Kategoria: Rodzina

“Dziadek i babcia pokazują trochę inny świat dziecku niż rodzic i to jest bardzo rozwojowe i wartościowe” – podkreśla ekspert [WYWIAD]

18.01.2022

Jak budować dobre relacje z dziadkami? Co robić, gdy dziadkowie za bardzo ingerują w nasze życie? Czy płacić dziadkom za opiekę nad wnukami? – zapytałyśmy naszą ekspertkę K. Leę Jarmołowicz-Turczynowicz z Ośrodka CENTRUM. To odpowiedź na wiele pytań, które często zadają sobie rodzice.

Małgorzata Malinowska, kobieta.pl: Jak układać relacje z dziadkami, żeby były zdrowe? Chodzi mi o sytuacje, kiedy dziadkowie aż za bardzo ingerują w nasze życie po pojawieniu się wnuków, a ich dobre rady bardziej nas frustrują niż pomagają.

K. Lea Jarmołowicz-Turczynowicz, Ośrodek CENTRUM: Prawidłowy rozwój dziecka wymaga wielu czynników, ale to, co najistotniejsze, to żeby maluch był otoczony kochającymi ludźmi. I dziadkowie takimi osobami także mogą być. Nie mówiąc już o wsparciu, jakie mogą zapewnić rodzicom. O formę tego wsparcia, a także o zapewnienie pozytywnej atmosfery, której towarzyszyć będzie także szacunek – warto zadbać już nawet przed przyjściem na świat dziecka. Polecam spotkanie i serdeczną rozmowę o tym, jak dziadkowie chcieliby wspierać nas w nowej roli. Wtedy już możemy zobaczyć ich podejście i ocenić, co dla nas z tego jest akceptowalne, a czego byśmy niekoniecznie chcieli. To także staje się przestrzenią do rozmowy o tym, jak rodzice wyobrażają sobie opiekę dziadków nad maluchem, a czego zdecydowanie by nie chcieli. Bo np. może pierwsze miesiące życia rodzice chcą sami wszystko ogarniać, a może właśnie odwrotnie – będą od początku potrzebowali pomocy i wsparcia. Ważne jest to, aby żadna ze stron nie obrażała się na siebie, jeżeli coś nie układa się po jej myśli. Pierwszeństwo zawsze jest po stronie rodziców, bo to oni przygotowując się do przyjścia dziecka na świat, mają prawo do swojej wizji, jak będą wychowywać potomstwo. Nawet jeżeli dziadkowie robili to inaczej, to nie znaczy, że wersja rodziców musi być zła.

Pomoc ze strony dziadków może być bardzo różna. Od opieki nad dzieckiem w niektórych godzinach, czy odbieranie dziecka z przedszkola czy szkoły, poprzez zakupy, upieczenie ciasta, czy ugotowanie obiadu. Kiedy rodzice są zapracowani, to pomoc dziadków jest czasem wręcz zbawienna. Zwracam jednak uwagę na to, że wsparcie dziadków nie jest obowiązkiem, a życzliwym gestem z ich strony. Oznacza to, że powinniśmy być wdzięczni za taką okazywaną pomoc, a nie traktować dziadków jak na koncercie życzeń, warunkując w ten sposób ich kontakt z dzieckiem.

Panuje wiele opinii na temat roli dziadków w wychowaniu wnuków. Czy dziadkowie są od rozpieszczania czy od wychowywania? Wielu rodziców skarży się, że dziadkowie łamią zasady dotyczące dzieci, które są ustalone i powinny dotyczyć wszystkich. Tymczasem wizyta Babci i Dziadka kończy się na argumentach: „Nic się nie stanie, jeśli ten jeden raz np. zje więcej słodyczy lub nie umyje zębów na noc”. Jak sobie radzić w takich sytuacjach, żeby nie dochodziło do konfliktów?

K. L. J-T.: To wszystko zależy od tego, ile czasu dziadkowie spędzają z dziećmi i na co jesteśmy jako rodzice z nimi umówieni. Warto omówić jasno i spokojnie reguły, jakie panują w naszym domu. Czyli np. jak dzieci nie jedzą słodyczy w domu, to warto na spokojnie poruszyć ten temat z dziadkami i wyjaśnić im, dlaczego to takie ważne. Żeby uniknąć niepotrzebnych dyskusji i nerwów. Warto spisać taki plan dnia albo reguły na kartce, aby w jednym miejscu znalazły się obowiązujące zasady dotyczące np.: słodyczy, komputera, telewizji czy alergenów. W czasie rozmowy należy postarać się na spokojnie wyjaśnić to, dlaczego jest to ważne. Np. że rozumiemy, że kiedyś słodycze były sposobem na wyrażanie miłości do dziecka i wiecie o tym, że mają oni dobre intencje, ale dziś jest troszkę inaczej niż za ich czasów i chętnie podsuniemy im pomysły, jak tą miłość mogą inaczej wyrażać. W ten sposób każda ze stron będzie usatysfakcjonowana.

Warto stwarzać dziadkom warunki do zbudowania relacji z maluchem. Np. zrobienie czegoś nowego, zaskakującego zarówno dla dziecka jak i dziadków. Można np. zorganizować piknik w parku albo wspólne wyjście do zoo lub do kina. Można poprosić dziadków, aby zabrali malucha na spacer na plac zabaw, do wesołego miasteczka albo żeby pograli w gry planszowe lub karty. Może to być także np. nocowanie u dziadków jako stały rytuał raz czy dwa razy w miesiącu. Chodzi tu o podpowiedzenie czasem dziadkom pomysłów, których mogą oni nie mieć. A nawet taki jeden weekendowy nadmiar słodyczy czy niedospanie, nie wpłyną negatywnie na rozwój dziecka 😉

Jak układać relacje, kiedy rodzice lub jedno z rodziców są skłóceni z dziadkami swojej pociechy? Często kończy się to ograniczeniem kontaktów na linii dziadkowie – wnuki.

