Kategoria: Kobieta

Amy Schumer wyznała, że od lat zmaga się trichotillomanią. Zapytałyśmy eksperta, co to za zaburzenie

01.04.2022

MAŁGORZATA MALINOWSKA

Amy Schumer zdobyła się na szczere wyznanie. Aktorka i komiczka od dzieciństwa zmaga się z zaburzeniem, które przez lata powodowało u niej wstyd. Czym jest trichotillomania? Jak się objawia? Jak można sobie pomóc? Na te pytania odpowiada doświadczona psychoterapeutka.

Amy Schumer cierpi na trichotillomanię

Amy Schumer przyznała ostatnio, że zmaga się z trichotillomanią. Aktorka i komiczka w rozmowie z “The Hollywood Reporter” wyznała, że przez lata trzymała to w tajemnicy. W końcu nadszedł moment, że postanowiła o tym opowiedzieć wszystkim. Z jej słowami utożsami się wiele kobiet, które podobnie jak Amy Schumer zmaga się z trichotillomanią.

– Myślę, że każdy ma tajemnicę, a to moja. Naprawdę nie chcę już mieć wielkiego sekretu – wyznała aktorka.

Wyznanie Amy Schumer zbiegło się w czasie z serialem komediowym “Life & Beth”, gdzie aktorka gra główną rolę. Jej bohaterka wyrywa sobie włosy tak mocno, że musi nosić perukę, żeby ukryć łysinę. Ten wątek mocno odzwierciedla życie aktorki, która przechodziła przez to samo.

W wywiadzie przyznała, że w okresie szkoły straciła kontrolę i tak mocno wyrywała sobie włosy, że nosiła perukę.

– Pomyślałam, że umieszczenie tego wątku będzie dla mnie dobre, by złagodzić część mojego wstydu i być może, miejmy nadzieję, pomóc innym również złagodzić część ich wstydu – dodaje.

Amy Schumer wyjawiła, że pierwsze objawy zaburzenia pojawiły się już w dzieciństwie. Później jako nastolatka przeżywała trudny czas. Jej ojciec zbankrutował, a później usłyszał diagnozę stwardnienie rozsiane. Do tego doszedł rozwód rodziców. Dzisiaj aktorka ma 40 lat i wciąż zmaga się z trichotillomanią.

Nie chodzi o to, że kiedyś miałam ten problem, a teraz nie mam. To wciąż coś, z czym się zmagam – mówi.

Przyznała, że w trudnych momentach mogła liczyć na swoich wiernych fanów i to dodawało jej siły.

Z łagodną odmianą tego zaburzenia zmagała się również nasza Redaktor Prowadząca Sandra Hajduk-Popińska, która przez lata wyrywała sobie włosy:

– Owijałam je wokół palca podczas zwyczajnych codziennych rutynowych czynności typu czytanie, oglądanie filmu, a nawet jedzenie czy spotkanie ze znajomymi. Zazwyczaj ten pęk włosów wyrywałam. Najczęściej wyrywałam sobie włosy wokół twarzy tzw. baby hair, co powodowało, że robiły mi się mini zakola. Od kilku lat na szczęście już tego nie robię.

Jak widać problem trichotillomanii dotyka wielu z nas. Dlatego postanowiłyśmy zapytać naszą ekspertkę, psychoterapeutkę K. Leę Jarmołowicz-Turczynowicz z Ośrodka CENTRUM, skąd bierze się to zaburzenie.

Czym jest tricholetillomania? Zapytałyśmy eksperta:

– Tricholetillomania należy do zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych i jak większość z nich ma podłoże psychogenne. Jest wiele możliwych scenariuszy na genezę powstania trudności u danej osoby. Mogą to być kwestie dziedziczne, ale wiele zaburzeń na tym tle powstaje w ramach trudnych, doświadczanych w przeszłości stanów, w ramach minionych wydarzeń. Nierzadko osoby doświadczające objawów mają za sobą historię przemocy psychicznej, fizycznej lub/i seksualnej. Z pewnością doświadczeniom towarzyszy duża ilość lęku, ale i wstydu, a także złości. To ogromny ładunek emocjonalny, i nierzadko trauma, które dziecko zmuszone było tłumić z wielu powodów, co ukształtowało określone mechanizmy i tendencje schematyczne uaktywniające się w dorosłym życiu takimi objawami.

Jeżeli w teraźniejszości pojawiają się sytuacje, w których mogą uruchomić się ślady przeszłych wydarzeń, napięcie jest tak duże, że mózg, aby sobie poradzić włącza taki mechanizm obronny, by to znieść. Wyrywanie włosów jest więc reakcją obronną przed doświadczaną bezsilnością wynikającą z nieznośnego napięcia. W ramach nie tylko tego co dzieje się dziś, ale także siła tego doświadczania wynika ze śladu jaki ożywa, pomimo, że przeszłość minęła. Pomimo że jako dorośli rzadko doświadczamy bezsilności, bo jesteśmy wolni i sami decydujemy o większości spraw, o tyle dziecko takiej wolności nie ma. I ta bezradność jest przyczyną powstania mechanizmów obronnych, które na tamten moment są jedyną możliwą drogą do poradzenia sobie w obliczu zależności/bezsilności. Pomimo że jako dorośli moglibyśmy inaczej, to zapisany sposób odtwarza się, jeżeli ślady z dzieciństwa nie są przepracowane i dorosła osoba doświadcza ich odtwarzania w teraźniejszości. Nierzadko zaburzeniom towarzyszą także objawy fizjologiczne tkj. bóle brzucha czy nudności, zagubienie. Jesteśmy całością, dlatego to, co tłumione na poziomie świadomym wchodzi w ciało.

Osoby mające zaburzenia tego typu sprawiają sobie ból i okaleczają siebie wyrywając włosy, czasem brwi i inne włosy, bo nie mogą znieść napięcia jakie towarzyszy obsesyjnemu myśleniu. To kompulsywne działanie jest formą odcięcia się od ciała. Zachowań obsesyjno- kompulsywnych jest bardzo wiele. Niektóre osoby drapią się do krwi, inne liczą włosy, jeszcze inne kilkadziesiąt razy myją ten sam talerz. W zależności od doświadczeń w jakich powstały tendencje niezwykle istotne jest podjęcie psychoterapii i z pewnością musi ona być głębsza niż poznawczo-behawioralna skupiająca się prawie jedynie na zrozumieniu źródeł i wypracowaniu nowych sposobów radzenia sobie z napięciem. Psychoterapia psychodynamiczna jest bezwględnie najbardziej skuteczną w tego rodzaju zaburzeniach, gdzie konflikty wewnętrzne są istotą w pracy w tym nurcie. Czego zresztą przejawem jest akredytacja Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego i Psychologicznego jedynie dla szkoleń w nurcie psychodynamicznym i integracyjnym.

https://www.kobieta.pl/artykul/trichotillomania-co-to-jest-jak-sie-objawia-choruje-na-to-amy-schumer-220401020350?fbclid=IwAR0pj4QUMSXsbwp6ycNKeGZ9J3wxBhvFmWZZ6yHA3THt1UyEjcEpbtyKqDQ#amy-schumer-8

Michalina Korzeniowska, czyli głos młodego pokolenia feministek: “Zewsząd słyszę, jak powinnam wyglądać, co robić, jak się zachowywać, a nawet ile ważyć!”

23.11.2021

K. LEA JARMOŁOWICZ-TURCZYNOWICZ – PSYCHOTERAPEUTA, SOCJOLOG, OŚRODEK CENTRUM

Foto: Instagram Michaliny Korzeniowskiej

“Problem kultury diet jest taki, że nie oszczędza ona nikogo. Wylansowała bardzo trudną do osiągnięcia sylwetkę, a kobiety (zwłaszcza młode) dają się w tę pułapkę złapać. Pułapkę posiadania idealnego ciała o perfekcyjnych proporcjach i nieskazitelnej fakturze. Tylko że takich ciał po prostu nie ma” – mówi Michalina Korzeniowska w szczerej rozmowie z K.Leą Jarmołowicz-Turczynowicz z Ośrodka CENTRUM. Ten wywiad powinna przeczytać każda kobieta niezależnie od wieku.

K. Lea Jarmołowicz-Turczynowicz, Ośrodek CENTRUM: Przemierzając instagram natknąć się można na Twoje konto cieszące się prawie 10 tys followersów. Gromadzisz wiele młodych obserwatorek, a to, o czym piszesz, wydaje się ważnym głosem młodego pokolenia feministek. Skąd w Tobie ten zapał do angażowania się w ważne tematy społeczne?

Michalina Korzeniowska: Część przekonań jest wynikiem dojrzewania i doświadczania różnych rzeczy. Zaburzenia odżywiania były jednym z takich “etapów”. Robienie czegoś w zgodzie ze sobą u mnie oznacza robienie rzeczy przemyślanych, takich, po których nie doskwiera mi wewnętrzny dyskomfort, wyrzuty sumienia, a tego z kolei nauczyłam się podczas terapii. Uświadomiłam sobie, że nie każdy będzie popierał moje wybory, decyzje i to jest okej. Najważniejszą wartością jest dla mnie życie w zgodzie ze sobą. Jestem w pełni przekonana, że nie byłabym tu, gdzie jestem, gdybym nie postawiła na szczerość ze sobą samą. I to właśnie pomaga mi żyć w sposób satysfakcjonujący… dla mnie. Czyli po mojemu. Nie tak, by spełniać oczekiwania innych względem mnie. I to jest super, bo dzięki temu w ten sposób uczę się życia, nie raz stając przed dylematami, trudnościami i stawiając im czoła. A taką trudnością jest niewątpliwie to, że jako kobieta zewsząd słyszę, jak powinnam wyglądać, co robić, jak się zachowywać, a nawet ile ważyć!

L.J-T: No właśnie, powiedziałaś bardzo szczerze o swoich trudnych doświadczeniach, co wyobrażam sobie, że było inspiracją dla wielu młodych kobiet.

