Kategoria: Wspólne zamieszkanie

Kocham cię, ale wolę, żebyśmy mieszkali oddzielnie

KATARZYNA MIZERA

komentarz K. Lea Jarmołowicz

Aneta, gdyby mogła sobie na to pozwolić, nie mieszkałaby razem z partnerem. Zresztą, jak przyznaje, jej zdanie podziela większość znajomych, zwłaszcza osoby, które wspólne życie zaczęły po trzydziestce, czterdziestce czy później. Mimo to kwestia oddzielnych domów osób w szczęśliwej relacji nadal dla wielu ludzi jest nie do pomyślenia.

– Gdybym nie musiała, nie sprzedałabym kawalerki, w której mieszkałam, zanim poznałam Sławka. Po spotkaniach każde z nas mogłoby wracać do swojego domu – opowiada Aneta, która w wieku 44 lat wyjechała z rodzinnych Katowic do pracy w Warszawie, a nieoczekiwanie znalazła tu też miłość. – Bardzo się kochamy, ale decyzja o wspólnym zamieszkaniu była pragmatyczna, bo życie we dwójkę jest łatwiejsze, tańsze. Gdyby nie to, wolałabym, żebyśmy mieszkali osobno – mówi Aneta, która jest ze Sławkiem od czterech lat. On to rozumie i przystałby na życie na dwa domy, jeśli ich sytuacja finansowa by im na to pozwoliła.

Jak tłumaczy Aneta, ze Sławkiem układa im się dobrze, ale potrzeba jej azylu, do którego po prostu jest przyzwyczajona. Jest jedynaczką, zawsze miała swój pokój, a potem mieszkanie, którego z nikim nie dzieliła. – Mieszkamy u Sławka, a gdy jadę do rodzinnego domu na weekend, nocuję u rodziców. Nigdzie nie mam tylko mojej przestrzenia potrzebuję samotni, w której ładuję baterie – wyjaśnia Aneta.

Zresztą, jak przyznaje, jej zdanie co do oddzielnego mieszkania podziela większość jej znajomych. – W pewnym wieku masz już jakiś swój ustalony rytm, swoje przyzwyczajenia – tłumaczy. – Gdy wracasz zmęczona po ciężkim dniu w pracy, twój partner też ma gorszy humor i te złe energie niepotrzebnie się kumulują. W takie dni wolałabym wrócić do swojego pustego domu niż niepotrzebnie wylewać złość na partnera. Oczywiście nie chodzi o to, żeby być ze sobą tylko wtedy, gdy jest wesoło. Ale po co bliska osoba ma znosić moje humory, kiedy mówię coś, czego potem żałuję – zastanawia się.

Mieszkając osobno, możemy zatęsknić za partnerem

Kwestię przyzwyczajeń podnosi też 38-letnia Lena, która jest w związku od 13 lat. – Rafał jest zbieraczem, a ja chodzę za nim i pozbywam się chaosu, który robi. Co zabawne, też jestem bałaganiarą, więc on zwraca mi uwagę, że nie odstawiłam kubka do zlewu – opowiada. – Otwieram szampana, gdy mój partner wyjeżdża na weekend, i wiem, że on robi tak samo, gdy ja jadę gdzieś z przyjaciółkami – śmieje się, dodając zaraz, że po dwóch dniach „słomianego wdowieństwa” zaczyna za Rafałem tęsknić. Przyznaje, że wspólne mieszkanie daje jej duży komfort, poczucie bezpieczeństwa i buduje przywiązanie, ale jak sądzi, zabija w związku romantyzm. – Pożądanie i namiętność w związkach często spada przez zwykłą szarą codzienność. No i w niektórych sytuacjach wolałabym, żeby Rafał mnie nie widział. Choć uważam też, że jeśli pokażesz się partnerowi od początku z jak najgorszej strony, a on i tak zostanie, to potem może być już tylko lepiej – żartuje.