K. L. J-T.: Przede wszystkim to doceniać wkład dziadków i ich dobrą wolę do pomocy. To istotne, żeby wyrażać wdzięczność za ich troskę, chęci i miłość. Warto mówić o tym, że dziadkowie są ważnymi osobami w życiu dziecka. Nasza relacja np. z teściami nie musi być dobra, aby nasze dziecko miało od dziadków to co dobre. Nie należy tego przekładać. Nasze dziecko z każdym człowiekiem będzie budowało relacje inaczej niż z Tobą. Należy pozwolić dziecku i dziadkom na pewną dozę swobody w tym, co robią, bo każda relacja zawsze wnosi też coś innego. Jako rodzice powinniśmy się z tym pogodzić, że inni ludzie inaczej będą się zajmowali dziećmi, niż my to robimy i to jest OK. Jeżeli dziadkowie nie są przemocowi, to krzywda się maluchowi raczej nie stanie i dziecko sobie z tym odmiennym podejściem dziadków poradzi. Warto pozwolić sobie na pomoc. Nawet jeśli dziadkowie opiekują się maluchem inaczej niż rodzice, to naprawdę jest to także wartościowe. Dzieci uczą się w ten sposób, że ludzie są różni i w inny osób działają i się komunikują, więc one też dzięki temu mogą odnaleźć to, co im jest bliższe i poszerza to ich umiejętności społeczne.

Chciałam porozmawiać jeszcze na temat sytuacji, kiedy mamy małe dziecko i musimy wrócić do pracy. Wówczas często rozważamy scenariusz, że to właśnie Babcia czy Dziadkowie w naszej opinii najlepiej zajmą się dzieckiem. Kiedy spotykamy się z odmową, czujemy się rozczarowani. Czy słusznie?

K. L. J-T.: No cóż, to naturalne że kiedy czegoś chcemy, a nie dostajemy, to możemy się czuć rozczarowani. Tylko pytanie, co robimy w ramach tego rozczarowania. Należy pamiętać, że nasze emocje przekładają się na nasze słowa. Uważajmy więc na to, co mówimy w ramach tego rozczarowania i jak się zachowujemy. Dziadkowie nie mają obowiązku nam pomagać ani też tłumaczyć się z tego, dlaczego nie chcą nam pomóc. Nie chodzi więc o to, żeby się na nich obrazić. Pamiętajmy, kiedy zbudujemy wzajemnie dobrą relację, to oni na pewno chętnie nas wesprą. Może nie dokładnie tak, jakbyśmy chcieli, ale formę tej pomocy można wspólnie wypracować. To istotne też, co mówimy w obecności dzieci. Pamiętajmy, że one odbierają słowa dosłownie. Nie oddzielą więc tego, co mówimy w uniesieniu rozczarowania od tego, co naprawdę myślimy. Nie mówmy więc w ich obecności negatywnych rzeczy o dziadkach czy naszym rozczarowaniu. Bo to nie służy ani dzieciom, ani ich relacji z dziadkami. To, że ktoś nie dostaje wszystkiego co chce, nie jest krzywdą. I tym bardziej warto doceniać to, co w ogóle od dziadków dostajemy.

Odwróćmy teraz tę sytuację. Jak rozwiązać problem, kiedy to dziadkowie bardzo chcą się zająć maluchem, a rodzice wolą opiekunkę. Jak powinniśmy rozmawiać, żeby nie urazić nadgorliwych dziadków.

K. L. J-T.: Na to, czy ktoś się na nas obrazi, to mamy ograniczony niestety wpływ. To co możemy zrobić to na pewno spokojnie i z szacunkiem o tym porozmawiać z nimi. Warto docenić ich chęci i okazać wdzięczność za tę inicjatywę. Można odmówić każdej osobie, ale warto zadbać o odpowiednią formę, aby pojawiające się w kimś rozczarowanie było przyjemniejsze do przeżycia. Ja jednak zachęcałabym do tego, aby pomóc trochę tej relacji z dziadkami i jeżeli mają oni chęć, a nie są to osoby przemocowe, to czemu z tego nie skorzystać? Dzieci często dzięki właśnie dziadkom stają się bardziej odpowiedzialne, otwarte i uczą się w praktyce wielu życiowych kompetencji. Dziadkowie mają nie raz dużo więcej spokoju i cierpliwości i czasu, a towarzyszy im nierzadko dużo więcej empatii, miłości i umiejętności rozmowy oraz budowania kompromisu niż nam rodzicom.

Jeżeli dziecko nie ma babci i dziadka, to może nie odczuwa braku. Ale jeżeli ma i ma z nimi bardzo dobre relacje, to jest to super doświadczenie. Są to dodatkowe osoby dające miłość i uwagę. Dziadkowie także nie mają takiej presji, żeby czegoś koniecznie uczyć i wymuszać na dziecku. Mogą pozwolić sobie na pełną swobodę w relacji, więc kontakt z nimi daje maluchowi dużo. Mogą ze sobą spędzać czas, znajdować wspólne pasje czy zainteresowania. Dziadek i babcia pokazują trochę inny świat dziecku niż rodzic i to jest super rozwojowe i wartościowe.

Czy za taką pomoc przy dziecku dziadkowie powinni być wynagradzani? Od kogo powinna wyjść taka inicjatywa, żeby nikt nie poczuł się urażony?

K. L. J-T.: W polskiej tradycji dziadkowie, a szczególnie babcia jawiła się jako osoba całkowicie oddana rodzinie i zawsze gotowa do pomocy. Kiedyś babcia przejmowała całodniową opiekę nad dzieckiem jak rodzice byli w pracy. Teraz jednak to już się zmieniło. Współcześni dziadkowie pracują, mają hobby albo podróżują. I jeżeli mieliby zrezygnować ze swoich spraw, aby pomóc w opiece nad dzieckiem, to w takiej sytuacji propozycja płacenie za opiekę wydaje się bardzo uzasadniona. Myślę, że warto zawsze zaproponować takie wsparcie finansowe, co podreperuje i tak niskie emerytury, a to czy dziadkowie przyjmą propozycję, to już inna sprawa. Jeżeli stać nas na to, by opłacić opiekunkę, to z pewnością wsparciu babci będzie towarzyszyło pewnie więcej naturalnej miłości, więc propozycja rozliczania się z dziadkami za poświęcony czas, nie jest niczym złym. A wręcz przeciwnie Wydaje się bardzo fair.