MK: Miałam/mam zaburzenia odżywiania. Brzmi jak wstęp do koszmarnego dramatu. I trochę tak było. A ja odgrywałam w nim główną rolę. Jako nastolatka, która wkraczała w okres dojrzewania i obserwowała, jak jej ciało się zmienia, nieustannie byłam bombardowana obrazami ,,idealnych kobiet w ich idealnym świecie” albo ,,nieidealnych=smutnych kobiet, które stały się idealne=szczęśliwe, bo schudły”. I wtedy pierwszy raz poczułam wstyd. Wstyd z powodu fałdki na brzuchu, wstyd z powodu widocznego cellulitu, wstyd z powodu braku szpary między udami. Wstyd. Słowo klucz. Poczucie, w które wpędza się kobiety w różnym wieku. W tamtym czasie dałam sobie wmówić, że z tymi moimi ,,mankamentami” powinnam być nieszczęśliwa, bo według popularnych magazynów młodzieżowych, byłam przed. Dopiero będąc po, mogłam czuć się szczęśliwa i spełniona. To sposób, w jaki te magazyny tworzyły przestrzeń budowania poczucia własnej wartości: komercjalizując, a nawet gloryfikując określoną urodę i określony typ sylwetki i nadając im wymiar czegoś wielkiego, na miarę sacrum. Sacrum w rozmiarze 36, bez cellulitu i fałdki na brzuchu. W ten sposób zaczęłam swoje niewinne odchudzanie, które przerodziło się w natrętne kontrolowanie wagi i ważenie się kilka razy dziennie, coraz to większe i bardziej rygorystyczne ograniczenia, wyznaczanie sobie zasad i karanie siebie za ich nieprzestrzeganie. Nie przepadałam za matematyką, za to byłam mistrzynią w obliczaniu zjedzonych i spalonych kilokalorii, a wartości odżywcze konkretnych produktów recytowałam z pamięci. I to nie jest coś, co chcę wspominać, gdy będę już starszą panią, siedzącą w fotelu i być może opowiadającą wnukom, jak wyglądała moja młodość.

LJ-T: Z zaburzeniami odżywiania mierzy się coraz więcej młodych kobiet. Powiedziałaś też “mam”, bo z mechanizmów takich nie da się tak zupełnie wyleczyć. Pewna gotowość zostaje, ale terapia pomaga przepracować to w większości. To więc niezmiernie istotne, że poruszasz ten temat publicznie, szczerze dzieląc się swoją historią.

M.K.: Mówię o tym, ponieważ panującą dziś kultura diet może być bezpośrednią przyczyną zaburzeń odżywiania. Problem kultury diet jest taki, że nie oszczędza ona nikogo. Wylansowała bardzo trudną do osiągnięcia sylwetkę, a kobiety (zwłaszcza młode) dają się w tę pułapkę złapać. Pułapkę posiadania idealnego ciała o perfekcyjnych proporcjach i nieskazitelnej fakturze. Tylko że takich ciał po prostu nie ma. To kreacja. Sztuczny twór. Narzędzie do zawstydzania i tworzenia kolejnych kompleksów. Nie wiesz, kiedy wpadasz w tę pułapkę. Bardzo trudno było mi pogodzić się z diagnozą. Przecież nie robiłam nic złego. Odchudzałam się. ,,Wszystkie dziewczyny się teraz odchudzają”. Do wakacji. Do sylwestra. Do studniówki. Niełatwo jest więc przyjąć do wiadomości, że ma się tę chorobę, zwłaszcza jeśli kultura diet daje jej poklask, bo teoretycznie dążysz do tego promowanego poczucia szczęścia i spełnienia. Praktycznie zaś niszczysz siebie, swoje zdrowie, relacje z bliskimi i otoczeniem. Zaburzenia odżywiania to nie żywieniowa fanaberia, moda, widzimisię, które da się rozwiązać poleceniem ,,po prostu jedz”. To choroba. Śmiertelna.

LJ-T: A dzięki Twojemu głosowi wiele młodych dziewczyn ma szansę nie wpaść w ten “zaklęty śmiertelny krąg” i ulegać chorym stereotypom i standardom pielęgnowanym od pokoleń.

M.K.: Dokładnie. Od dziecka słyszymy, że powinnyśmy mieć autorytety, bo są ważnym elementem rozwijania charakteru. Kształtujemy swoją osobowość, upatrując w kimś wzór. I oczywiście, to może być pomocne. Nie wiem jednak, czy obecnie nie jesteśmy tak pochłonięci szukaniem swoich autorytetów, że w tym wszystkim zapominamy o sobie. I owszem, lubię poczytać, co na różne tematy mają do powiedzenia inne kobiety, czasem moje rówieśniczki, ale nie traktuję ich jako autorytety. Staram się działać w zgodzie ze sobą, swoimi przekonaniami. Największym wyzwaniem dla mnie było zrozumienie i przyjęcie, że między światem rzeczywistym a wirtualnym jest cienka granica. To właśnie media społecznościowe są tym miejscem, w których ,,grasuje” kultura diet. Każdego dnia korzystam z mediów społecznościowych i spędzam tu wiele godzin, dlatego wyrobiłam w sobie przekonanie, że nie wszystko, co jest pokazywane w mediach społecznościowych trzeba brać za pewnik, a już tym bardziej uznawać to za wyznacznik mojej wartości i tego, jakim ja jestem człowiekiem. Staram się nie porównywać z innymi, chociaż dzisiaj to spore wyzwanie, gdy zewsząd jestem bombardowana zdjęciami, których celem jest wywołanie we mnie poczucia, że coś jest ze mną nie tak i że coś ,,powinnam”. O tym też staram się pisać na moim profilu.

L.J-T.: Po czym poznajesz, że jesteś w zgodzie ze sobą, że obrana ścieżka jest właściwa?

M.K.: Czuję to wewnętrznie. Rozpoznaje po spokoju. Bo gdy pojawia się niepokój, wtedy wiem, że nie robię czegoś w zgodzie ze sobą. Nie zawsze się to udaje, bo nie da się być nieomylną. Jak każdy człowiek popełniam błędy, ale one także wiele mnie uczą. Nie lubię sloganów, które często nie mają przełożenia w rzeczywistości, ale jednym, który praktykuję, jest myślenie, że “będzie różnie, ale przetrwam”. Bo takie jest życie – różnorodne. I przynosi nam różne rozmaite niespodzianki. Dzisiaj w większości sami sobie kształtujemy swoje wartości, przekonania, obracamy się w świecie social mediów, gdzie być może mamy swoich idoli i swoje idolki. Problemem jest jednak to, że obracamy się w szumie informacyjnym i nie potrafimy selekcjonować komunikatów, które do nas docierają z wielu źródeł. I to jest coś, czego dzisiaj warto się nauczyć: wybierania spośród wielu takich źródeł, które są dla nas cenne, dobre i pozytywne, które kształtują nas i pomagają nam wzrastać, a nie budują w nas poczucie niewystarczalności, ograniczają nas i podcinają skrzydła.

L.J-T: Co dodaje Ci siły w byciu przy sobie?

M.K.: Bardzo lubię odwoływać się do Nietzschego, który powiedział, że człowiek jest mostem, a nie celem. Mostem, nad wielką przepaścią. I od razu przypominam sobie filmy przygodowe, w których główny bohater przechodzi przez niebezpieczny most nad wielką przepaścią. Prawda jest taka, że ma niewiele czasu na gdybanie i zastanawianie się, a każdy krok musi być pewny, bez zawahania, zwątpienia i odwracania się za siebie. Po prostu idzie, bo nie ma innej drogi. Nie bardzo może też stać w miejscu. I to trochę tak właśnie jest z pracą nad sobą. To taki most. To, co za mostem, to przeszłość. Psychoterapia jest ważnym elementem budowania poczucia własnej wartości, wolnego od przeświadczenia, że definiuje je waga, miara, czy chociażby to, czy na śniadanie zjemy jajecznicę z boczkiem, czy bezglutenową fit owsiankę (oczywiście bez cukru). I ja w tym miejscu czuję potrzebę, by uświadamiać i normalizować ten temat. Często podkreślam ten element pracy nad sobą, bo wiem, że w przypadku zaburzeń odżywiania, praca nad sobą może trwać całe życie. I nie mówię tego, by kogoś demotywować i zniechęcać. Wręcz przeciwnie. Uważam, że tym bardziej warto ten temat nagłaśniać, nie traktować go jak tabu i nie pomijać w społecznej debacie.

L.J-T.: Dziękuję Ci dziś za rozmowę. A na koniec zapytam, co byś poradziła młodym kobietom wchodzącym w dorosłość?

M.K.: Aby pamiętały, że waga nie świadczy o ich wartości, że wcale nie muszą zrzucać kilogramów, a jedyne co powinny z siebie zrzucić, to ciężar związany z presją na dostosowanie siebie i swojego wyglądu do tego promowanego w kolorowych magazynach. Ciało to narzędzie, nie ozdoba. Potrzebujemy więcej wyrozumiałości, szacunku i życzliwości względem niego, bo dzięki niemu istniejemy, doświadczamy, odbieramy. Bez ciała nas nie ma, więc ukochajmy je każdego dnia i podziękujmy mu za to, że jest.

L.J-T: Dziękuję więc i ja!

https://www.kobieta.pl/artykul/michalina-korzeniowska-czyli-glos-mlodego-pokolenia-feministek-zewszad-slysze-jak-powinnam-wygladac-co-robic-jak-sie-zachowywac-a-nawet-ile-wazyc-211123034829?fbclid=IwAR2lBN1iy5MYCoPsHx7hz1XFDrMNJ7moTIT4CrDNLvt0xryNEbMCxXYR5ds

Moda na brzydotę? Czy moda na głupotę? [FELIETON]

“Moda na brzydotę? Czy moda na głupotę?” Tak można skomentować setki tysięcy komentarzy internautów hejtujących w sieci. Wiele polskich gwiazd wypowiedziało im wojnę. Wśród nich Patricia Kazadi, Karolina Gilon czy Joanna Koroniewska.

