Kategoria: Zwierzęta

Jak po rozstaniu zorganizować opiekę nad ukochanym zwierzakiem?

KATARZYNA MIZERA

komentarz Karolina Lea Jarmołowicz

Znam sytuacje, w których ktoś próbuje wymusić kontakt ze względu na zwierzę i np. kłamie, że jest chore, a spotkałam też przypadki karania partnera zabraniem zwierzęcia, pomimo że się go nie lubiło – mówi psychoterapeutka K. Lea Jarmołowicz z Ośrodka Centrum, z którą rozmawiamy o opiece nad ukochanym zwierzęciem pary, kiedy związek się rozpadnie.

Byli razem dwa lata, kiedy Ola namówiła Janka, by zaopiekowali się psem. – Kocham psy. Zawsze angażowałam się w wolontariat, przez długi czas zabierałam Janka do schroniska, by przyzwyczaić go do obecności zwierzaka w domu, bo on sam nigdy ich nie miał. Nasz wybór padł na Zgrywusa – 10-letniego kundla, który większość życia spędził w schronisku, ale mimo to pozostał radosnym staruszkiem. Zakochaliśmy się w nim oboje i dzieliliśmy opieką po równo, choć to Janek podpisał umowę adopcyjną jako właściciel – opowiada Ola.

W tym czasie Janek mieszkał w kawalerce, a Ola jeszcze u rodziców, w dodatku z psem, który nie tolerował innych zwierzaków. Jasne było więc, gdzie będzie nocował Zgrywus. Dla Oli oczywiste też było, że kiedyś będzie miała psa, a najlepiej całą gromadę, nigdy jednak nie romantyzowała adopcji psa jako przypieczętowania miłości. – To nadal nie jest to samo, co dziecko. Zawsze wiedziałam, że jeśli kiedyś się rozstaniemy, to pies zostanie w dobrych rękach, ale wybranych. Nasz związek był daleki od ideału. Gdy było dobrze, był ogień, w gorszych momentach, których było znacznie więcej, totalnie się spalaliśmy – zdradza Ola. Ostatni rok był tylko przeciąganiem decyzji o rozstaniu. – Głównie ze względu na psa, co zresztą w kłótniach wielokrotnie wyrzucał mi mój partner. Być może w tym czasie przelewałam całą miłość na Zgrywusa. Może przeczuwałam, że nie zostało nam dużo czasu razem? – wspomina Ola.

Po rozstaniu partner zaopiekował się psem, ale mogłam go odwiedzać

Gdy Ola podjęła decyzję o rozstaniu, jej były partner mocno to przeżył – próbował ratować coś, co dla niej już dawno było tylko zgliszczami związku. Na początku postanowili też dzielić się opieką nad Zgrywusem. – Janek zaproponował nawet, żebym zatrzymała klucze do jego mieszkania i odwiedzała psa, kiedy będę miała na to ochotę – przyznaje Ola. Życie szybko jednak zweryfikowało tę idealną wizję. Wspólne spotkania kończyły się wybuchem emocji, złości, wyrzutami i łzami.

– Długo nie mogłam się pozbierać po tym, gdy zapadła decyzja, że Zgrywus zostaje z Jankiem. Czułam, że nigdy więcej go już nie zobaczę. Rok temu na Facebooku wyskoczyło mi ich wspólne czarno-białe zdjęcie, którym Janek żegna się ze swoim „najlepszym przyjacielem”. Ja tej szansy nie dostałam – wspomina Ola. – Żałuję, że w Polsce nie ma prawa, które tak jak w Hiszpanii regulowałoby opiekę nad psem. Musimy polegać na dobrej woli partnera, której trudno szukać w takim momencie, jak rozstanie – dodaje.

Dzielimy się opieką nad psem, ale nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia

Gdy Maria rozstawała się z Asią, nie zastanawiała się nad tym, co stanie się z ich terierką Kulą. Ale też nie wyobrażała sobie bez niej życia. – To uczucie mnie totalnie zaskoczyło, bo nigdy nie chciałam mieć psa. Bałam się ich od dziecka. Adopcja zwierzaka była inicjatywą Asi. I dziś, z perspektywy czasu, uważam, że to jedno z lepszych doświadczeń, które nam się zdarzyło przez niemal 10 lat związku – przyznaje Marysia.