I na koniec podkreśliłabym to bardzo mocno, że pomoc dziadków, to jest coś dodatkowego i wartościowego. Jeżeli nam się nie podoba, jak ta pomoc wygląda, to z niej nie korzystajmy. Jeżeli nasza rozmowa o tym co ważne nie przyniosła efektu, a nie możemy pogodzić się z tym, że dziadkowie robią coś inaczej niż byśmy tego chcieli, to nie prośmy ich o pomoc. A jak coś bierzemy, to bądźmy za to wdzięczni i okazujmy im szacunek, bo to nie jest ich obowiązek a coś dodatkowego, co mogą, ale nie muszą dawać.

https://www.kobieta.pl/artykul/jak-budowac-dobre-relacje-z-dziadkami-co-robic-gdy-dziadkowie-za-bardzo-ingeruja-w-nasze-zycie-ekspert-odpowiada

“To co? Kiedy ślub?”, “Jesteś weganką i ryby nie zjesz? Coś podobnego!” – z tymi pytaniami często mierzymy się przy świątecznym stole. Ekspert podpowiada, jak reagować

24.12.2021

K. LEA JARMOŁOWICZ-TURCZYNOWICZ – PSYCHOTERAPEUTA, SOCJOLOG, OŚRODEK CENTRUM

Spotkania rodzinne i spotkania przy wigilijnym stole z jednej strony kojarzą się z czasem rodzinnego ciepła i radości, beztroski i pozytywnej energii. Z jednym z najszczęśliwszych momentów w roku. Z drugiej zaś towarzyszy im często wiele napięcia i rodzinnych kłótni, a rozmowy bardziej przypominają wywiad pełen niezręcznych pytań, na które nie wiadomo co odpowiedzieć, aby nie doprowadzić do kłótni, ale też nie czuć się samemu źle kłamiąc. Dajemy Wam kilka praktycznych porad, jak zadbać o błogą atmosferę Świąt i jak wyjść cało z ognia niezręcznych pytań…

Jechać czy nie jechać?

To, czy Święta będą dla nas wartościowym i przyjemnym czasem, zależy przede wszystkim od nas. I kiedy uświadomimy to sobie, to już na etapie decyzji o miejscu ich spędzania oraz towarzystwa, to nie będziemy mieć dużych dylematów. Jak mówi stare powiedzenie: “rodziny się nie wybiera” i to prawda, ale to czy i jak dużo się z nią kontaktujemy, to już możemy wybrać. Bo żadna tradycja ani nikt nie zmusi nas, abyśmy usiedli przy jednym stole z osobą, której słowa nas ranią, a zachowanie pozostawia w poczuciu krzywdy.

Zamknij

Andrzej ma 24 lata i od pół roku spotyka się z Michałem. Poznali się na treningu do maratonu krótko po tym, jak Andrzej zaczął biegać za namową psychoterapeuty. Już od liceum mierzył się ze stanami depresyjnymi, ale dopiero w Warszawie postanowił pójść na terapię, słysząc na jednym z wykładów, że to naturalne korzystać z pomocy psychologicznej i wcale nie jest to tylko dla “wariatów”. Andrzej już pod koniec podstawówki zorientował się, że pociągają go mężczyźni. Jednak w jego domu “takie osoby” nazywane były przez ojca i brata “jeb… pedałami” i wynaturzeniem, które trzeba zabijać zaraz po urodzeniu, a nie leczyć. Andrzejowi nigdy nie przyszło do głowy, że mógłby przyznać się do swojej orientacji komukolwiek, a w liceum myślał nawet o tym, aby się zabić. Po tym jak wiele miesięcy szukał w internecie bezskutecznie sposobów leczenia z “homoseksualizmu”. Jego życie się zmieniło diametralnie, odkąd dostał się na SGH i otrzymał stypendium, dzięki któremu mógł zamieszkać w Warszawie. Teraz nie tylko wie już, że nie jest chory na “homoseksualizm”, ale zaczyna myśleć o sobie coraz lepiej i buduje adekwatne poczucie wartości. Już trzeci rok do ostatniej chwili waha się, czy jechać na święta. Pomimo że na tę okazję zjeżdża do rodziców na wieś rodzina z całej Polski, a nawet z zagranicy i z wielką chęcią zobaczyłby wiele z tych osób, a także przytulił się do schorowanej mamy. Tą świąteczną atmosferę bowiem zawsze okrasza ojciec swoimi przemocowymi komentarzami, które od czasu dyskursu politycznego o lgbt, nabrały jeszcze bardziej obrzydliwej formy. Co roku wyjeżdżając, przyrzeka sobie, że te święta będą ostatnimi, na jakich jest, ale kiedy matka dzwoni i prosi, aby przyjechał – trudno mu jej odmówić. W tym roku ma wyjątkowo dużo obaw, bo już ostatnio brat wprost zapytał go, czy przypadkiem “nie spedalił się w tej Warszawie, że dziewuchy nie ma”. Właściwie to ma wewnętrzne przekonanie, że ojciec by go zabił, wiedząc, że spotyka się z Michałem. Obu ich tak naprawdę, więc o jakimkolwiek “coming out” w rodzinie nie ma mowy. Ale jak wytrzymać poczucie winy, że mamie będzie smutno i co ona powie wszystkim ciotkom, które tylko czekają na wieści o jego życiu. On ostatni w rodzinie z chłopaków jest wciąż bez żony i dzieci.

Oczywiście jak każda nasza dorosła decyzja, tak i ta związana np. z niejechaniem na święta do rodzinnego domu, niesie też stratę. Ale też zawsze przynosi coś dobrego do naszego życia. Bo jeżeli np. co roku ojciec upija się do nieprzytomności i nie chcemy po raz kolejny być tego świadkami, to także nie zobaczymy się z mamą. Jednak musimy wiedzieć, że przewrotnie w takiej sytuacji nasza nieobecność może dałaby do myślenia mamie, żeby postawić ojcu skutecznie granice. A to, że mamie będzie przykro, że nie przyjechaliśmy, to nie jest naszą winą, bo to ona przecież wybiera życie z tą osobą, jaką jest ojciec. My za to nie możemy płacić. A przewrotnie, może pozwoli wreszcie zezłościć się na ojca, a nie udawać, że problemu nie ma. Co odpowiadać więc, jak pyta, czy przyjedziemy? Może prawdę?

Bardzo Cię kocham mamo i z przyjemnością spotkałbym się z Tobą, ale zachowanie ojca sprawia mi tak dużą przykrość, że nie chcę więcej siebie na to narażać. Ale jeżeli masz ochotę, to zapraszam Cię do siebie w pierwszy lub drugi dzień świąt, to spędzimy sobie miło czas tylko razem.

Nie wszystko możemy mieć, ale też nie wszystko musimy przyjmować takie, jakie ktoś nam daje.

Nie nakładaj mi proszę, bo jestem weganką…

O ile osoby niejedzące mięsa są w stanie jeszcze coś zjeść na wigilii, o tyle weganie mają już kłopot. Zestaw tradycyjnych potraw świątecznych bowiem bogaty jest w majonez, jajka, ryby i inne przysmaki bardzo niewegańskie. Tradycja wielogodzinnych i kilkudniowych spotkań rodzinnych przy stole w okresie świąt, może być dla weganina istną katorgą w asyście frustracji bliskich i nieustających ataków i wyrażanego niezadowolenia.