“Nic ze mną jest nie tak. Nic z Tobą nie jest nie tak! Każda ma prawo czuć się pięknie w swoim ciele (…) Dbać o siebie, ale żyć też w zgodzie ze swoimi cechami genetycznymi ” – mówi Patricia Kazadi w swoim najnowszym nagraniu, w którym porusza bardzo ważne tematy. “Presja jest tak duża. Pogubiliśmy się. Coraz mniej mamy empatii i zrozumienia dla drugiej osoby”. Jej słowa wydają się niezwykle adekwatne do tego, jaka fala nienawiści przelewa się w Internecie.

“Gilon chyba się przytyło, bo w sukience się nie mieści”, ” Zborowska wygląda strasznie…ponadprzeciętnie źle…”, “Okropnie jej w tych ciemnych włosach. Ogólnie wygląda niechlujnie”, “Niestety urodą nie grzeszy. Dlaczego promuje się nieładne, bez talentu osoby”, “Wygląda okropnie. Ciąża ciążą, ale wygląda na bardzo zaniedbaną, wręcz odpychająco. Rozumiem że każda kobieta w ciąży inaczej się czuje, ale są jakieś granice przyzwoitości (…) nie wyobrażam sobie tak się zaniedbać. Szczerze mówiąc nie dziwię się tym mężczyznom, którzy później spoglądają na inne kobiety”, “Brzydkie zapuszczone”, “Koroniewska jest chora. Jaka idiotka”, “Staro i okropnie wygląda, anorektyczka”.

Takie komentarze to niestety internetowa codzienność wielu znanych osób, a kiedy spróbują się sprzeciwić to słyszą: “Jak Ci się nie podoba, to się nie pokazuj. To cena bycia gwiazdą. Każdy ma prawo powiedzieć to, co myśli”. Takie komentarze jednak to nie jest wyrażanie swojej opinii tylko hejt, a osoby znane to nie jakiś obraz na ścianie, tylko żywi ludzie. Hejt to mowa nienawiści. Celowa krytyka przybierająca czasem formę wyjątkowego okrucieństwa i to jest przestępstwo i może czas temu powiedzieć głośne NIE.

Nie na wszystko mamy wpływ, ale mamy wpływ na obraz świata jaki nas teraz otacza i owszem pozwala on nam na wolność wyrażania myśli i daje nam wybór. A więc wybierajmy to co dobre, zdrowe, pozytywne i akceptujące! Gdy osądzasz innych – nie pokazujesz jakimi oni są, a pokazujesz, jaki ty jesteś. Zazwyczaj najokrutniejsze w krytyce są osoby, które z danym tematem same się mierzą. Walcząc z kimś na zewnątrz, tak naprawdę toczą walkę z samym sobą. Osoby skłonne do krytykowania, szybko się obrażają, bo to działa jak automat. Mechanizm ten osłania ich własne ego, aby pozostało bezpieczne – piękne i nieskazitelne.

Krytyka innych to nieposzanowanie. Automatycznie więc to brak szacunku także do samego siebie. Dobrze mówiąc o innych – dobrze też myślimy o sobie. Idąc za słowami Patricii Kazadi, Joasi Koroniewskiej, Zosi Zborowskiej, Oli Żebrowskiej i wielu innych gwiazd, które powiedziały STOP hejterom: dzięki różnorodności to my decydujemy, co chcemy, jak chcemy i co w życiu robimy. Każdy ma prawo wyglądać jak chce – niezależnie czy jest sławny czy nie i ma prawo pokazywać się światu. Tylko nie po to, żeby go oceniano, ale żeby realizować swoje marzenia, pracować, żyć. I to, że ktoś jest gwiazdą, nie oznacza, że musi podobać się innym. Mamy miliony kont na Instagramie i każdy może wybrać to, co mu się podoba i go inspiruje. Bez konieczności krytykowania tego, co nie jest w jego guście. Internet dał nam wolność, ale to od nas zależy, jak z niej korzystamy. Mamy wpływ na to, co czytamy, kogo słuchamy, czy czytamy czy nie, czy jesteśmy chudzi, grubi, pomalowani czy nie, i mamy prawo tak pokazywać się światu, bo jesteśmy jego częścią. Mamy także wpływ na to, czy pisząc opinie o kimś, wypowiadamy się pozytywnie czy koncentrujemy się na tym co według nas jest nie tak.

Nasza krytyka nikomu nie pomaga – ani nam, ani obiektowi naszych niemiłych słów. Może nie warto koncentrować się na negatywnych aspektach zmian jakie zachodzą w naszym świecie, a każdy z nas – indywidualnie zacznie zmieniać to, co powoduje, że coś na tym świecie nie jest takie jakie by chciał. Zamiast skupiać się na tym, co robią inni, zajmiemy się tym, aby to co każdy z nas robi, było dobre i dla nas i dla innych. Niezależnie od tego, czy mamy 10 czy milion followersów, czy jesteśmy znani i lubiani czy nieznani, pamiętajmy: każdy głos ma znaczenie. Może właśnie dziś będzie taki dzień, że każdy indywidualnie zacznie zmieniać swoje nastawienie, podejmując działania na własną skalę. I może dzięki temu ktoś inny to zobaczy i też zacznie? I z czasem nasz wspólny Świat nabierze barw i zyskamy #modę na mądrość, #modę na życzliwość, #modę na serdeczność, #modę na docenianie. Może warto zacząć każdy dzień od tego, że znajdziemy minimum 3 rzeczy, za które możemy być światu, sobie i innym wdzięczni, i tak będziemy też kończyć każdy dzień.

Przewrotnie nasza przyszłość zależy od tego, co zaczniemy robić dziś. To naturalne, że chcemy się wyróżniać, więc pokazujemy siebie. Rani nas krytyka innych ludzi, więc my też przestańmy sprawiać przykrość innym. Jeden post potrafi wywołać falę hejtu, a każdy kolejny komentarz dolewa oliwy do ognia. Nasilone niezadowolenie z wyglądu, nie tylko związane jest z większym ryzykiem podejmowania niezdrowych zachowań wobec własnego ciała, ale także utrudnia zdrowe funkcjonowanie w społeczeństwie, a nawet prowadzi do izolacji. Dlatego zaprzestańmy takich praktyk.

My życzymy wszystkim kobietom, aby miały tyle uśmiechu i radości oraz dystansu siebie, ile ma Joanna Koroniewska albo Ola Żebrowska, czy wrażliwości – Zosia Zborowska albo błyskotliwości i talentu jak Karolina Gilon czy Patricia Kazadi. A Wy wszystkie które dziś czytacie ten artykuł: Na pewno każda z Was jest piękna i wspaniała ! A skąd o tym wiemy? Bo każda z Was jest inna! I to jest super !

LINK: https://www.kobieta.pl/artykul/moda-na-brzydote-czy-moda-na-glupote-felieton?fbclid=IwAR1N3o3k5JuqDexcMMINKvINeAUU_ukzbzmynJ9bBMJU5YDuVB-qQQltNlw

Czasy kiedy odczuwałyśmy presję na ślub by nie zostać starą panną, dawno już minęły. A jednak wciąż u niektórych kobiet jest ona bardzo silna” [OKIEM EKSPERTA]

Powody dla których wychodzimy za mąż są różne. Czasy gdzie presja wynikała z walki by nie zostać starą panną i zapewnić sobie status społeczny i gwarancję utrzymania, dawno już minęły. A jednak często presja by wziąć ślub u kobiet jest bardzo silna. Z czego to wynika?
Zmasowane poszukiwania na portalach randkowych, częste spotkania, angażowanie przyjaciółek lub rodziny w organizowanie spotkań z wolnymi facetami. Misja założenia rodziny wzmacniana “tykaniem biologicznego zegara”, przykłada się często do wywierania ogromnej presji, aby znaleźć partnera. Ślub wydaje się być jedynym gwarantem realizacji tych marzeń. I wszystko byłoby w porządku, jeśli także mężczyzna, którego spotykamy lub z którym jesteśmy, także tego pragnie. Niestety już na pierwszych spotkaniach presja ta negatywnie wpływa na relację. Zanim kogoś dobrze poznamy, zaczynamy oczekiwać deklaracji, że już “ciach prach” ma ktoś się nam oświadczyć, bo czasu mało. Małżeństwo to jest jakaś forma umowy, ale w ramach jej nie ma tylko listy praw i obowiązków, a towarzyszyć tej wspólnocie ma przede wszystkim chęć wspólnego spędzenia razem życia.
Lubimy myśleć, że bierzemy ślub z miłości, ale jeśli przez wiele tygodni czy miesięcy towarzyszy nam dużo presji, to znaczy że jest jakiś przymus w nas. A jak jest przymus – to znaczy, że więcej w tym jest lęku, a może wstydu niż miłości. W którymś momencie relacji w sposób naturalny dochodzimy do momentu, że związek partnerski przestaje nam wystarczać. I w porządku. Pragniemy ślubu, jako deklaracji formalnej bezpieczeństwa, że druga osoba tu i teraz obiecuje, że od dziś już razem, póki śmierć nas nie rozłączy. I to prawda, że małżeństwo jest takim świadectwem miłości. Bowiem związek małżeński to już nie tylko słowna obietnica. To przyrzeczenie zaangażowania, odpowiedzialności i poczucia wyłączności dla siebie. To naturalne, że po jakimś czasie poznawania siebie i upewniania się, że lubimy i kochamy drugiego człowieka, to taka deklaracja wspólnych celów życiowych jest naturalną koleją rzeczy. Ale jeżeli wizja ślubnego kobierca jest pogonią i przysłania szacunek i zrozumienie dla drugiej osoby, czego taka presja może być wyrazem – warto zatrzymać się i zastanowić, o co mi tak naprawdę chodzi.
Spróbujmy nazwać to co się z nami dzieje: czy to lęk przed samotnością, przed odrzuceniem ze strony partnera, którego wcale nie jesteśmy pewni, a może strach przed odrzuceniem ze strony rodziny, bo oni tego oczekują? Albo przed skandalem z powodu zajścia w ciążę? Nie powinniśmy decydować się na ślub ani posiadanie dzieci z partnerem, jeżeli mu nie ufamy, a na przykład staramy się go idealizować, bo już długo mieszkamy razem i robimy to za namową bliskich albo żeby dobrze wyglądało to przed koleżankami mężatkami. Sami powinniśmy dojść do przekonania, jak chcemy żyć.

