwiek. Masz prawo myśleć inaczej i zrezygnuj z prób zrozumienia go. Zaakceptuj fakt, że myślicie w inny sposób i patrz czy z taką osobą o innym myśleniu chcesz być.
  • Masz prawo prosić o pomoc bliskich lub zwrócić się o pomoc do psychoterapeuty. Uwolnienie się od osoby, która jest bardzo mocno narcystyczna czy zaburzona – może być trudne. Możesz doświadczać samotności, bo tez znajomi mogą czuć się zmęczeni Twoim stanem psychicznym. Warto wtedy skorzystać z pomocy psychoterapeuty.

W Ośrodkach psychoterapii są czasem grupy terapeutyczne dla kobiet, będących w toksycznych związkach. Nie wstydź się szukać pomocy – to naturalne kiedy trudno Ci samej.Przykładowa grupa terapeutyczna dla kobiet jest w Ośrodku Centrum. Jest to grupa na żywo w Warszawie lub ogólnopolska online.

LINK: https://www.kobieta.pl/artykul/toksyczna-relacja-jak-zyc-w-zwiazku-z-narcyzem-czy-zwiazek-z-narcyzem-jest-mozliwy?fbclid=IwAR1XDtcpYpRw4h8PdUtVH_Gg7whRzl4Xva8us7aMEk6U4pSn4mK5eSx232o

Galentine’s Day: “To święto przypominające nam o sile kobiecej przyjaźni i jej celebrowaniu” [OKIEM EKSPERTA]

12.02.2021

KAROLINA JARMOŁOWICZ – PSYCHOTERAPEUTA, SOCJOLOG, OŚRODEK CENTRUM

Galentine’s Day, to amerykańskie święto obchodzone jest 13 lutego i ma na celu celebrowanie damskiej przyjaźni. Trochę w opozycji do Walentynek, które przypadają dzień później. Wydaje się jednak, że to święto jest także symbolem zmian, jakie zachodzą w ostatnich latach na świecie.

Siła kobiet 

Nie ma dziś w Polsce dziedziny, w której kobiety nie odgrywałyby ważnej roli – to stare hasło po setkach lat walki o równouprawnieniestało się rzeczywistością. Kobiety, mimo że określane “słabszą płcią”, odnoszą sukces we wszystkich dziedzinach. Kiedy patrzymy na historię, to wydaje się, że ten przełom był możliwy właśnie dzięki sile wspólnoty kobiet. Sile przyjaźni i łączeniu się wspaniałej energii kobiecej. Kiedy działamy razem, wydajemy się niezwyciężone.

Współczesna kobieta łączy wiele ról, a dzięki połączeniu serca i umysłu w każdej z ról sprawdzam się idealnie. Matka, żona, córka, siostra, przyjaciółka, pracownik, szefowa, partnerka… cokolwiek podejmujemy, potrafimy nie tylko dorównać mężczyznom, ale w wielu obszarach jesteśmy wręcz przez nich nie do zastąpienia. Nie dziwne, że tyle setek lat nie dopuszczano nas do piastowania wysokich stanowisk i “uderzałyśmy głową w szklany sufit”.

Kobiety od zarania dziejów spędzały ze sobą czas i pielęgnowały swoją unikalną wspólnotę. Nasza opiekuńczość, troskliwość, wrażliwość oraz  wytrzymałość na ból to fundament naszej ogromnej siły psychicznej. Coraz więcej kobiet znajduje się na liście najbogatszych ludzi na świecie, zdobywa Noble i Oscary, a dziedziny naukowe do niedawna zarezerwowane dla mężczyzn, przejmowane są masowo przez kobiety.

Po setkach lat uciszania doszłyśmy do głosu. Jest on silny dzięki temu, że wspieramy się coraz bardziej i łączymy się. Dzięki milionom aktywistek udaje się tchnąć siłę w wiele projektów poświęconych wsparciu kobietom. Przykładem może być akcja zainicjowana przez “Sister’s of Europe”: #MeToo, czy “Czarny protest” albo “Jestem silna bo…” – cykl grafik Marty Frej, graficzki i feministki.