Marzena ma 28 lat i od pięciu lat nie je mięsa, od dwóch jest weganką, nie nosi skórzanych butów czy kurtek, segreguje śmieci i udziela się w Greenpeace. Ma kochających rodziców i święta mogłyby być wspaniałym czasem dla niej, gdyby nie fakt, że zarówno matce jak i ciotkom, nie da się przetłumaczyć, że sałatka z jajkiem i majonezem nie jest w zgodzie z jej przekonaniami i jej nie zje. A ryba to też była istota żywa, więc także jej nie włoży do ust. I to nie ma nic wspólnego z wybrzydzaniem czy głupią modą. I tym bardziej nie świadczy o tym, że jej odbiło, bo “całe życie jadła i nic jej nie było, to przecież raz do roku może zjeść i nie musi robić przykrości matce i babci, bo się napracowały, a krzywda jej się nie stanie, jak zje kilka pierogów smażonych na boczku”.

Mamy prawo do jedzenia lub niejedzenia niczego i z tego powodu nikt nie powinien nas przymuszać, ani też czynić z tego uwag. Jeżeli więc ktoś nieustannie to robi, mamy pełne prawo stawiać tej osobie granice grzecznie odmawiając. Wydaje się jednak, że będzie nam łatwiej to zrobić w sposób miły i nie powodujący spięć, jeżeli zadbamy o dwie sprawy. Po pierwsze to, że my mamy jakieś poglądy i decydujemy się czegoś nie jeść, nie oznacza, że mamy w drugą stronę prawić wszystkim jedzącym morały w tym temacie. Tym bardziej, jak jedziemy do domu rodzinnego, gdzie wszyscy mięso jedzą, a niekoniecznie są w stanie (albo mogą także nie umieć) przygotować smaczne dania wegańskie. Może warto w takiej sytuacji ugotować samemu albo kupić coś i przywieźć właśnie na czas świąt do domu rodzinnego. Wtedy my nie obciążamy nikogo naszym gustem, a inni nie czują się zagubieni, nie wiedząc czym nas mogą nakarmić. Natomiast w kwestii natarczywej babci wrzucającej co roku siłą na nasz talerz pieroga ruskiego albo rybę po grecku, możemy też poruszyć ten temat z nią, zanim do owego stołu usiądziemy. Bo przecież nie każdy musi rozumieć tę kwestię, a chcąc “od serca” zadbać o nas nie rozumie, że robi coś złego.

Dziękuję Ci babciu, że tak chcesz o mnie zadbać. Wiem, że od dziecka dawałaś mi zawsze najlepsze kąski i bardzo Ci jestem wdzięczna, że okazujesz mi tym swoją miłość. Natomiast teraz już nie jestem dzieckiem, dlatego jest mi przykro/ złości mnie gdy mnie do tego przymuszasz. Bardzo Cię kocham i nie chcę Ci sprawiać zawodu, jednak proszę Cię, abyś więcej nie robiła tego. Natomiast z wielką przyjemnością usiądę obok Ciebie przy wigilijnym stole, abyśmy mogły się często przytulać. Bo to dla mnie największy wyraz Twojego zadbania o mnie.

Bo tak jak oczekujemy szacunku od innych, tak dbając o swoje prawa, warto nie przekraczać granic innych. Spokojem i ciepłem więcej osiągniemy, niż stawaniem do walki czy dyskusjami psując atmosferę przy wigilijnym stole.

Tylko nie o polityce i szczepieniach…

Powinniśmy zdać sobie sprawę, że święta to czas rodzinnych spotkań w gronie osób, które rzadko widujemy i z którymi niekoniecznie mamy zbieżne poglądy. I to jest ok, dopóki oczywiście sposób ich wyrażania nie jest przemocowy. Nie oznacza jednak, że musimy od razu z tymi osobami poruszać tematy, w jakich te poglądy są sprzeczne. Nawet jeżeli ktoś temat np. polityczny postanawia poruszyć i zaczyna psioczyć, używając niecenzuralnych słów o tych, co tego człowieka popierają. A my akurat w tym gronie jesteśmy. W wielu domach wprowadza się już listę tematów zakazanych, aby uniknąć niepotrzebnych spięć. 

“- A jak czy ty nie uważasz, że to, co się dzieje w polityce, to już przesadza. A ten Tusk….”

Myślę sobie, że w tak wspaniały rodzinny magiczny czas jak święta, warto abyśmy nie poruszali tematów, które mogą wywoływać nieprzyjemne emocje. To co? Pośpiewamy może tato? Albo opowiesz nam, jak wyglądały święta kiedy Ty byłeś mały?”

To co? Kiedy ślub? Pamiętaj, że zegar biologiczny tyka i nie robisz się coraz młodsza…

Dla naszych babek, ciotek i nierzadko też matek, jedynym znanym scenariuszem oraz szansą na stabilizację finansową i spokojne życie było małżeństwo. Nie dziwne więc, że wizja 30-letniej singielki albo pary 35 latków żyjących “na kocią łapę” bez ślubu, zwiastuje tylko kłopoty i budzi dużą ilość lęku. Pewnie nie zawsze, ale w zdecydowanej większości celem tych pytań nie jest sprawienie nam nieprzyjemności, a wręcz przeciwnie, okazanie zainteresowania. Tym bardziej że nie ma zwykle zbyt dużo tematów do poruszenia, jak widzimy kogoś raz do roku, a dzieli nas przepaść pokoleniowa. Co nie znaczy oczywiście, że nawet z miłą intencją takie pytania mogą nie sprawiać czasem nawet ból.