O tym, jak żyjemy do 18. roku życia decydują rodzice, ale potem przecież my sami. Korzystajmy więc z dorosłości. Najpierw ja sama/sam decyduję, jak chcę żyć, a potem sprawdzam czy nasz partner/partnerka chce podobnie. I to niech będzie wstęp do decyzji o spędzeniu życia razem.
Brak deklaracji ze strony partnera nie musi wcale oznaczać, że on nie traktuje związku z nami poważnie. Możliwe, że to jedynie kwestia niezgrania czasowego albo braku komunikacji. Możliwe, że kiedy my myślimy o przyszłości, to nasz partner cieszy się tym, co ma w danej chwili. I to nie znaczy, że nie myśli o wspólnej przyszłości, ale np. jeszcze nie jest gotowy na dzieci. Ta presja może wywołać zupełnie inny skutek.
Mężczyźni często potrzebują więcej czasu na podjęcie takich dalekosiężnych decyzji. Dlatego istotna jest komunikacja. Bo w małżeństwie to NASZA WSPÓLNA WERSJA jest istotą satysfakcjonującej relacji. I to jak my chcemy, a nie nasi rodzice czy znajomi ma znaczenie. Bo to nie “społeczeństwo” będzie budziło się obok w łóżku, tylko właśnie ten fajny jeden wybrany człowiek. Poznajmy więc go najpierw, rozmawiajmy z nim, sprawdzajmy ile w nas jest pokrycia na to co on mówi, jak blisko nam w przekonaniach, a może to co powie uświadomi nam, że coś do czego dążymy także dla nas nie jest wcale najważniejsze? A bliskość i pewność jaką on nam daje, pozwala by się uwolnić z tych rodzinnych lub społecznych przekonań? Może właśnie wtedy ślub stanie się naturalnym krokiem, a pierścionek znajdzie się na naszym palcu szybciej niż myślimy. Zakochany mężczyzna doskonale wie, kiedy uklęknąć i poprosić nas o rękę. Dajmy mu szansę 🙂

LINK: https://www.kobieta.pl/artykul/skad-u-kobiet-presja-na-slub-ekspert-tlumaczy-to-zachowanie?fbclid=IwAR1mJKa8IYwaVZHk9sefHDE9qR5eLFAiwOLqP1UkyQNaZWPBdVeUAcF8oIw

Miłosny trójkąt: ona, on i smartfon. Jeden dzień z życia phubbera

– Ona położyła się spać, przescrollowałem szybko Facebooka i też zasnąłem. Tego wieczora jednak złapałem się na tym, że jedną ręką ją tulę, a drugą odpisuję – opowiada phubber.

Ta opowieść nie ma płci. Każde z nich może zamienić się rolami. Dwie postacie. Jeden dzień. Bezradny on – uzależniony od telefonu. Bezsilna ona – ma już dość życia w trójkącie. Są parą, a życie ze smartfonem jako tym trzecim, zabija ich związek. Pozornie spędzają czas razem, a w istocie jedno z nich wpatrzone jest w ekran urządzenia.

Termin “phubbing” jest połączeniem dwóch słów: “phone” (telefon) i “snubbing” (lekceważenie). Określa osoby, które lekceważą innych przy jednoczesnym skupianiu się na telefonie. Ona i on mają po 28 lat. Są razem od 4 lat, a mieszkają od 2. Na początku żyli jak przeciętna para, dopóki on nie stał się czynnym użytkownikiem Instagrama, Netflixa, Spotify i YouTuba. Pokochał memy oraz elektroniczne wydania gazet zarówno polskich, jak i zagranicznych.

to dzień z życia z phubberem.

Ona – jak żyć z osobą uzależnioną od telefonu?

Piątek. Godzina 6:45. “Dzień dobry, kochanie. Czas wstawać” – zwraca się do phubbera. – Odwracam się i widzę, że już nie śpi, za to scrolluje Facebooka – relacjonuje Ona.

Godzina 7:30. – Udaję się do kuchni, parzę kawę i szybko robię tosty, bo w ciągu tygodnia nie ma czasu na śniadaniowanie. On w tym czasie idzie do łazienki, oczywiście z telefonem – dodaje.

Godzina 8:30. – Wkładam buty, pytam na odchodne, czy zamówimy wieczorem pizzę i obejrzymy film. W odpowiedzi słyszę: “Dobry pomysł, kochanie. Miłego dnia w pracy i do zobaczenia wieczorem”. To było urocze. Uśmiechnął się do mnie i nasz wzrok się spotkał. Poczułam się tak, jak kiedyś – wyjaśnia.

Godzina 9:30–17:30. – Pracuję w dużym banku. Odpowiadam za kontakt z klientem. W ciągu dnia dostaję od niego w wiadomości 3-4 linki. Zazwyczaj podsyła artykuły. W przerwie na lunch prześledzę je wzrokiem, ale nie mam czasu w trakcie pracy zagłębiać się w treść. Czasami wysyła również memy. I tak wygląda nasz codzienny kontakt. On tłumaczy, że w ten sposób stara się mnie czymś zainteresować lub rozbawić. Nie sądzę, bo mógłby po prostu zapytać, co słychać – tłumaczy.

Godzina 18:00. – Wracając do domu, wysyłam mu wiadomość z zapytaniem, jakie wino kupić. Odpowiedź dostaję w ciągu 40 sekund, bo przecież telefon ma w ręku – zastanawia się ona.

Godzina 20:00. – Otwieramy wino. Zasiadamy na kanapie. Po ciężkim tygodniu wtulam się w jego ramiona. Jest bosko. Włączamy film na Netflixie, a w międzyczasie on zamawia pizzę za pomocą aplikacji. Robi zdjęcie i wrzuca na InstaStory z #friday i #love, oznaczając mnie przy tym. W mojej głowie pojawia się myśl, czy naprawdę cały świat musi wiedzieć, co robię w wolny wieczór. Przyjeżdża dostawca pizzy, spóźniony o 10 min. Stop film. On oznajmia, że koniecznie musi wystawić negatywną opinię na portalu. Na tym nie koniec. Pisze jeszcze na Facebooku, co sądzi na temat pizzerii. Faktycznie nie była najlepsza i do tego zimna, ale nie trzeba było robić z tego powodu awantury. Kończymy film. On przytula mnie jedną ręką, a w drugim trzyma telefon.

Godzina 23:00. – Po obejrzeniu, zaczęłam myć kieliszki po winie, a on wystawiać notę na Filmwebie. Byłam jednocześnie wściekła na jego zachowanie, jak i było mi smutno. Po raz kolejny przegrałam z telefonem. – Idziesz spać? – zapytałam. – Już, tylko odpiszę – odpowiedział, przesuwając kciukiem po ekranie.

On – jestem uzależniony od telefonu

Ten sam dzień. Godzina 6:00. – Ostatnio kiepsko śpię i wstaję przed budzikiem. Zaczynam od przejrzenia wiadomości. Następnie scrolluję Facebooka i Instagrama. Taka codzienna rutyna. Później łazienka i gra w Candy Crush. Każdy mój kumpel tak robi – śmieje się on.

Godzina 8:30. – Dziękuję jej za zrobienie śniadania, przytulam i staram się zagadać. Piję szybko kawę i doczytuję artykuł, który znalazłem rano, a w międzyczasie planujemy piątkowy wieczór. Ona wychodzi, przygotowuję się do pracy. Czytam maile i zaczynam odbierać telefony.

Godzina 10:00-18:00. – Zamawiam Ubera i jadę do biura. To czas, kiedy mogę obejrzeć jeden odcinek ulubionego programu na YouTubie. Pracuję w wypożyczalni samochodów, więc muszę być cały czas pod telefonem i w kontakcie z klientami. Kiedy na nich czekam, wchodzę na facebookową grupę, którą założyłem z kolegami. Wysyłamy tam sobie memy lub śmieszne filmiki. Przecież w tym nie ma nic złego. Czasami jednak łapię się na tym, że nie słyszę jak ktoś mnie woła.

Godzina 18:15 – Pobrałem nową aplikację na telefon, kiedy czekałem na klienta, więc od razu postanowiłem z niej skorzystać i wypożyczyłem elektryczną hulajnogę. Dojechałem i zamówiłem pizzę przez portal, aby ona była zadowolona.

Godzina 20:00. – Cieszyłem się, że w końcu spędzimy razem czas. Włączyłem film i przytuliłem ukochaną. Tylko telefon wciąż wibrował. Byłem ciekawy, kto do mnie pisze, więc zerknąłem. Później wkurzyłem się, bo dostawca przywiózł zimną i niedobrą pizzę. Od razu wystawiłem pizzerii negatywną opinię i ostrzegłem innych na Facebooku.

Godzina 23:00. – Widziałem, że ona się na mnie wścieka, ale nie wiedziałem do końca, o co jej chodzi. Przecież spędziliśmy razem ten wieczór. Oprócz pizzy było naprawdę miło. Ona położyła się spać, przescrollowałem szybko Facebooka i też zasnąłem. Tego wieczoru jednak złapałem się na tym, że jedną ręką ją tulę, a drugą odpisuję.

Phubbing – ignorowanie osób, z którymi przebywamy, poprzez korzystanie w ich obecności z telefonu

– Komórka to obecnie narzędzie właściwie niezbędne do życia, uświadamiamy to sobie w chwili, gdy korzystanie z niego staje się niemożliwe. Prawie 90 proc. Polaków posiada telefon komórkowy. Rozmawiamy coraz częściej nie tylko w celu przekazania informacji, ale dla przyjemności. Możemy wręcz powiedzieć, że nierzadko mamy swoistą więź z telefonem. Trochę przypomina to kształt relacji emocjonalnej jak z żywą osobą – tłumaczy Karolina Jarmołowicz, psychoterapeutka Ośrodka CENTRUM.