Nasza kobieca przyjaźń i wspólnota to ogromna siła z jakiej możemy wszystkie czerpać. Wspierając się nawzajem, budujemy Świat, w którym nie tylko rozum odnosi triumf, ale i serce. A przecież to właśnie połączenie jest istotą człowieczeństwa. 

Galentine’s Day – dzień przyjaźni przed Walentynkami 

Niech dzisiejszemu dniu towarzyszy refleksja o tym, jakie jest moje miejsce w tej wspólnocie. Jeżeli z okazji Walentynek zakochaniwręczają sobie prezenty, to może z okazji Galentine’s Day my także możemy zrobić coś dobrego dla innej kobiety? Rozejrzyj się wokół i zobacz jakie kobiety Cię otaczają, dostrzeż ich i poświęć im chwilę. Może któraś z nich potrzebuje dobrego słowa? Może któraś z nich pięknie dziś wygląda i mogłabyś jej to powiedzieć? A może dawno nie dzwoniłaś do siostry albo przyjaciółki czy kuzynki?Zatrzymaj się i zobacz, czy Ty dziś nie potrzebujesz wsparcia drugiej kobiety i rozejrzyj się dookoła – jesteśmy. Jesteśmy i możesz na nas liczyć!

LINK: https://www.kobieta.pl/artykul/galentines-daym-13-lutego-to-swieto-przypominajace-nam-o-sile-kobiecej-przyjazni-i-jej-celebrowaniu-okiem-eksperta-200213114400?fbclid=IwAR2BiyKaMKPy8RuOTtlgMh6BsVlL_30ylU-43pXb0NciPf-dNIbI7iYEJvI

TEN rodzaj miłości jest szczególnie niebezpieczny [OKIEM EKSPERTA]

23.01.2021

K. LEA JARMOŁOWICZ-TURCZYNOWICZ, PSYCHOTERAPEUTA, SOCJOLOG, SZEFOWA OŚRODKA CENTRUM

Co robić, gdy w pewnym momencie stwierdzasz, że twój związek zamiast dodawać ci skrzydeł, podcina je. Doświadczony ekspert wyjaśnia, na czym polega toksyczna miłość i co robić, kiedy spotkała ona właśnie ciebie.

Toksyczna miłość: jak ją rozpoznać?

Toksyczność to cecha substancji chemicznych polegająca na powodowaniu zaburzeń lub śmierci komórek po dostaniu się w ich pobliże. Kiedy mówimy o toksycznych relacjach lub ludziach, to myślimy podobnie. Kiedy kontakt z kimś wywiera na nas trujące działanie to przebywanie w jego otoczeniu potrafi zniszczyć życie doszczętnie. Najłatwiej byłoby powiedzieć, że takiej osoby powinno się unikać, ale przecież ludzie nie są oznaczeni trupią czaszką, jak substancje. Co więc robić?

Najważniejsza jest świadomość. To, co uświadomione jest początkiem każdej zmiany. To jest pierwszy krok do pomocy sobie.

Toksyczny związek to relacja, w której dwoje ludzi albo jedna ze stron, odbiera sobie energię. Zamiast troski, szacunku i wsparcia, otrzymujemy chłód, niezrozumienie i podcinanie skrzydeł. Wszystko co robimy wydaje się dla drugiej osoby niewystarczające, aby nas docenić, a każdy błąd czy pomyłka jest szansą do poniżania nas. Milczenie, gdy o czymś z radością opowiadamy, krytyka, kiedy mówimy o czymś ważnym. A ostatecznie też atak, gdy zwrócimy drugiej osobie  uwagę.

Toksyczność jest wtedy, gdy ciągle rezygnujesz ze swoich planów i marzeń ze względu na partnera. Nie – raz czy dwa, a wtedy, gdy dzieje się to notorycznie. Czasami robisz to nawet nieświadomie. To naturalne brać pod uwagę bliskiego człowieka, ale to nie znaczy, że na każdym kroku masz unikać tego, co może nie spodobać się jemu.