Asia ma 38 lat. Elwira 29 lat. Są kuzynkami i jako dzieci bardzo się przyjaźniły. Teraz widują się tylko na święta. Asia od 10 lat stara się z mężem o dziecko. Od 3 próbują metody in vitro. Nie mówi o tym nikomu, bo wstydzi się tego i nierzadko ma poczucie bycia “wybrakowaną kobietą”. Ma kochającego męża, za którym nie przepada część rodziny, bo nie raz reagował niemiło przy stole, gdy temat się zaczynał. W rzeczywistości chcąc odciągnąć uwagę od Asi, aby nie było jej przykro. Elwira jest aktualnie w drugiej ciąży, o której jeszcze nikt nie wie poza nią. Pierwsze dziecko wychowuje jej były mąż, który dostał do niego prawa, bo ona nie miała stałej pracy, więc Sąd zasądził mu główną opiekę. Aktualnie spotyka się z Rafałem, który ma problem z alkoholem, o czym także nikt nie wie. Ale rodzina go uwielbia, bo zawsze dużo mówi, każdemu polewa, jest towarzyski. Elwira boi się mu powiedzieć o ciąży, bo on nie chce mieć dzieci. Kiedy matka Elwiry żartuje o cykającym zegarze, matka Asi dopytuje o ślub Rafała i Elwirę. Obie nie zdają sobie sprawy, że ich milczące przy stole córki boją się zdradzić im prawdę. Z jednej strony obawiają się, że będzie o tym wiedziała zaraz cała rodzina, a poza tym wstydzą się przed sobą nawzajem. Trochę też zazdroszczą sobie, oceniając swoje sytuacje tylko po pozorach.

Kiedy podczas spotkania padają najbardziej niezręczne pytania, na które nie wiadomo jak odpowiedzieć, naprawdę nie musimy odpowiadać nic albo tak naprawdę powiedzieć, co nam się tylko podoba. Bo to nie my powinniśmy się wstydzić, że nie odpowiadamy ani że nie żyjemy w wersji, jaką ktoś uważa za właściwą/dobrą/bezpieczną. Niech się wstydzi ten, co pyta. Oczywiście, jeżeli chcemy jakoś zadbać o to, by odpowiedzieć z jednej strony miło, a z drugiej skutecznie zakończyć głupie dywagacje, możemy powiedzieć krótko i wprost. Za pierwszym razem może to być rzeczywiście żartobliwie, jeżeli widzimy, że rozmówca nie chciał nas urazić.

Rzeczywiście zegar tyka – to co? Czas na deser i prezenty?”, “Już ciocia nie musi pytać – obiecuję, że jak będę w ciąży, to na pewno poinformujemy.”, “Jak zdecydujemy się na ślub, to wyślemy oczywiście zaproszenie, a teraz może ciocia opowie, co u cioci w życiu ciekawego się dzieje?

Oczywiście, że nasze odpowiedzi nie zatrzymują tematu i mamy poczucie, że nasze granice są nadal wciąż naruszane, warto powiedzieć wprost, że jesteśmy już zmęczeni tym tematem i prosimy, aby ktoś zaprzestał dalszych pytań. I warto wtedy przekierować rozmowę na inne tory.

Niezależnie od wszelkich strategii, pytań i drażliwych tematów, warto zadać sobie przed świętami pytanie, w jakim gronie chcemy te święta po prostu spędzić. Robienie czegokolwiek na siłę, nigdy nie jest dobrym pomysłem. Może sam fakt, że damy sobie prawo do tego, by nie iść tam, gdzie nie chcemy, stworzy okazję do docenienia tego, co dobrego nas tam może jednak spotkać i da więcej przestrzeni na wybaczenie tego, co będzie nie tak. Z drugiej strony, jeżeli spotyka nas gdzieś dużo niemiłego, to czasem spędzenie świąt w gronie przyjaciół albo przy dobrej książce lub w ciepłych krajach – także może być dobrą alternatywą.

Radosnych, ale przede wszystkim zdrowych i spokojnych Świąt życzę Państwu. Niech te dni będą pełne wyrozumiałości i wdzięczności oraz doceniania tego, co mamy. Nawet jeżeli nie będą to święta w gronie rodzinnym.

https://www.kobieta.pl/artykul/to-co-kiedy-slub-jestes-weganka-i-ryby-nie-zjesz-cos-podobnego-z-tymi-pytaniami-bedziesz-musiala-mierzyc-sie-przy-swiatecznym-stole-ekspert-podpowiada-jak-reagowac?fbclid=IwAR3PP06uW-OjX1OKfo-SJ-ef0EYW_clWX789bI-5g1XqGz_zqy63uLePDn8

Dlaczego kobiety tak bardzo chcą ślubu? Presja na małżeństwo

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu najważniejszą rolą kobiety było zostanie żoną i matką, najlepiej zaraz po osiągnięciu pełnoletności. To przekonanie jest tak silne, że jeszcze dzisiaj odczuwamy presję zamążpójścia jako swojego rodzaju życiowego sukcesu. Choć kobiety mocno zawalczyły o swoją niezależność, prawo do głosu, własnych wyborów, kariery i spełnianiu marzeń to nadal wiele z nich odczuwa presję bycia żoną. Co zmienia obrączka i dlaczego to tak bardzo definiuje spełnienie w życiu?

Palec serdeczny prawej ręki pewnie lepiej wygląda z pierścionkiem, a jeszcze lepiej z obrączką. Wtedy od razu wiadomo, że za kobietą stoi mężczyzna – jej wsparcie, ochrona, towarzysz. Ale przecież czasami to znaczy tyle, co nic. Szczęśliwa para i trwały, pełen szacunku i zaufania związek nie potrzebuje certyfikatu. A jednak tak wielu kobietom trudno wyobrazić sobie życie bez złotego krążka. Dlaczego małżeństwo jest tak ważne?

Ślub synonimem gwarancji?

Trudno dzisiaj powiedzieć, że kobieta pragnie wyjść za mąż, aby nie zostać starą panną, zapewnić sobie utrzymanie i status społeczny, bo te czasy dawno już minęły. A jednak czasami presja jest tak silna, że staje się to celem numer jeden. Wiele kobiet dochodzi do takiego momentu, że związek partnerski przestaje im wystarczać. Pragną ślubu, bezpieczeństwa, czegoś więcej niż słownej deklaracji, chcą zobaczyć na dłoni pierścionek, który będzie symbolem poważnych zamiarów i w docelowo ślubu, czyli przysięgi. 

Dlaczego kobiety chcą ślubu?

Dla wielu kobiet małżeństwo jest krokiem w przód, świadectwem miłości, ale też swego rodzaju gwarancją przywiązania. Związek małżeński to już nie tylko słowna obietnica, ale zaangażowanie we wspólne cele w życiu, większa odpowiedzialność i poczucie przynależności. Oczywiście w tym wszystkim główną rolę odgrywa miłość, szacunek i troska. Małżeństwo to nie umowa, ale wspólny rozwój i wzrastanie, ciągnięcie do góry i bezwarunkowe wsparcie.

Marzenia o ślubie – nie tylko dla kobiet w związku?