– O uzależnieniu decyduje aspekt ilościowy, czyli określający czas, jaki przeznacza się na korzystanie z niego. Aktualnie nie ma badań w Polsce, które pokazywałyby skalę tego zjawiska. Można się jednak domyślać, że jest ona ogromna. Szczególnie wśród młodych osób. Problem uzależnienia od telefonu komórkowego jest problemem rozwojowym, czyli takim, który będzie narastał – dodaje.

Zdaniem psycholożki objawami tego zjawiska są przede wszystkim odczuwanie nieodpartej potrzeby nieustannego otrzymywania i wysyłania wiadomości, sprawdzanie portali społecznościowych, dokumentowanie swojego życia poprzez nagrywanie filmów i publikowanie tego w sieci, a także oglądanie innych osób. Po prostu życie w aplikacjach i social mediach, zamiast prowadzenie życia towarzyskiego “w realu”.

– Podobnie jak w przypadku innych zaburzeń behawioralnych, psychoterapia opiera się na pogłębionej pracy nad problemami, które stanowią rzeczywistą przyczynę uzależnienia – kwituje.

LINK: https://kobieta.wp.pl/milosny-trojkat-ona-on-i-smartfon-jeden-dzien-z-zycia-phubbera-6437880021034625a?fbclid=IwAR2WjNJ-Emd4aKQi7dqVz2TgOit7rvNspA_aLy6tvadlrybr5DBNTI45tZI&src01=6a4c8&src02=isgf

Przemoc ekonomiczna wobec kobiet. “Jak rozpoznać, że jestem ofiarą przemocy ekonomicznej w związku?” [OKIEM EKSPERTA]

05.03.2021

K. LEA JARMOŁOWICZ-TURCZYNOWICZ, PSYCHOTERAPEUTA, SOCJOLOG, SZEFOWA OŚRODKA CENTRUM

Ostatnio coraz częściej mówimy o przemocy ekonomicznej wobec kobiet. Również nasze Czytelniczki pisały do nas, żebyśmy poruszyły to zagadnienie w naszym serwisie. Dlatego poprosiłyśmy naszą ekspertkę, psychoterapeutkę Karolinę Jarmołowicz-Turczynowicz z Ośrodka CENTRUM, żeby dokładnie wyjaśniła nam, jak wygląda przemoc ekonomiczna wobec kobiet w Polsce i jak ją rozpoznać w związku.

Kiedy mówimy o przemocy ekonomicznej wobec kobiet, trudno pominąć patriarchalne przekonania ukształtowane przez wieki, a w Polsce wciąż mocno celebrowane, że to mężczyzna powinien zarządzać pieniędzmi. Jeżeli to jedna osoba zarządza, to druga się temu podporządkowuje, a z takiego układu właśnie najbliżej do przemocy ekonomicznej.

Z taką formą przemocy mamy zazwyczaj do czynienia, gdy jej sprawca – ów zarządzający, używa argumentu pieniędzy, do zaspokojenia swojej potrzeby władzy i kontroli. Nierzadko także do rozładowywania napięcia poprzez ograniczanie finansowe i upokarzanie jej.

Do najczęstszych form przemocy ekonomicznej zalicza się: uniemożliwianie dostępu do wspólnego majątku np. konta, gdzie gromadzone są wspólne środki, wydzielanie i kontrolowanie wydatków, spieniężanie majątku bez konsultacji z partnerką; uzależnianie przekazania pieniędzy na utrzymanie domu od spełnienia jakiś warunków albo (bez konsultacji), zaciąganie kredytów i innych zobowiązań lub przywłaszczanie sobie środków przeznaczonych na utrzymywanie rodziny. To często także zakazywanie lub utrudnianie podjęcia pracy zarobkowej lub nauki czy uzależnianie zakupu niezbędnych produktów dla partnerki lub/i dzieci od wykonania jakiś czynności. Partnerka, aby otrzymać pieniądze np. na jedzenie, ubranie czy wycieczkę szkolną dla dziecka, musi “być grzeczna” i ‘spełniać życzenia” zarządcy. Często dochodzi w takich wypadkach także do nadużyć seksualnych.

Owe podporządkowanie się “kaprysowi władcy” staje się regułą w domu, gdzie króluje przemoc. Konieczność przedstawianie rachunków za zakupy, uznawania lub usuwanie planowanych do zakupu rzeczy, uznawanych przez “króla” jako potrzebne lub zbędne. Proszenie, usługiwanie bądź tolerowanie absurdalnych zachowań czy biernej-agresji, aby dostać to, co jest podstawą do normalnego funkcjonowania. Niestety na liście rzeczy o które trzeba “władcę” prosić, znajdują się często produkty pierwszej potrzeby dla kobiety tkj. podpaski i tampony. O ile zakupy spożywcze są konieczne do zapewniania dobrej jakości życia sprawcy przemocy, to nierzadko mężczyźni stosując przemoc ekonomiczną, wykorzystują produkty używane i niezbędne wyłącznie kobiecie, jako element swojej sadystycznej gry, w ramach której musi to ona na ten zakup musi zasłużyć.

Jak wynika z sondaży prawie 30 procent kobiet w Polsce nie ma własnych dochodów. Osoby takie są najczęściej właśnie uzależnione od swoich partnerów i padają ofiarami przemocy ekonomicznej. Zjawisko to dotyka jednak nie tylko tych kobiet, które nie zarabiają. Jest też tak, że mężczyźni wykorzystują pracę kobiet, żerując na ich pracy albo nie płacą np. alimentów. W partnerskich relacjach nikt nikogo nie wykorzystuje, a partnerzy otwarcie się komunikują i uzgadniają wspólnie wszystkie decyzje – także finansowe.

Wieloletnie badania prowadzone przez Centrum Praw Kobiet pokazują związek między przemocą w rodzinie, a funkcjonowaniem kobiet na rynku pracy. Nie można skutecznie pomóc kobietom w uwolnieniu się z przemocowych związków, dopóki nie uzyskają one niezależności finansowej i wiedzy odnośnie planowania i zarządzania swoimi finansami, korzystania z pożyczek i kredytów bankowych, a także planowania przyszłości finansowej. Bowiem brak własnych środków, pracy czy mieszkania sprawia, że nawet jeżeli kobieta odejdzie od przemocowego partnera to wraca do niego, nie mogąc samodzielnie zapewnić bytu sobie czy rodzinie.

Trudno określić dokładnie procent kobiet, których dotyka ten problem w Polsce, ale jest on wyższy niż w krajach zachodnich. Jednak nie tylko ze względu na polityczne uwarunkowania wciąż celebrujące tradycyjny model rodziny jako jedyny właściwy i “normalny”. Wydaje się, że istotny przede wszystkim jest  fakt, że jesteśmy wciąż krajem na dorobku i nie mamy zwyczaju, tak jak to jest często na Zachodzie, spisywać jasnych i przejrzystych umów przedmałżeńskich. Te bowiem chroniłyby przed nadużyciami ze strony partnera. Często wspólny kredyt wiąże ofiar ze sprawcą na lata, a uciekające z domu kobiety zmuszone są do płacenia np. za mieszkanie, w którym nadal pozostaje sprawca przemocy. Niepokoi także w Polsce kwestia przyznawanie opieki dziecka ojcu, który znęcał się nad matką, bo mając lepsze warunki materialne, staje się prawnym opiekunem malucha. Pomimo więc ucieczki od przemocowego partnera, kobieta nadal narażona jest na przemoc – partner ma szansę co nierzadko czyni, szantażować ucięciem spotkań z dzieckiem albo warunkuje je podporządkowywaniem się byłej partnerki. I tak ofiara przemocy domowej staje się dodatkowo – ofiarą systemu.

Młodym kobietom jest łatwiej wyjść z uzależnienia finansowego, ponieważ mają większą szansę na znalezienie zatrudnienia albo podnoszenia swoich kwalifikacji. Trudniej z kobietami 50+, które mogą właściwie tylko walczyć o alimenty, bo rynek pracy nie ma im zbyt wiele do zaproponowania.

Niestety w Polsce wciąż to od kobiety się oczekuje, że zrezygnuje z własnych aspiracji zawodowych i poświęci się rodzinie i pomimo wielu zmian kulturowych wciąż jesteśmy społeczeństwem tradycyjnym, gdzie rola i miejsce kobiety i mężczyzny w rodzinie i w społeczeństwie jest jasno zdefiniowana. Równouprawnienie płci nie zabezpiecza kobiet niestety przed przemocą ekonomiczną, bo więcej praw – automatycznie, mają mężczyźni, a kobieta stawiana jest w roli bardziej służebnej w stosunku zarówno do mężczyzny, jak i całej rodziny. Nasze społeczeństwo się rozwija, ale niestety to co zmieniło się w tej kwestii to głównie to, że mężczyźni coraz częściej oczekują od kobiet równego wkładu w gospodarstwo domowe, jednocześnie wcale nie odciążając je w sprawach prowadzeniem domu i wychowaniem dzieci. Niby więc kobieta może pracować, ale nie jest w stanie angażować się w nie w takim stopniu, by stać ją było na posiadanie swoich zasobów finansowych i w sytuacji toksyczności relacji – odejście i uniezależnienie się od partnera. Sprawcy przemocy więc nierzadko po odejściu kobiety mają jeszcze lepiej niż trwając w małżeństwie. Mają wypracowany latami sukces zawodowy, zasoby finansowe i dzieci na co drugi weekend. Kobiety często w takiej sytuacji wiążą “koniec z końcem” walcząc latami o adekwatne alimenty.

To, o co walczy m.in. np. Centrum Praw Kobiet, to aby kobieta, która pracuje w domu, wspiera męża, miała prawo do własnego zabezpieczenia emerytalnego, a pracujący zawodowo i zwolniony z obowiązków domowych mąż – opłacał te składki.