Decyzja o podziale opieki nad psem przyszła zupełnie naturalnie, jak wspomina Maria, nawet nie musiały sobie wyjaśniać, że w przyszłości będą dzielić się opieką nad Kulą. – Myślę, że Asia zdawała sobie sprawę z tego, że rozstanie było dla mnie tak traumatycznym wydarzeniem, że skrzywdziłaby mnie podwójnie, gdyby zabrała mi jeszcze ukochanego psa – dodaje. Mimo wszystkich emocji, które nawarstwiły się między byłą parą, podział opieki udaje im się utrzymywać już od sześciu lat. Czy gdyby nie Kula, to miałyby kontakt? – Niestety wydaje mi się, że nie. Jak rodzice po rozwodzie, wymieniamy się wiadomościami na temat naszej podopiecznej, ale więcej nie mamy sobie nic do powiedzenia. Myślę, że to i tak ogromny sukces – znajoma para po dziś dzień toczy batalię z argumentami w stylu: „pies zostanie ze mną, bo mnie kocha bardziej” – przyznaje. – Moim zdaniem pies podobnie emocjonalnie reaguje na takie sytuacje jak dziecko. U mnie Kula może wszystko – kocham ją bezwarunkowo. Asia jest tą surową „matką”, u której nie przejdzie np. spanie na łóżku. To nie jest dobre dla zwierzaka, widzę, że Kula jest rozdarta i niespokojna. Czasem zastanawiam się, czy dla jej dobra nie powinnyśmy zdecydować się, kto przejmie opiekę nad nią na stałe. I boję się, kto wygra walkę o psa. Niedawno dostałam propozycję pracy za granicą – bardzo chciałabym zabrać Kulę ze sobą. Nie wiem, jak przyjmie to moja ekspartnerka.

Opieka nad zwierzęciem po rozstaniu jak opieka nad dzieckiem?

– Często spotykam się z tym, że po rozstaniu pary kwestia opieki nad zwierzęciem porównywana jest do podziału opieki nad dziećmi, jednak w mojej ocenie nie jest to do końca właściwe. Relacja ze zwierzęciem odbywa się na zupełnie innym poziomie niż z dzieckiem – mówi psychoterapeutka K. Lea Jarmołowicz z Ośrodka Centrum. Jak przyznaje, zdarza się też, że byli partnerzy używają zwierzaka do swoich celów. – Znam sytuacje, w których ktoś próbuje wymusić kontakt ze względu na zwierzę i np. kłamie, że jest chore, a spotkałam też przypadki karania partnera zabraniem zwierzęcia, pomimo że się go nie lubiło – przyznaje psychoterapeutka. – Często opiekunowie opowiadają o tym, że pies będzie tęsknił za którymś z nich i dlatego nie zrezygnuje, a zwykle to on projektuje na psa swoje uczucia – dodaje.

Co więc zrobić, jeżeli obie osoby z pary chcą się zaopiekować zwierzęciem? – Trzeba przeanalizować, co jest lepsze dla zwierzaka. Należy rozważyć możliwości czasowe i finansowe każdej z osób. Ta, która może poświęcić więcej czasu, ale też ma warunki mieszkaniowe, może mu zapewnić leczenie, będzie z pewnością lepszym wyborem – radzi Jarmołowicz. – To naturalne, że możemy tęsknić za zwierzakiem, ale warto naprawdę realnie oceniać sytuację i rozważyć, co jest lepsze dla zwierzęcia, a nie będzie karmiło wyłącznie naszych potrzeb czy pragnień. Tak jak po każdej stracie, tak i po tej sobie poradzimy – mówi psychoterapeutka.https://www.vogue.pl/a/kto-powinien-zajac-sie-wspolnym-zwierzakiem-po-rozstaniu

Czy pet parenting to współczesny substytut rodzicielstwa?

KATARZYNA MIZERA

Zdarza się, że określamy kogoś „kocią mamą” czy „kociarą”, gdy przejawia szereg ekscentrycznych dla nas zachowań, rzucamy „starą panną z kotem” jak obelgą. A jednak, gdy proporcjonalnie do wzrostu rat kredytów, nadgodzin, inflacji i wirtualnych relacji rośnie potrzeba przywiązania do czegoś prawdziwego, coraz częściej decydujemy się na kota zamiast dziecko. O to, czy pet parenting jest dziś substytutem rodzicielstwa, pytam psychoterapeutkę Karolinę Leę Jarmołowicz z Ośrodka Centrum i troje właścicieli kotów.