Co ciekawe, to nie tylko domena kobiet w związkach. Intensywne poszukiwania, randki, proszenie przyjaciół, aby organizowali spotkania ze swoimi wolnymi znajomymi. Singielki też czują presję i to jeszcze większą, bo zbliżając się do jakiegoś wielu, tracą nadzieję, że założą jeszcze białą suknię, a później nową rodzinę. Wielokrotnie ma to związek z wiekiem i odczuwaniem presji społecznej. 

Jeśli kobieta chce założyć rodzinę, to szczególnie mocno wtedy zależy jej na znalezieniu partnera, ślub jest przypieczętowaniem wspólnych marzeń. Nie ma w tym nic złego, jeśli mężczyzna też chce zalegalizować związek i podjąć decyzję o potomstwie. Gorzej, kiedy kobieta naciska i wymaga od partnera deklaracji już na początku znajomości.       

Warto tutaj zaznaczyć, że są także mężczyźni, którzy pragną ślubu, jednak znacznie częściej to właśnie kobiety dążą do legalizacji związku i o dalszych krokach, mających na celu założenie rodziny.

Skąd ta presja na małżeństwo?

Plusów małżeństwa, związku partnerskiego czy bycia singielką jest tyle, ile minusów. Tak naprawdę wszystko zależy od punktu widzenia i sytuacji konkretnej osoby. Jednak rozmawiając z koleżankami lub czytelniczkami często głównym powodem poszukiwania poważnego związku, który dobrze rokuje dla małżeństwa jest poczucie samotności. Brak osoby bliskiej, z którą można się poprzytulać, porozmawiać i spędzić czas doskwiera tak mocno, że kobiety po prostu zaczynają za tym tęsknić.

Dodatkowo małżeństwo daje poczucie stabilizacji, bezpieczeństwa i poczucia bycia komuś potrzebnym. Jest to naturalne i trudno z tym dyskutować, szczególnie kiedy osiągamy pewien wiek, w którym coraz trudniej jest poznać kogoś nowego, zakochać się młodzieńczą miłością, trudniej jest też zaufać, a od związku wymagamy zupełnie innych rzeczy niż wtedy, gdy mieliśmy naście lat.

Jeśli dojdzie do tego uczucie tykającego zegara biologicznego i myśli o dziecku kobieta zaczyna wszystko podporządkowywać temu tematowi. W związku zaczyna się to objawiać rozmowami, podejmowaniem tego tematu przy każdej okazji, podsuwaniem folderów z pierścionkami i ciągłym sugestiom. Singielki zaczynają intensywnie szukać partnera, korzystać z aplikacji randkowych, prosić znajomych o wsparcie.

Kobieca presja na ślub, czyli do tanga trzeba dwojga…

Bardzo często problem pojawia się na etapie komunikacji. Kiedy kobieta zaplanowała sobie dalsze wspólne życie, mężczyzna cieszy się tym, co mają w danej chwili. Ona gotowa jest już na kolejny krok, na ślub, dziecko i poważne zmiany, a tymczasem z jego strony nie padają nawet deklaracje w postaci zaręczyn. 

Żyjemy w dobie pięknych zdjęć w internecie, dlatego wydaje nam się, że jak zaręczyny to w romantycznej scenerii i koniecznie z zaskoczenia, a zwykle jest to po prostu wynik szczerej i otwartej rozmowy o wspólnych planach i oczekiwań co do przyszłości.

Brak deklaracji ze strony partnera może powodować frustrację i podejrzenia, że on nie traktuje związku poważnie. Może to już czas, a tutaj nadal brak tego kroku do przodu. Budzą się wątpliwości czy taki związek ma szanse, a para ma takie same oczekiwania. Wtedy zaczyna się naciskanie i presja, która może wywołać zupełnie inny skutek. Wbrew pozorom mężczyźni w związku z ukochaną osobą także chcą czegoś więcej, ale z pewnością w podjęciu decyzji lub stanowczych kroków nie pomoże im ciągłe nagabywanie i rozpoznanie tego samego tematu.

Jest takie powiedzenie: jak ktoś chce, to znajdzie sposób, a jak ktoś nie chce to znajdzie powód. I w tym przypadku doskonale się to sprawdza. Zakochany mężczyzna doskonale wie, kiedy uklęknąć na przysłowiowe kolano. Jeśli nie jest tego pewien, to choćbyśmy same mu ten pierścionek kupiły to on się nie oświadczy. Lepiej mieć tego świadomość, niż żyć w świecie złudzeń i oczekiwań. Nie mówię tu o parach, które otwarcie rozmawiają i zgadzają się, że jeszcze nie pora na deklaracje i ślub.

Jak poznałam swojego chłopaka, od razu powiedziałam mu, że nie szukam romansu, ani po prostu zwykłego związku. Miałam 30 lat i chciałam, żeby ta relacja prowadziła do ślubu, a następnie do założenia rodziny. Mój biologiczny zegar tykał, więc uważałam, że to fair powiedzieć wprost o swoich oczekiwaniach. On się na to zgodził, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. 

Po roku zaczęłam dopytywać o pierścionek i plany na wspólną przyszłość, ale on cały czas się czymś wykręcał. Nasz związek był super – zamieszkaliśmy razem, dużo podróżowaliśmy i doskonale czuliśmy się w swoim towarzystwie, ale temat ślubu zaczął być coraz częściej powodem kłótni. On twierdził, że potrzebuje więcej czasu i że chce ze mną być, ale decyzji o ślubie musi być bardziej pewny. Ja natomiast uważałam, że skoro naprawdę mówi, że chce, to powinien złożyć jakąś deklarację i się oświadczyć. 

Zaczęło dochodzić do sytuacji, kiedy ja podsuwałam mu foldery z pierścionkami, a on uciekał od tego tematu i wychodził z mieszkania pod byle pretekstem. Aż oboje stwierdziliśmy, że widocznie nasze oczekiwania się nie pokrywają i pora się rozstać. Od tamtej pory minęło 5 lat, a ja nadal jestem sama. Z tego, co wiem – on też.

Justyna z Krakowa, lat 35

Kiedy presja zaczyna wymykać się spod kontroli?

Choć samemu może być trudno zauważyć, że zaczyna dziać się coś dziwnego, a my tracimy kontrolę to warto słuchać bliskich osób – koleżanek, siostry, mamy lub swojego partnera. Wszelkie sygnały, mówiące o tym, że to usilne dążenie do ślubu zaczyna wymykać się spod kontroli i zaczyna kontrolować nami należy jak najszybciej przeanalizować.W skrajnych przypadkach można skorzystać z porady lekarskiej i konsultacji z psychologiem. 