„Przeciwdziałanie przemocy ekonomicznej wymaga spójnej i kompleksowej polityki dotyczącej równego traktowania kobiet i mężczyzn, przeciwdziałania przemocy w rodzinie, działań ukierunkowanych na wzmacnianie i promowanie niezależności finansowej kobiet i dziewcząt, dobrego prawa i jego skutecznego stosowania – Centrum Praw Kobiet.”

Jeżeli z jednej strony docenia się bezrobotne matki programem 500+, z drugiej wydaje się wręcz konieczne zadbanie o to, by kobiety nie tylko miały szansę na wejście lub powrót na rynek pracy po urodzeniu dziecka, ale miały oparcie w postaci procedur przeciwdziałajacych przemocy i wsparcie ekonomiczne na produkty pierwszej potrzeby tkj. podpaski. Nie ma mowy o demokracji jeżeli tak podstawowe kwestie nie są zabezpieczane.

LINK: https://www.kobieta.pl/artykul/przemoc-ekonomiczna-wobec-kobiet-w-polsce-jak-rozpoznac-ze-jestem-ofiara-przemocy-ekonomicznej-w-zwiazku-ekspert-wyjasnia?fbclid=IwAR0CtaRZBZkDykt_LSm2tuwcrOyD61QvXkRdokvZ6TYNTJILrEtA8RLnSjs

Galentine’s Day: “To święto przypominające nam o sile kobiecej przyjaźni i jej celebrowaniu” [OKIEM EKSPERTA]

12.02.2021

KAROLINA JARMOŁOWICZ – PSYCHOTERAPEUTA, SOCJOLOG, OŚRODEK CENTRUM

Galentine’s Day, to amerykańskie święto obchodzone jest 13 lutego i ma na celu celebrowanie damskiej przyjaźni. Trochę w opozycji do Walentynek, które przypadają dzień później. Wydaje się jednak, że to święto jest także symbolem zmian, jakie zachodzą w ostatnich latach na świecie.

Siła kobiet 

Nie ma dziś w Polsce dziedziny, w której kobiety nie odgrywałyby ważnej roli – to stare hasło po setkach lat walki o równouprawnieniestało się rzeczywistością. Kobiety, mimo że określane “słabszą płcią”, odnoszą sukces we wszystkich dziedzinach. Kiedy patrzymy na historię, to wydaje się, że ten przełom był możliwy właśnie dzięki sile wspólnoty kobiet. Sile przyjaźni i łączeniu się wspaniałej energii kobiecej. Kiedy działamy razem, wydajemy się niezwyciężone.

Współczesna kobieta łączy wiele ról, a dzięki połączeniu serca i umysłu w każdej z ról sprawdzam się idealnie. Matka, żona, córka, siostra, przyjaciółka, pracownik, szefowa, partnerka… cokolwiek podejmujemy, potrafimy nie tylko dorównać mężczyznom, ale w wielu obszarach jesteśmy wręcz przez nich nie do zastąpienia. Nie dziwne, że tyle setek lat nie dopuszczano nas do piastowania wysokich stanowisk i “uderzałyśmy głową w szklany sufit”.

Kobiety od zarania dziejów spędzały ze sobą czas i pielęgnowały swoją unikalną wspólnotę. Nasza opiekuńczość, troskliwość, wrażliwość oraz  wytrzymałość na ból to fundament naszej ogromnej siły psychicznej. Coraz więcej kobiet znajduje się na liście najbogatszych ludzi na świecie, zdobywa Noble i Oscary, a dziedziny naukowe do niedawna zarezerwowane dla mężczyzn, przejmowane są masowo przez kobiety.

Po setkach lat uciszania doszłyśmy do głosu. Jest on silny dzięki temu, że wspieramy się coraz bardziej i łączymy się. Dzięki milionom aktywistek udaje się tchnąć siłę w wiele projektów poświęconych wsparciu kobietom. Przykładem może być akcja zainicjowana przez “Sister’s of Europe”: #MeToo, czy “Czarny protest” albo “Jestem silna bo…” – cykl grafik Marty Frej, graficzki i feministki.

Nasza kobieca przyjaźń i wspólnota to ogromna siła z jakiej możemy wszystkie czerpać. Wspierając się nawzajem, budujemy Świat, w którym nie tylko rozum odnosi triumf, ale i serce. A przecież to właśnie połączenie jest istotą człowieczeństwa. 

Galentine’s Day – dzień przyjaźni przed Walentynkami 

Niech dzisiejszemu dniu towarzyszy refleksja o tym, jakie jest moje miejsce w tej wspólnocie. Jeżeli z okazji Walentynek zakochaniwręczają sobie prezenty, to może z okazji Galentine’s Day my także możemy zrobić coś dobrego dla innej kobiety? Rozejrzyj się wokół i zobacz jakie kobiety Cię otaczają, dostrzeż ich i poświęć im chwilę. Może któraś z nich potrzebuje dobrego słowa? Może któraś z nich pięknie dziś wygląda i mogłabyś jej to powiedzieć? A może dawno nie dzwoniłaś do siostry albo przyjaciółki czy kuzynki?Zatrzymaj się i zobacz, czy Ty dziś nie potrzebujesz wsparcia drugiej kobiety i rozejrzyj się dookoła – jesteśmy. Jesteśmy i możesz na nas liczyć!

LINK: https://www.kobieta.pl/artykul/galentines-daym-13-lutego-to-swieto-przypominajace-nam-o-sile-kobiecej-przyjazni-i-jej-celebrowaniu-okiem-eksperta-200213114400?fbclid=IwAR2BiyKaMKPy8RuOTtlgMh6BsVlL_30ylU-43pXb0NciPf-dNIbI7iYEJvI

Nie wierzysz w siebie i nie doceniasz własnych sukcesów? Być może cierpisz na “Syndrom Oszusta” [OKIEM EKSPERTA]

15.09.2020

KAROLINA JARMOŁOWICZ – PSYCHOTERAPEUTA, SOCJOLOG, OŚRODEK CENTRUM

Syndrom oszusta to syndrom, na który cierpią głównie kobiety. Co to jest syndrom oszusta, jak go rozpoznać i sobie z nim radzić podpowiada nasz ekspert.

Syndrom Oszusta: co to jest?

Syndrom oszusta to nie jest zaburzenie psychiczne, a bardziej nazywamy tym określeniem pewnego rodzaju psychologiczne doświadczenie. A cierpią na niego głównie kobiety.

Po raz pierwszy termin „syndrom oszusta” ukazał się w 1978 roku w artykule Pauline Clancy ( inż.  Paulina R. Clance ) i Suzanne IME ( ang.  Suzanne A. Imes ), gdzie opisano obserwacje wielu kobiet sukcesu. To co je łączyło, to fakt, że były one skłonne uwierzyć, że nie są wcale tak bardzo inteligentne, a inni je z całą pewnością przeceniają.

Syndrom Oszusta: jak rozpoznać?

Sposoby przeżywania i doświadczania syndromu oszusta, możemy podzielić na trzy kategorie:

  1. „Jestem pretendentem” – nie wierzę więc, że zasługuję na osiągnięty sukces lub pozycję. Jestem przekonana, że inni mnie przeceniają. Z reguły takim myślom towarzyszą obawy, że prawda zaraz wyjdzie na jaw i wszyscy zobaczą, ze tak naprawdę to jestem niekompetentna. Strach przed ujawnieniem rzekomej prawdy, znacznie zwiększa lęk przed porażką, ale także przed sukcesem. Zakłada bowiem, że sukces jest wielką odpowiedzialnością. Zbyt wielką jak na umiejętności.
  2. „To przypadek albo fart” – wyjaśniam sukcesy odrobiną szczęścia lub innych zewnętrznych przyczyn. Pomniejszam swój udział. Towarzyszy temu obawa, że to się udało jednorazowo, więc następnym razem będzie porażka.
  3. „To było łatwe, nic takiego wielkiego” – wiara, że wykonana praca była zbyt łatwa i sukces nie zasługuje na wiele uwagi

Jak wynika z badań, kobiety cierpiące na syndrom oszustki dorastają głównie w dwóch modelach rodziny:

  • W przypadku, kiedy rodzice przypisują dzieciom swoje etykiety, niekoniecznie zgodne z rzeczywistością. Dziecko, które uważano za mniej inteligentne, nie poczuje się mądrze. Nawet jeśli uzyska dobre oceny lub odniesie sukces, większy niż na przykład jej siostra, wciąż będzie miało poczucie, że jest gorsze i musi nadal więcej się starać, aby zasłużyć już na miano „mądrzejszego”.
  • W drugim przypadku rodzice idealizują malucha. Później, gdy dziecko dorasta i napotyka na swojej drodze trudności, zaczyna podważać właściwie wszystkie swoje umiejętności, bo traci wiarę w idealny obraz nadany mu przez rodziców. Ponieważ nie chce niszczyć wyidealizowanej reprezentacji rodziców o sobie samym, nie wyrażą tego wprost, ale wewnętrznie ma poczucie, że jest nic niewarte.

Subiektywne przekonanie do bycia „oszustem” pojawia się często pod koniec szkoły lub na początku studiów lub pracy zawodowej. Zdarza się także, że syndrom oszusta towarzyszy w sytuacjach zwiększania wymagań lub po awansie. Osoby doświadczające tego syndromu obierają często strategię samo-utrudniania: np. nie przygotowują się do spotkania intensywnie lub zabierają się do tego bardzo późno. Albo więc wypadają gorzej rzeczywiście od innych potwierdzając tym samym swoją niekompetencję lub jeżeli posiadają faktycznie duże zasoby i udaje im się odnieść sukces, to przypisują go innym okolicznościom od nich niezależnym.

Wiele osób zdradzających objawy syndromu oszusta wykazuje kilka wspólnych cech i zachowań, generowanych przez stres związany ze swoją „rzekomą niekompetencją”. To przede wszystkim perfekcjonizm i pracoholizm. Jeśli zatem pracujemy ponad siły lub poświęcamy sporo czasu na drobiazgi – warto się zatrzymać i zastanowić czy przypadkiem teraz niepotrzebnie siebie nie ciśniemy.

Syndrom Oszusta: jak sobie radzić?