Gdy mieszka się oddzielnie, „najgorszą stronę” widać rzadziej, uważa Lena, za to człowiek bardziej się stara, cieszy na każde spotkanie i je docenia. – Dobrze dać sobie szansę, żeby zatęsknić za swoim partnerem – mówi, pamiętając czasy, kiedy jeszcze żyli osobno. Rozmawiała o tym z Rafałem, ale dla niego prawdziwy związek jest wtedy, gdy mieszka się razem. – Jest takie zagrożenie, że może się okazać, że jest ci tak dobrze, więc w sumie po co ci ta druga osoba? – mówi Lena.

Nie każdy ma tradycyjne potrzeby dzielenia codzienności z partnerem

– W dzisiejszych czasach podążamy za jakością, szukamy możliwości bycia sobą w związku i dobrowolnego zaangażowania oraz samorealizacji – mówi psychoterapeutka K. Lea Jarmołowicz z Ośrodka Centrum. – Nierzadko, aby to pogodzić z byciem w relacji, to właśnie mieszkanie oddzielnie pozwala nam te indywidualne potrzeby lepiej realizować. Myślę, że to, co najważniejsze, to wiązać się z osobą, która jest do nas podobna, a nie naginać się do czyjejś wersji, by tylko „ktoś był”. Jeśli tylko będziemy szczerzy ze sobą, to możemy znaleźć kogoś podobnego do nas – uważa. Jak wyjaśnia, wspólne życie uczy nas wiele o sobie i drugiej osobie – o tym, jacy jesteśmy i czy potrafimy iść na kompromis. – Ale to zawsze wymaga pracy nad związkiem, bo każdy ma swoje przyzwyczajenia i im się jest starszym, tym bardziej przyzwyczajamy się do naszej wersji codzienności i raczej oczekujemy, że ktoś się do nas dopasuje. Kwestia mieszkania staje się wynikiem rozmów, szczerej komunikacji i zgrania. I wtedy związek to wartość, a nie ograniczenie wolności – mówi psychoterapeutka.

Chęć oddzielnego mieszkania nie musi też świadczyć o problemach w związku. – Mówi się o tym, że mamy kryzys relacji, ale ja wolę myśleć o tym, że to kryzys relacji w dotychczasowej postaci. I że kolejne lata stworzą nowe formuły, które staną się bardziej adekwatne do aktualnych potrzeb i pragnień ludzi. Dla nas dziś to, co jest objawem niedojrzałości, może okazać się za 20-30 lat zwyczajnością i normą – uważa K. Lea Jarmołowicz. – Czas pokaże, dokąd nas te zmiany doprowadzą.

Powrót do swojego domu po spotkaniu był czymś oczywistym

Karolina nie wyobrażała sobie, że mogłaby mieszkać z partnerem. W domu, jak mówi, bywa. Gdy nie pracuje po godzinach, spotyka się ze znajomymi albo trenuje na ściance wspinaczkowej. – Mój najdłuższy związek trwał trzy lata i przez ten czas nigdy nie chcieliśmy, by jedno wprowadziło się do drugiego – mówi. – Byliśmy dla siebie ważni, lubiliśmy spędzać razem czas, ale byliśmy też dość niezależni – każde z nas miało swoje pasje, paczkę przyjaciół. Zdarzało się, że zostawaliśmy u siebie na noc lub na kilka dni, ale powrót do domu był czymś oczywistym – dodaje. To pasowało im obojgu. Grzesiek był rannym ptaszkiem, Karolina lubi siedzieć do późna w nocy. Ona potrzebuje ciszy i spokoju, tak ładuje akumulatory, dla niego ciągle coś musiało grać w tle. – To było bardzo wygodne: jesteśmy ze sobą, ale każdy ma też swój azyl – tłumaczy. Z perspektywy czasu mówi, że oddzielny dom dawał jej bezpieczną przestrzeń dla siebie, ale niekoniecznie dla „nas”, rozumianych jako związek, partnerstwo, dzielenie wspólnego życia ze wszystkimi jego odcieniami. – Pewnie nie byliśmy do siebie tak przywiązani, jak wtedy gdybyśmy mieszkali razem. Dziś wydaje mi się, że oddzielne domy były jednym z powodów naszego rozstania, choć jednocześnie mogły być też egzaminem, jak silny jest nasz związek – mówi.

https://www.vogue.pl/a/gdy-bedac-w-zwiazku-wolimy-mieszkac-osobno