To żaden wstyd, bo może okazać się, że doświadczenia z dzieciństwa, traumy lub bieżące problemy zaburzają nam obraz rzeczywistości, wiążemy się z nieodpowiednimi mężczyznami, a usilna potrzeba bliskości ma swoje podłoże w zupełnie innym aspekcie. Nie zawsze jednak konieczna jest terapia, bo myśli i czas wolny można skierować na pasje, wyjścia towarzyskie, uprawianie sportu, podróże. Warto tę energię wykorzystać na rozwój i zadbanie o siebie pod względem emocjonalnym. 

Singielki natomiast mogą znaleźć radość z bycia wolną i wykorzystania tego czasu na wszystko to, co w związku będzie bardziej skomplikowane do zrobienia. 

To też doskonała okazja do próbowania nowych doświadczeń, poszerzania kręgu znajomych, spotkań czy odkrywania nowych pasji. Warto jednak nie nastawiać się i traktować tego, jak okazję do poznania kogoś, a bardziej na poznanie i pokochanie siebie w dokładnie tym momencie życia, w którym obecnie jesteśmy.

Jeśli chcemy stworzyć trwały i szczęśliwy związek małżeński z drugą osobą, musimy najpierw w być doskonałej relacji z… samą sobą. Nie dajmy się presji otoczenia, wieku czy oczekiwań, bo z takich decyzji nigdy nie wychodzi nic dobrego. Zanim świadomie wstąpimy w związek małżeński, rozmawiajmy o tym z partnerem, o oczekiwaniach, wyobrażeniu, ale nigdy nie narzucajmy presji. Na niektóre rzeczy warto poczekać, a czasami niektóre trzeba puścić, aby być w pełni szczęśliwą.

LINK: https://weddingdream.com/dlaczego-kobiety-chca-slubu-presja/?fbclid=IwAR1iPWfy5AouooNU__U0YdeqxHXX01XA49iLQsiuu_YxYGnfqV9WCgwbgEc

Czasy kiedy odczuwałyśmy presję na ślub by nie zostać starą panną, dawno już minęły. A jednak wciąż u niektórych kobiet jest ona bardzo silna” [OKIEM EKSPERTA]

Powody dla których wychodzimy za mąż są różne. Czasy gdzie presja wynikała z walki by nie zostać starą panną i zapewnić sobie status społeczny i gwarancję utrzymania, dawno już minęły. A jednak często presja by wziąć ślub u kobiet jest bardzo silna. Z czego to wynika?
Zmasowane poszukiwania na portalach randkowych, częste spotkania, angażowanie przyjaciółek lub rodziny w organizowanie spotkań z wolnymi facetami. Misja założenia rodziny wzmacniana “tykaniem biologicznego zegara”, przykłada się często do wywierania ogromnej presji, aby znaleźć partnera. Ślub wydaje się być jedynym gwarantem realizacji tych marzeń. I wszystko byłoby w porządku, jeśli także mężczyzna, którego spotykamy lub z którym jesteśmy, także tego pragnie. Niestety już na pierwszych spotkaniach presja ta negatywnie wpływa na relację. Zanim kogoś dobrze poznamy, zaczynamy oczekiwać deklaracji, że już “ciach prach” ma ktoś się nam oświadczyć, bo czasu mało. Małżeństwo to jest jakaś forma umowy, ale w ramach jej nie ma tylko listy praw i obowiązków, a towarzyszyć tej wspólnocie ma przede wszystkim chęć wspólnego spędzenia razem życia.
Lubimy myśleć, że bierzemy ślub z miłości, ale jeśli przez wiele tygodni czy miesięcy towarzyszy nam dużo presji, to znaczy że jest jakiś przymus w nas. A jak jest przymus – to znaczy, że więcej w tym jest lęku, a może wstydu niż miłości. W którymś momencie relacji w sposób naturalny dochodzimy do momentu, że związek partnerski przestaje nam wystarczać. I w porządku. Pragniemy ślubu, jako deklaracji formalnej bezpieczeństwa, że druga osoba tu i teraz obiecuje, że od dziś już razem, póki śmierć nas nie rozłączy. I to prawda, że małżeństwo jest takim świadectwem miłości. Bowiem związek małżeński to już nie tylko słowna obietnica. To przyrzeczenie zaangażowania, odpowiedzialności i poczucia wyłączności dla siebie. To naturalne, że po jakimś czasie poznawania siebie i upewniania się, że lubimy i kochamy drugiego człowieka, to taka deklaracja wspólnych celów życiowych jest naturalną koleją rzeczy. Ale jeżeli wizja ślubnego kobierca jest pogonią i przysłania szacunek i zrozumienie dla drugiej osoby, czego taka presja może być wyrazem – warto zatrzymać się i zastanowić, o co mi tak naprawdę chodzi.
Spróbujmy nazwać to co się z nami dzieje: czy to lęk przed samotnością, przed odrzuceniem ze strony partnera, którego wcale nie jesteśmy pewni, a może strach przed odrzuceniem ze strony rodziny, bo oni tego oczekują? Albo przed skandalem z powodu zajścia w ciążę? Nie powinniśmy decydować się na ślub ani posiadanie dzieci z partnerem, jeżeli mu nie ufamy, a na przykład staramy się go idealizować, bo już długo mieszkamy razem i robimy to za namową bliskich albo żeby dobrze wyglądało to przed koleżankami mężatkami. Sami powinniśmy dojść do przekonania, jak chcemy żyć.

O tym, jak żyjemy do 18. roku życia decydują rodzice, ale potem przecież my sami. Korzystajmy więc z dorosłości. Najpierw ja sama/sam decyduję, jak chcę żyć, a potem sprawdzam czy nasz partner/partnerka chce podobnie. I to niech będzie wstęp do decyzji o spędzeniu życia razem.
Brak deklaracji ze strony partnera nie musi wcale oznaczać, że on nie traktuje związku z nami poważnie. Możliwe, że to jedynie kwestia niezgrania czasowego albo braku komunikacji. Możliwe, że kiedy my myślimy o przyszłości, to nasz partner cieszy się tym, co ma w danej chwili. I to nie znaczy, że nie myśli o wspólnej przyszłości, ale np. jeszcze nie jest gotowy na dzieci. Ta presja może wywołać zupełnie inny skutek.
Mężczyźni często potrzebują więcej czasu na podjęcie takich dalekosiężnych decyzji. Dlatego istotna jest komunikacja. Bo w małżeństwie to NASZA WSPÓLNA WERSJA jest istotą satysfakcjonującej relacji. I to jak my chcemy, a nie nasi rodzice czy znajomi ma znaczenie. Bo to nie “społeczeństwo” będzie budziło się obok w łóżku, tylko właśnie ten fajny jeden wybrany człowiek. Poznajmy więc go najpierw, rozmawiajmy z nim, sprawdzajmy ile w nas jest pokrycia na to co on mówi, jak blisko nam w przekonaniach, a może to co powie uświadomi nam, że coś do czego dążymy także dla nas nie jest wcale najważniejsze? A bliskość i pewność jaką on nam daje, pozwala by się uwolnić z tych rodzinnych lub społecznych przekonań? Może właśnie wtedy ślub stanie się naturalnym krokiem, a pierścionek znajdzie się na naszym palcu szybciej niż myślimy. Zakochany mężczyzna doskonale wie, kiedy uklęknąć i poprosić nas o rękę. Dajmy mu szansę 🙂