Agata, dyrektorka w firmie motoryzacyjnej: Kot to mój comfort zone

Nie mieszkam w Polsce i długo zastanawiałam się, co znaczy stereotyp kociary. To stara panna, która nie wychodzi z domu, bo woli towarzystwo kota niż ludzi? Jestem singielką, bez partnera i dzieci, ale też bez ciśnienia, by zostać matką. Przez długi czas nie decydowałam się na kota, bo mój ówczesny partner ich nie lubił. Sprawiłam go sobie chwilę po rozstaniu. Czasem poddaję się kliszom – gdyby jakiś daleki wujek powiedział mi, że jestem kocią mamą, to pewnie bym się tym nie przejęła, ale gdyby zrobiła to bliska mi przyjaciółka, to pewnie zrobiłaby mi tym przykrość. Nadal chciałabym mieć dziecko, kot nie wypełnia tej luki. Nadal też jestem otwarta na nowe relacje – na starcie wykluczam tylko grupę tych, którzy w opisie na Bumble (niemieckim portalu randkowym – przyp. red.) piszą: „Tylko nie kocia mama” albo „Nie lubię zwierząt”. To, czy ten ktoś będzie lubił zwierzęta, jest kluczowe. Nawet jakbym ich nie miała. Ja po prostu lubię o kogoś dbać. Czy nie z podobnego powodu  ludzie mają dzieci? Jest w tym trochę egoizmu – dajesz coś i skrycie liczysz, że dostaniesz coś w zamian. To nie zawsze działa w ludzkim świecie, prawda? A zwierzę kocha bezwarunkowo.

Karolina, dziennikarka: Silny instynkt kocierzyński

Jestem kociarą. Chciałam mieć kota od zawsze, zbierałam nawet porcelanowe i gipsowe figurki kotów jako dziecko, niestety mój brat był uczulony, więc opcja posiadania prawdziwego odpadała. Przez dorosłe lata czekałam na dobry moment. Najpierw mieszkaliśmy z partnerem w wynajmowanym mieszkaniu, potem dużo wyjeżdżaliśmy, następnie przyszła pandemia – jedna wielka niewiadoma. Aż nadszedł odpowiedni moment. Zgadzam się, że posiadanie zwierzęcia to pewien rodzaj rodzicielstwa, ale na pewno nie 1:1, jak w wypadku małego człowieka. Kiedyś śmieszyli mnie znajomi, którzy mówili o sobie „psia mama” albo że ich „synek” został sam w domu. Dzisiaj sama łapię się na tym, że w domu mówię do swojej kotki: „Idź do tatiego, niech cię pogłaszcze”, ale na pewno nie powiedziałabym nigdy publicznie o mojej kotce, że to moja córka. Bardziej partnerka. Jeśli mówimy o potrzebie kochania drugiej osoby, opiekowania się nią i posiadania na dobre i na złe, nawet jak cały świat dookoła się wali, to kot jest w tym sensie jak dziecko, ale wątpię, że kobietom, które marzą o nim z całych sił, wystarczy kot. Czy dla mnie to jedyna opcja na powiększenie rodziny? Tak. Odczuwałam silny instynkt kocierzyński, macierzyńskiego brak. A nad „starą panną z kotem” zastanawiam się często – dlaczego właśnie z kotem? Bo kojarzy się z czarownicą, kobietą na marginesie społecznym? Dla mnie już powiedzenie o kimś „stara panna” jest bardzo obraźliwe. Dodanie do tego jeszcze kota… Szkoda kota.

Grzesiek: Chętnie słuchamy „kocich rad”

To było przeznaczenie – Kiki sama nas znalazła. Pewnego dnia zauważyłem ją na patio hotelu, w którym pracuję. Decyzja o nieskończonej przyjaźni zapadła po minucie, gdy zaczęła kręcić wokół moich nóg ósemki. Musiałem tylko przekonać swojego chłopaka. Zgodził się, ale chyba bardziej zrobił to dla mnie. Cały czas uczymy się opiekować się Kiki, słuchamy „kocich cioć” (nie widzę nic obraźliwego w tym określeniu), staramy się, by była z nami szczęśliwa. Posiadanie kota dużo wniosło do naszej relacji, to dodatkowy łącznik, coś, co sprawdza nasze partnerstwo, odpowiedzialność, zaangażowanie. Bywamy zazdrośni, gdy łasi się do kogoś innego. Gdy mój chłopak stracił pracę, jedną z moich pierwszych myśli było to, że będzie teraz więcej czasu spędzał z Kiki. Odkryliśmy w sobie też nowe pokłady uczuć, o których nie mieliśmy pojęcia, np. nie wiedziałem, że będziemy za nią tęsknić, gdy wyjedziemy na urlop. To już stały członek rodziny. Gdy po raz pierwszy powiedziałem o niej „nasze dziecko”, zaczęliśmy się śmiać! Nigdy nie chcieliśmy mieć dziecka, więc to nie jest jego substytut. Ale w samym określeniu nie widzimy nic złego. „Kocia mama”? A dlaczego nie „koci tata”? Jesteśmy dwoma facetami zakochanymi w naszym kocie i nie wyobrażamy sobie już bez niego życia.