Kiedy zamiast rozwijać się, nie podejmujesz działań, bo on Cię stale zniechęca. Na różne sposoby daje Ci do zrozumienia, że jesteś niewystarczająca do tego by cię kochał, szanował, a może nawet lubił. Kiedy pięknie się ubierzesz – nie mówi nic. A jeżeli Cię dostrzega to zwykle korygując. Zawsze jest coś nie tak, nieidealnie, stale czujesz napięcie i dyskomfort. Jesteś ciągle  krytykowana, a przy nim często czujesz wstyd. Nierzadko tez masz wyrzuty sumienia za to, jaka jesteś. On natomiast ma być stale w centrum uwagi. Liczy się tylko: co ON, jak ON, kiedy ON i dlaczego nie ON. Twoje uczucia i potrzeby są pomijane

Toksycznie jest wtedy gdy w jego towarzystwie nigdy nie czujesz się swobodnie. Nie masz wolności słowa, a tym bardziej czynów. Jesteś czujna na jego spojrzenie, mowę ciała, a czasem nawet oddech. Boisz się jego złości i starasz się unikać jego odrzucenia.

Pytasz stale siebie co zrobić aby było inaczej, co aby on Cię zrozumiał, aby Cię dostrzegł…ale nie znajdujesz sposobu.

Co robić, gdy spotkała cię toksyczna miłość?

Trudno bowiem znaleźć sposób na to, by wytrzymać coś co Cię zatruwa. To tak jakbyś chciała uodpornić się na arszenik dodawany każdego dnia do śniadania. Tracisz siły, nawet jeżeli przyzwyczaiłaś się do jego gorzkiego smaku. Jak długo można wierzyć w to, że coś się zmieni? To umysł jest w tej sytuacji sprzymierzeńcem. Nie odchodzisz, bo boisz się samotności? Może warto wtedy zapytać siebie czy przypadkiem nie jest tak, że teraz stale jesteś samotna? Jeżeli notorycznie masz poczucie odrzucenia, to co gorszego już może Cię spotkać po rozstaniu?

Coraz więcej nieprzespanych nocy, wieczorów pełnych analiz i poranków po koszmarach sennych. Czas płynie, a Ty go nie czujesz, zamrożona w stałym napięciu. Czy on kiedykolwiek naprawdę cię kochał? To chyba nie jest tak ważne, jeżeli dziś nie dostajesz tego, czego byś potrzebowała. To może czas zadać sobie pytanie czy warto? Ile można jeszcze wkładać w inwestycję, która jest skazana na porażkę? Może warto „odejść od stołu” dopóki zostało Ci wciąż trochę „pieniędzy w portfelu”. Czasem wycofanie się z gry jest największą wygraną.

Zwykle nie warto walczyć o normalność z osobą, która nie jest zainteresowana normalnością.

Jeśli pragniesz szacunku – daj go sobie. Jeżeli chciałabyś, aby druga osoba zatroszczyła się o Ciebie – zatroszcz się o siebie Ty. Nie pozwól sobie tracić szans na szczęście, nie porzucaj swoich marzeń i pragnień, nie rezygnuj z możliwości rozwijania swoich talentów. Daj sobie wszystko to, czego pragnęłabyś, aby on Ci dał. Nie masz wpływu na niego, ale na sytuację w jakiej się znajdujesz. Masz przy sobie najważniejszą osobę na Świecie – siebie. Zadbaj więc o nią. Nikt inny nie zrobi tego lepiej niż Ty sama, bo znasz siebie najlepiej. Nie pozwól podcinać sobie skrzydeł – rozłóż je szeroko i przypomnij sobie, że one są właśnie po to, abyś latała wysoko. I leć – gdzie tylko zapragniesz, bo masz prawo do bycia szczęśliwą. Nawet jeżeli oznaczało by to, że jeszcze trochę musisz polatać, by to szczęście znaleźć.

LINK: https://www.kobieta.pl/artykul/toksyczna-milosc-jak-sie-z-niej-wyzwolic?fbclid=IwAR2l3jV5Tsi0OhFCZ1xo593eo1R02dxdksuQZErnaiWvvzs4oFqKA42TZCA