LINK: https://www.kobieta.pl/artykul/skad-u-kobiet-presja-na-slub-ekspert-tlumaczy-to-zachowanie?fbclid=IwAR1mJKa8IYwaVZHk9sefHDE9qR5eLFAiwOLqP1UkyQNaZWPBdVeUAcF8oIw

Jak spędzić Święta Bożego narodzenia w tym roku? Przede wszystkim bezpiecznie. Zapytaliśmy o to także Agatę i Piotra Rubików

21.12.2020

KAROLINA JARMOŁOWICZ-TURCZYNOWICZ – PSYCHOTERAPEUTA, SOCJOLOG, OŚRODEK CENTRUM

Święta Bożego Narodzenia to szczególny czas, którego zazwyczaj nieodzowną częścią jest bycie razem. To pielęgnowana tradycja zasiadania przy wigilijnym stole całej rodziny, a nie tylko najbliższej. Nierzadko to okazja do spotkania się raz do roku rodziców, dziadków, wujostwa i dzieci. Nastrojowe niezwykłe wieczory przy blasku choinki przepełnione wspólnym kolędowaniem. To wyjątkowy okres, gdzie wszyscy zbierają się w jednym domu. Jak więc pogodzić tradycję z obostrzeniami wynikającymi z pandemii?

W tym roku Boże Narodzenie będzie inne. Nawet jeżeli wolno nam będzie podróżować i przebywać w jednym domu więcej niż pięć osób, to wiele osób zada sobie pytanie, czy warto jest narażać kogoś bliskiego na zarażenie. Nasi dziadkowie i wujostwo nierzadko jest wiekowe i schorowane, a więc bardziej narażone nie tylko na zarażenie się, ale i na śmierć, bo ich odporność jest słabsza. To pewnie dylemat wielu rodzin, więc czy narażać babcie i dziadka czy wujka, czy lepiej nie odwiedzać ich albo nie zapraszać na Wigilię, aby byli bezpieczni. Z drugiej strony wizja zostawienia ich samotnych w Święta, nie mając nigdy pewności, kiedy i czy jeszcze ich zobaczymy – budzi w nas dużo frustracji i niezgody.

Starsze osoby często też świadomie mówią, że wolą się narażać niż siedzieć wyalienowane.

Jaką więc obrać strategię, by było z jednej strony rodzinnie, a z drugiej – bezpiecznie?

Pamiętajmy, że dom to nie pomieszczenie – dom jest tam, gdzie jest rodzina, a fundamentem rodziny są relacje z bliskimi i pielęgnowanie ich.

Nie ma więc znaczenia czy wybierzemy opcję spotkania online, gdzie zadbamy o to by nasi bliscy mogli widzieć siebie nawzajem na komunikatorach takich jak: skype, czy zoom lub whatsapp. Czy wybierzemy celebrowanie na świeżym powietrzu czy też będziemy wietrzyć nasze mieszkania. Pamiętajmy, że najważniejsze – czy przy okazji Świąt czy zwyczajnych dni, to nasza troska i okazywanie bliskim ciepła i miłości. Tego nie zastąpi żadna zbiorowa uroczystość.

Jeżeli np. samą Wigilię zdecydujemy się przeprowadzić online, to po jedzeniu możemy umówić się na wspólny spacer, aby osoby znajdujące się w grupie wysokiego ryzyka mogły spotkać się z bliskimi. Na zewnątrz bowiem jest o wiele bezpieczniej niż w pomieszczeniu. 

Możemy także pospacerować razem w pierwszy dzień Świąt, aby cała rodzina mogła się zobaczyć. Praktyką jest także wykonanie szybkich testów płytkowych, które wskazują w krótkim czasie czy nasza obecność może być zagrożeniem dla osoby starszej. Jak pokazuje praktyka, wiele osób decyduje się na zrobienie takiego szybkiego testu przed odwiedzinami rodziców czy dziadków. Jeżeli jednak zdecydujemy się na wspólne biesiadowanie, zadbajmy o wietrzenie pomieszczenia i zadbanie o utrzymanie dystansu, aby jak mniej narażać osoby będące w grupie większego ryzyka.

Zapytaliśmy też Agatę i Piotra Rubików, jak oni w tym roku radzą sobie ze świątecznymi utrudnieniami. 

Chcielibyśmy te święta spędzić w gronie najbliższej rodziny, czyli moich rodziców i babci we Wrocławiu. Jednak kwestie bezpieczeństwa w tym roku są najważniejsze, więc zobaczymy czy to będzie możliwe. Sytuacja jest dynamiczna. Zawsze kierowaliśmy się zasadą, że nie ważne gdzie, ważne z kim. Obecność bliskich jest istotna, natomiast spokój i zdrowie są kluczowe. Mimo nietypowej sytuacji w tym roku będziemy starali się, aby stworzyć w swoim domu jak najbardziej świąteczną i beztroską atmosferę, pełną miłości i radości.

Więcej o ich tradycjach rodzinnych i tego jak pielęgnują rodzinne tradycje możecie zobaczyć już 23 grudnia na Instagramie kobieta.pl. Podczas live’a “Psychorozmowy o rodzinie” będziemy rozmawiali z nimi na żywo. Zapraszamy do zadawania pytań w czasie live’a oraz na INSTAGRAMIE kobieta.pl.

LINK: https://www.kobieta.pl/artykul/jak-spedzic-swieta-bozego-narodzenia-w-tym-roku-przede-wszystkim-bezpiecznie-zapytalismy-o-to-takze-agate-i-piotra-rubikow-201221121357?fbclid=IwAR2-fcJ3VAdG6MBlCcPS6Zwrwnj8KNZsokJHtmn8kCMrEly5c3UoXn0pHh4