Karolina Lea Jarmołowicz z Ośrodka Centrum: Pet parenting a prawdziwe rodzicielstwo

Olga Tokarczuk powiedziała kiedyś, że ludzie są „psowi” i „kotowi”. I jakoś blisko mi jest do tego myślenia. To, jakie mamy cechy osobowościowe, decyduje o tym, z kim się zadajemy, a więc i jakie zwierzę do budowania relacji wybieramy. Relacja z kotem może być dla wielu osób trudniejsza, bo budowana jest na wzajemnym dostosowywaniu się, wymaga uczenia się wzajemnego szacunku do swojej odmienności. Satysfakcja w tej relacji oparta jest więc na wzajemnym zrozumieniu, a nie dominacji. Z kotem jest trochę jak z człowiekiem, uczycie się siebie nawzajem, co wymaga więcej uwagi. Co do zasady nie udaje się dominowanie nad kotem, bo relacja z nim oparta jest na szukaniu wzajemnej przestrzeni. Kot nigdy nie zrobi tego, czego nie chce, trudniej adaptuje się do zastanej rzeczywistości. Jest wrażliwy, ma większe potrzeby psychiczne i mniejszą tolerancję na otoczenie. Jest też bardzo samodzielny. Kociarze też zwykle przejawiają podobne cechy: lubią niezależność, indywidualność i własną przestrzeń. 

Co daje nam relacja z kotami? Relacja ze zwierzęciem jest szczególnym rodzajem relacji, ponieważ zwierzę w pełni akceptuje swojego właściciela – takim, jaki jest. Może to wpływać na to, że częściej osoby np. z deficytami miłości i akceptacji decydują się na posiadanie pupila. Jednak kluczowe wydaje się to, że człowiek od zarania dziejów miał do czynienia z naturą. W dobie rozwoju miast ten kontakt jest bardzo ograniczony, więc zwierzę domowe jest do niego okazją. Z pewnością obecność pupila wpływa na mniejsze poczucie osamotnienia. Posiadacze zwierzaków doceniają, że czeka na nich w domu, cieszy się z ich powrotu. Sama relacja z kotem to jedno, ale wiele badań mówi o tym, co każdy kociarz wie – mruczenie kota ma właściwości leczące ze względu na częstotliwość wibracji, która obniża poziom lęku i napięcia w człowieku, a kocia sierść jest najonizowana ujemnie, co przy bólach fizycznych działa kojąco. Fizyczny kontakt z kotem polecany jest osobom mającym stany lękowe i depresyjne, bo może redukować stres i lęk relacyjny. Sam kontakt z miękkim futrem i gibkim ciałem kota, pobudza układ nerwowy i powoduje wydzielanie hormonów szczęścia. Zresztą już samo oglądanie filmików o kotach wywołuje dużo pozytywnych odczuć.

Zestawianie posiadania dzieci z posiadaniem zwierzęcia jest krzywdzące, bo stereotypizuje. Powodów, dla których ludzie mają dzieci albo psy czy koty, jest wiele i wpływa na to mnóstwo indywidualnych czynników. Tradycyjny model myślenia o rodzinie nie wiąże się z poczuciem szczęścia w życiu każdego człowieka. Nierzadko był też źródłem cierpienia jednostek i wpływał na brak satysfakcji życiowej wielu osób oraz patologiczny sposób funkcjonowania w rolach rodzicielskich. Fakt, że ktoś z powodów nierozwiązanych konfliktów wewnętrznych decyduje się albo nie na dziecko, a ze zwierzęcia czyni jego substytut, gdzie niezdrowo umiejscawia pewne potrzeby i pragnienia, nie oznacza, że tak robią wszyscy posiadacze zwierząt. Relacja ze zwierzęciem jest czymś kompletnie innym niż z dzieckiem, nawet jeżeli część właścicieli może „pet parentingować” swoim pupilom. 

https://www.vogue.pl/a/czy-posiadanie-kota-stalo-sie-substytutem-rodzicielstwa