Powinno się faktycznie przypisywać sobie (nawet dosłownie na kartce) osiągane sukcesy. Zamiast „udało mi się”, to: „osiągnąłem sukces, ponieważ zrobiłam to .. i to…”. Ważne jest uświadomienie sobie swoich zasobów rzeczywistych. Można spróbować zrobić to samej albo skorzystać z pomocy psychologa, psychoterapeuty lub coacha. Kiedy nauczymy się doceniać własne osiągnięcia, będziemy mogli lepiej radzić sobie z obowiązkami i wykorzystywać swój potencjał.  Może warto porozmawiać szczerze z bliskimi, szefem i znajomymi z pracy. Grunt to poznać rzeczywistość: to co umiemy oraz to czego nie umiemy. Tego drugiego przecież możemy się nauczyć.

LINK: https://www.kobieta.pl/artykul/syndrom-oszusta-co-to-jest-i-jak-sobie-radzic?fbclid=IwAR34tQNcoHj5LdbNuPmUHlx7sqha5g6oS4UG6riEyZ3cgxTSEKGO2CQ3fM8

“Niska samoocena wynika z lęku, że nie jesteś wystarczająca, a wtedy brak sił do zmian” [OKIEM EKSPERTA]

01.07.2020

K. LEA JARMOŁOWICZ-TURCZYNOWICZ, PSYCHOTERAPEUTA, SOCJOLOG, SZEFOWA OŚRODKA CENTRUM

“Już samo dążenie do czegoś wzmacnia naszą samoocenę i budzi w nas szczerą naturalną satysfakcję” – mówi nam Karolina Jarmołowicz, psychoterapeutka i socjolog z Ośrodka CENTRUM. Eksperta wyjaśnia, jak budować poczucie własnej wartości i wzmacniać samoocenę. Jej rady powinna wprowadzić od dzisiaj w swoje życie każda z nas.

Samoakceptacja jest tak istotna dlatego, że prawdziwa praca nad sobą może się rozpocząć dopiero po tym, jak zaakceptujesz obecny stan rzeczy i swoje życie. A to wcale nie oznacza rezygnacji z dalszego rozwoju i chęci zmiany. Na niej budujesz swojej wartości i naturalną pewność siebie, na której oprzesz swoje działania. To zaufanie i szacunek dla siebie samej i przekonanie, że jesteśmy zawsze OK i zasługujemy na wszystko, co najlepsze w życiu. Ważne, aby punktem wyjścia była samoakceptacja i z niej wynikała chęć naszego rozwoju. Ze współczucia i wyrozumiałości dla siebie, a nie karania. 

Poczucie wartości natomiast ma ogromny związek z obrazem samego siebie, czyli tym, co myślimy i przekonaniami, jakie mamy o sobie. To, co myślimy na swój temat, jest tym, co staje się niestety faktem o sobie. Jeżeli jesteśmy przekonane wewnętrznie o tym, że jesteśmy nieatrakcyjne, to nie ma takiej ilości słów, które nas przekonają, że tak nie jest.

Fundamentem dobrej samooceny jest wiara we własną skuteczność oraz szacunek do samej siebie. To przekonanie, że jesteś w stanie sobie poradzić z wyzwaniami dnia codziennego oraz pewność, że w każdej sytuacji raczej dasz sobie radę. To takie zaufanie do siebie, a także osiąganie tego, czego pragniemy oraz cieszenie się z tego, co zrobimy. Szacunek do siebie to także przekonanie, że mamy prawo do szczęścia, sukcesu i zasługujemy na to, czego pragniemy.

Już samo dążenie do czegoś wzmacnia naszą samoocenę i budzi w nas szczerą naturalną satysfakcję. Niska samoocena wynika z lęku, że nie jestem wystarczająca, a wtedy brakuje nam  sił do zmian, bo całą energię zużywamy na chronienie siebie w tej słabości, zamiast na dążenie do osiągnięcia sukcesu. Najważniejsza jest spójność – to, co myślimy o sobie, z tym, co planujemy w związku z tym i wspieramy siebie, aby tego dokonać. A jeśli nam się uda, to docenienie siebie za sukces lub jeżeli się nam nie uda, to pocieszenie i okazanie sobie wyrozumiałości.

Warto, abyśmy planowały różne rzeczy i je realizowały – realnie tworząc fundamenty, które wpłyną na zadowolenie z siebie. Kluczem bowiem jest spójność.

Poczucie własnej wartości nie może być bowiem oderwane od rzeczywistości i faktów, które potwierdzają nasze wyobrażenia. Wmawianie sobie nieprawdy nie zadziała. Samoocenę także budują konkretne działania. Na nią niestety wpływa także wiele rzeczy także od nas niezależnych, takie jak dom, w którym dorastaliśmy albo kształt naszych relacji z rodzicami, rodziną czy znajomymi. Niezależnie jednak od tego, czy w dzieciństwie mieliśmy doświadczenia pozwalające nam dobrze o sobie myśleć, czy nie, to w dorosłym życiu możesz być dla siebie dobrym coachem i budować swoją wartość na dorosłych fundamentach. To my ostatecznie decydujemy, co o sobie myślimy i to od tego myślenia wyłącznie zależy to, jak siebie będziemy ceniły. Tylko my mamy prawdziwą moc, aby wzmacniać siebie, a nie osłabiać. Poczucie wartości jest wypadkową spójnych wyborów. Jeżeli siebie oszukujemy, to nigdy nie będziemy cenić siebie, bo znamy prawdę.

Zaakceptować siebie w pełni to dać sobie upoważnienie do bycia dokładnie takim, jakim się jest, a równocześnie pozwolić na to samo innym, czyli pamiętać, że zawsze istnieje druga strona medalu. Akceptacja to również dawanie sobie prawa do posiadania wad, słabości i oczekiwań, przyznając oczywiście ten sam przywilej innym (Carrolle Isabel, “Uzdrawiająca samoakceptacja”)

Jak budować samoakceptację?

Kiedy popełnisz błąd i czujesz się winna z powodu swojego zachowania, powiedz sobie, że to jest w porządku – dostrzeż to i współczuj sobie, bo to jest przykre i bolesne doświadczenie. Nie jest przecież łatwo zmierzyć się z tymi trudnymi emocjami, jakie przeżywasz, kiedy coś Ci się nie uda… Smutek, żal, złość, rozczarowanie, a czasem wstyd. Przyjmij te emocje. Pozwól sobie je przeżyć i zaakceptuj je. Daj im przestrzeń do zaistnienia, bo tylko z takiej pozycji możesz zastanowić się, co możesz w swoim życiu zmienić i co zrobić inaczej i dasz sobie do tego siłę. Jeżeli masz za sobą trudne doświadczenia z dzieciństwa, to nie powtarzaj tego schematu, który Ci zaszczepiono, daj sobie to, czego wtedy nie dostawałaś. Potraktuj siebie tak, jakbyś potraktowała inną osobę w takiej sytuacji, dając sobie ciepło, delikatność i wsparcie. Daj sobie czas. Poczucie własnej wartości ma wielki wpływ na wszystkie sfery naszego życia. Na osiągnięcia w pracy, ale także na to w kim się zakochujemy, jak traktujemy siebie i naszych partnerów, dzieci i znajomych.

1. Praktyka świadomego życia, czyli szacunek do faktów i chęć uczenia się.

Bądź zainteresowana pogłębianiem swojej wiedzy w odniesieniu do zmian, jakie są częścią naszego życia. Niepogłębianie wiedzy oznaczać będzie bowiem brak narzędzi do stawiania czoła tym zmianom. Warto prowadzić świadome życie, a to oznacza refleksję, która towarzyszyć powinna każdej nowej rzeczy w życiu. Wykorzystuj swoją zdolność myślenia i analizuj własne działania. Traktuj swoje życie, jak swoją największą inwestycję.

2. Praktyka samoakceptacji: akceptowanie siebie z zasobami i wadami.

Bądź świadoma swoich mocnych i słabych stron. Ta wiedza sprawi, że łatwiej Ci będzie podejmować decyzje. Mów o sobie dobrze, doceń własne działania, chwal siebie i przyjmuj pochwały od innych z wdzięcznością. Doceniaj także innych ludzi.

Pamiętaj, im wyższa samoocena, tym więcej masz szacunku i życzliwości dla innych ludzi, a przede wszystkim jesteś uczciwa.

3. Praktyka asertywności, czyli stawianie innym granic w zadbaniu o swoje sprawy.

Odmawiasz, gdy pomaganie innej osobie naraża Ciebie na nieprzyjemne konsekwencje. Pilnujesz, aby inni zwracali się do Ciebie z szacunkiem. Jesteś strażniczką swoich praw i dbasz, by inni je szanowali.

4. Branie odpowiedzialności za siebie.

Samodzielnie potrafisz zaspokoić swoje potrzeby. Jesteś dorosła, więc w odróżnieniu od dziecka warto, abyś rozpoznawała swoje potrzeby i samodzielnie zaspokajała je wszystkie: fizyczne, emocjonalne, duchowe i umysłowe. Twoje relacje oparte są na partnerstwie, a nie na zależnościach. Oczywiście, że możesz prosić i przyjmować, ale nie traktujesz innego człowieka jak choinki, z której zdejmujesz ozdoby. 

5. Posiadanie celów w życiu.

Poszukuj wyzwań i stawiaj przed sobą cele, a realizacja ich będzie wzmacniała poczucie wartości. Ciesz się działaniami i zmianami. Nie bój się robić czegoś inaczej, bo to Cię rozwija, a rozwój daje Ci radości i daje energię. Nawet jak popełniasz błędy, to wyciągasz wnioski i do przodu!

SUKCES = CEL + DZIAŁANIE 

6. Bądź uczciwa wobec siebie i innych.

Uznaj i nazwij wartości, które Ciebie najlepiej reprezentują. To na nich będziesz budowała swoje życiowe cele. Rób w życiu to, co pozwala Ci te wartości realizować, a nie gnaj za tłumem bez refleksji. Zastąp: musisz na chcę. I pamiętaj – potrzebna jest dyscyplina w tym, by być po swojej stronie.

Trzymam za Ciebie kciuki! Jestem pewna, że sobie świetnie poradzisz. Masz całe życie na to, by siebie wspierać i budować. Powodzenia!

LINK: https://www.kobieta.pl/artykul/jak-budowac-poczucie-wlasnej-wartosci-jak-akceptowac-siebie-sprawdzone-rady-eksperta?fbclid=IwAR2tw70Fci7MzSum2MBL-fIBnIa1r3TlvcCv2kgdNwcst71N8brdqhH0Z2k

“Niska samoocena wynika z lęku, że nie jesteś wystarczająca, a wtedy brak sił do zmian” [OKIEM EKSPERTA]

01.07.2020

K. LEA JARMOŁOWICZ-TURCZYNOWICZ, PSYCHOTERAPEUTA, SOCJOLOG, SZEFOWA OŚRODKA CENTRUM

“Już samo dążenie do czegoś wzmacnia naszą samoocenę i budzi w nas szczerą naturalną satysfakcję” – mówi nam Karolina Jarmołowicz, psychoterapeutka i socjolog z Ośrodka CENTRUM. Eksperta wyjaśnia, jak budować poczucie własnej wartości i wzmacniać samoocenę. Jej rady powinna wprowadzić od dzisiaj w swoje życie każda z nas.

Samoakceptacja jest tak istotna dlatego, że prawdziwa praca nad sobą może się rozpocząć dopiero po tym, jak zaakceptujesz obecny stan rzeczy i swoje życie. A to wcale nie oznacza rezygnacji z dalszego rozwoju i chęci zmiany. Na niej budujesz swojej wartości i naturalną pewność siebie, na której oprzesz swoje działania. To zaufanie i szacunek dla siebie samej i przekonanie, że jesteśmy zawsze OK i zasługujemy na wszystko, co najlepsze w życiu. Ważne, aby punktem wyjścia była samoakceptacja i z niej wynikała chęć naszego rozwoju. Ze współczucia i wyrozumiałości dla siebie, a nie karania. 

Poczucie wartości natomiast ma ogromny związek z obrazem samego siebie, czyli tym, co myślimy i przekonaniami, jakie mamy o sobie. To, co myślimy na swój temat, jest tym, co staje się niestety faktem o sobie. Jeżeli jesteśmy przekonane wewnętrznie o tym, że jesteśmy nieatrakcyjne, to nie ma takiej ilości słów, które nas przekonają, że tak nie jest.

Fundamentem dobrej samooceny jest wiara we własną skuteczność oraz szacunek do samej siebie. To przekonanie, że jesteś w stanie sobie poradzić z wyzwaniami dnia codziennego oraz pewność, że w każdej sytuacji raczej dasz sobie radę. To takie zaufanie do siebie, a także osiąganie tego, czego pragniemy oraz cieszenie się z tego, co zrobimy. Szacunek do siebie to także przekonanie, że mamy prawo do szczęścia, sukcesu i zasługujemy na to, czego pragniemy.

Już samo dążenie do czegoś wzmacnia naszą samoocenę i budzi w nas szczerą naturalną satysfakcję. Niska samoocena wynika z lęku, że nie jestem wystarczająca, a wtedy brakuje nam  sił do zmian, bo całą energię zużywamy na chronienie siebie w tej słabości, zamiast na dążenie do osiągnięcia sukcesu. Najważniejsza jest spójność – to, co myślimy o sobie, z tym, co planujemy w związku z tym i wspieramy siebie, aby tego dokonać. A jeśli nam się uda, to docenienie siebie za sukces lub jeżeli się nam nie uda, to pocieszenie i okazanie sobie wyrozumiałości.

Warto, abyśmy planowały różne rzeczy i je realizowały – realnie tworząc fundamenty, które wpłyną na zadowolenie z siebie. Kluczem bowiem jest spójność.

Poczucie własnej wartości nie może być bowiem oderwane od rzeczywistości i faktów, które potwierdzają nasze wyobrażenia. Wmawianie sobie nieprawdy nie zadziała. Samoocenę także budują konkretne działania. Na nią niestety wpływa także wiele rzeczy także od nas niezależnych, takie jak dom, w którym dorastaliśmy albo kształt naszych relacji z rodzicami, rodziną czy znajomymi. Niezależnie jednak od tego, czy w dzieciństwie mieliśmy doświadczenia pozwalające nam dobrze o sobie myśleć, czy nie, to w dorosłym życiu możesz być dla siebie dobrym coachem i budować swoją wartość na dorosłych fundamentach. To my ostatecznie decydujemy, co o sobie myślimy i to od tego myślenia wyłącznie zależy to, jak siebie będziemy ceniły. Tylko my mamy prawdziwą moc, aby wzmacniać siebie, a nie osłabiać. Poczucie wartości jest wypadkową spójnych wyborów. Jeżeli siebie oszukujemy, to nigdy nie będziemy cenić siebie, bo znamy prawdę.

Zaakceptować siebie w pełni to dać sobie upoważnienie do bycia dokładnie takim, jakim się jest, a równocześnie pozwolić na to samo innym, czyli pamiętać, że zawsze istnieje druga strona medalu. Akceptacja to również dawanie sobie prawa do posiadania wad, słabości i oczekiwań, przyznając oczywiście ten sam przywilej innym (Carrolle Isabel, “Uzdrawiająca samoakceptacja”)

Jak budować samoakceptację?

Kiedy popełnisz błąd i czujesz się winna z powodu swojego zachowania, powiedz sobie, że to jest w porządku – dostrzeż to i współczuj sobie, bo to jest przykre i bolesne doświadczenie. Nie jest przecież łatwo zmierzyć się z tymi trudnymi emocjami, jakie przeżywasz, kiedy coś Ci się nie uda… Smutek, żal, złość, rozczarowanie, a czasem wstyd. Przyjmij te emocje. Pozwól sobie je przeżyć i zaakceptuj je. Daj im przestrzeń do zaistnienia, bo tylko z takiej pozycji możesz zastanowić się, co możesz w swoim życiu zmienić i co zrobić inaczej i dasz sobie do tego siłę. Jeżeli masz za sobą trudne doświadczenia z dzieciństwa, to nie powtarzaj tego schematu, który Ci zaszczepiono, daj sobie to, czego wtedy nie dostawałaś. Potraktuj siebie tak, jakbyś potraktowała inną osobę w takiej sytuacji, dając sobie ciepło, delikatność i wsparcie. Daj sobie czas. Poczucie własnej wartości ma wielki wpływ na wszystkie sfery naszego życia. Na osiągnięcia w pracy, ale także na to w kim się zakochujemy, jak traktujemy siebie i naszych partnerów, dzieci i znajomych.

1. Praktyka świadomego życia, czyli szacunek do faktów i chęć uczenia się.

Bądź zainteresowana pogłębianiem swojej wiedzy w odniesieniu do zmian, jakie są częścią naszego życia. Niepogłębianie wiedzy oznaczać będzie bowiem brak narzędzi do stawiania czoła tym zmianom. Warto prowadzić świadome życie, a to oznacza refleksję, która towarzyszyć powinna każdej nowej rzeczy w życiu. Wykorzystuj swoją zdolność myślenia i analizuj własne działania. Traktuj swoje życie, jak swoją największą inwestycję.

2. Praktyka samoakceptacji: akceptowanie siebie z zasobami i wadami.

Bądź świadoma swoich mocnych i słabych stron. Ta wiedza sprawi, że łatwiej Ci będzie podejmować decyzje. Mów o sobie dobrze, doceń własne działania, chwal siebie i przyjmuj pochwały od innych z wdzięcznością. Doceniaj także innych ludzi.

Pamiętaj, im wyższa samoocena, tym więcej masz szacunku i życzliwości dla innych ludzi, a przede wszystkim jesteś uczciwa.

3. Praktyka asertywności, czyli stawianie innym granic w zadbaniu o swoje sprawy.

Odmawiasz, gdy pomaganie innej osobie naraża Ciebie na nieprzyjemne konsekwencje. Pilnujesz, aby inni zwracali się do Ciebie z szacunkiem. Jesteś strażniczką swoich praw i dbasz, by inni je szanowali.

4. Branie odpowiedzialności za siebie.

Samodzielnie potrafisz zaspokoić swoje potrzeby. Jesteś dorosła, więc w odróżnieniu od dziecka warto, abyś rozpoznawała swoje potrzeby i samodzielnie zaspokajała je wszystkie: fizyczne, emocjonalne, duchowe i umysłowe. Twoje relacje oparte są na partnerstwie, a nie na zależnościach. Oczywiście, że możesz prosić i przyjmować, ale nie traktujesz innego człowieka jak choinki, z której zdejmujesz ozdoby. 

5. Posiadanie celów w życiu.

Poszukuj wyzwań i stawiaj przed sobą cele, a realizacja ich będzie wzmacniała poczucie wartości. Ciesz się działaniami i zmianami. Nie bój się robić czegoś inaczej, bo to Cię rozwija, a rozwój daje Ci radości i daje energię. Nawet jak popełniasz błędy, to wyciągasz wnioski i do przodu!

SUKCES = CEL + DZIAŁANIE 

6. Bądź uczciwa wobec siebie i innych.

Uznaj i nazwij wartości, które Ciebie najlepiej reprezentują. To na nich będziesz budowała swoje życiowe cele. Rób w życiu to, co pozwala Ci te wartości realizować, a nie gnaj za tłumem bez refleksji. Zastąp: musisz na chcę. I pamiętaj – potrzebna jest dyscyplina w tym, by być po swojej stronie.

Trzymam za Ciebie kciuki! Jestem pewna, że sobie świetnie poradzisz. Masz całe życie na to, by siebie wspierać i budować. Powodzenia!

LINK: https://www.kobieta.pl/artykul/jak-budowac-poczucie-wlasnej-wartosci-jak-akceptowac-siebie-sprawdzone-rady-eksperta?fbclid=IwAR02XKEXYTKs3m2Kym_pmUcHwMVtCfeNeEcZhUSPYyLswtDiksMsleRrzSU